wtorek, 28 kwietnia 2015

9. Pieczęć.

                Jestem całkowicie pogrążona w swoich myślach, choć dwójka ludzi koło mnie żwawo rozmawia. Nie obchodzi mnie o czym rozmawiają, ich rozmowa mnie omija. Czemu? Tak mi jest wygodniej w tym momencie. Nie mam też ochoty, by z nimi powymieniać kilka zdań. Po prostu nie chcę, mam teraz inne zmartwienie. O wiele ważniejsze niż jakaś głupia rozmowa.
                Wpatruję się beznamiętnie w jedzenie. Mimo, że tego że nie mam ochoty niczego brać do ust wewnątrz mnie toczy się walka. Zmusić się i zjeść czy też zostawić. Wiedziałam, że to co wezmę i przełknę w najbliższym czasie całkiem je zwrócę. Jedynie nalałam sobie sok pomarańczowy do szklanki, z której później powoli upijałam małymi łykami ciecz.
- Syn, wszystko w porządku?
                Te kilka słów wyrwały mnie z zamyślenia. Lekko zdziwiona tym, że ktoś się mną przejmuję spojrzałam się na Jacka. Szczerze to chyba nie pierwszy raz tak jest, ale ciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić. Uczucie współczucia jest dla mnie obce. Znam walkę i chęć przetrwania - tylko to mnie nauczyło życie. Nie miał mnie kto nauczyć tego uczucia. Wymusiłam w sobie delikatny uśmiech. Niezwykle fałszywy, bo nic nie było dobrze. Miałam tylko nadzieje, że wygląda normalnie.
- Tak, wszystko w porządku.
                Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Kolejna nadzieja, że ten sztuczny uśmiech wszystko załatwi i nie będą zadawać niepotrzebnych pytań.
- Widzę, przecież że coś Cię trapi.
- Jak każdego... Dziękuje za posiłek.
- Przecież ty nic nie zjadłaś!
- Może nie jestem głodna.
                Burknęłam od niechcenia, po czym wstałam z krzesła które po chwili wsunęłam. Wyszłam szybkim krokiem z pokoju. Nie musiałam zatrzymywać się za drzwiami, wiedziałam że panowała w nim przez chwilę cisza. Pewnie po chwili i tak wrócili do poprzedniej dyskusji. Nic mi dzisiaj nie pasowała, zwłaszcza czyjeś towarzystwo. Marzyłam o spokoju i pobyciu samej. Bez wahania szłam w stronę drzwi prowadzących na świeże powietrze. Tylko tam znajdę spokój który jest mi teraz tak potrzebny.
***
                No podwórzu przywitał mnie delikatny wiaterek z słońcem, które przyjemnie przygrzewało. Usiadłam na jednym z dwóch foteli. Pewnie oparłabym się plecami o zagłówek, gdyby nie pieczenie na nich. Westchnęłam. Włożyłam głowę między ręce, które łokciami opierały się o moje nogi. Z ciekawości zobaczyłabym co się na nich znajduje, ale ja dobrze wiem co na nich jest. Pieczęć, która została na mnie nałożona kiedy jeszcze byłam dzieckiem. Przez kogo? Trudno nie jest się nie domyślić. To chyba wiadome przez kogo. W tamtym dniu pragnęłam umrzeć, a czasem nadal chcę. Jednak wciąż stąpam po tej ziemi. Dlaczego? To też raczej wiadome.
                Ciekawość wzięła górę nad rozumem, odkryłam plecy tak abym mogła je dokładnie widzieć. Pieczęć, która służyła do blokowania moich mocy była coraz bardziej widoczna. Najwidoczniej z wiekiem wciąż rośnie w siłę a co za tym idzie ja staje się coraz słabsza. Teraz na pewno nie będę mogła w pełni korzystać z umiejętności. Pomyśleć, że jeszcze kilka dni była całkowicie niewidoczna - a ja całkiem o niej zapomniałam do dzisiaj. W tym momencie widać już jej zarysy i czarny kolor.
- Syntry, co się dzieje? - Szybkim ruchem zakryłam jak dla mnie hańbiące miejsce. Nie musiałam też się odwracać, aby zobaczyć kto to mówi. - Co to było?
- Nic się nie dzieje Jack.
- Co to było? - Usiadł na fotelu koło mnie. - Mów szczerze.
- Ale co?
- Przecież widziałem, nie rób ze mnie idioty.
- Ale ja nie wiem co widziałeś.
- Nie zgrywaj mi się tu!
- Pff... ja nic nie robię. Nie wiem o co ci chodzi.
- Ehhh... kobieto! Gadaj mi ale to już.
- Nie ma o czym...
- Przyznałaś się, na twoich plecach coś było.
- Nic nie było! Masz chyba zwidy. Może powinieneś iść do okulisty?
- Spokojnie ślepy nie jestem.
- Teraz to ja już sama nie wiem.
- Syntry!
- Tak?
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć o wszystkim.
- W tym przypadku akurat nie mogę. Nie pytaj mnie więcej o ten temat i tak Ci nie odpowiem.
                Zaczęłam wstawać, kiedy pieczenie stało się jeszcze bardziej bolesne. Mimo wszystkich starań na mojej twarzy pojawił się grymas bólu. Chciałam jak najszybciej z tą uciec, aby nikt nie zobaczył mojego bólu.
- Wciąż chcesz spotkać się z moim bratem?
                Stanęłam jak wmurowana a na twarzy pojawiło się zdziwienie.Wcześniej nawet nie chciał poruszać tego tematu, a teraz? Tak sam siebie o to pyta. Dlatego szybkim krokiem wróciłam na miejsce, w którym wcześniej siedziałam.
- Tak...
- To się całkiem dobrze zgadza.
- Czemu?
- W przyszłym tygodniu akurat u nich będę, więc jeśli chcesz możesz mi towarzyszyć.
- Naprawdę? - Przekręciłam lekko głowę w lewą stronę. - To nie jest żaden blef?
- Nie skądże. To propozycja, zgadzasz się?
- Oczywiście, że tak. - Odpowiedziałam bez zastanowienia. - Nie opuszczę takiej okazji.
- Cieszę się. W takim razie trzeba kupić ci jakąś suknię balową.
- Suknię balową?
- Tak, suknie balową. - Powtórzył po mnie. - A co myślałaś, że pójdziesz tam tak jak jesteś teraz.
- No raczej tak.
- I tu się mylisz. W taką okazję nie wypada. Trzeba być dostojnie ubranym.
- Okazję? Dostojnie ubranym?
                Całkowicie go nie rozumiałam o co mu chodzi. On jedynie się roześmiał na całą tą sytuacje. Jeszcze bardziej czułam się zdezorientowana.
- Zobaczysz na miejscu. - Powiedział powstrzymując z trudem śmiech. - Nie warz się próbować dowiedzieć. Ja ani Gray nic ci nie powiemy. Wieczorem, poproszę Lumi aby do Ciebie przyszła. Pomoże ci w wyborze.
- Lumi? Kto to?
- Zobaczysz...
                Z uśmiechem na twarzy zniknął mi z pola widzenia. Wszedł do domu. Czasem się zastanawiam czy ja go kiedyś zrozumiem. Może kiedyś, teraz raczej nie. Niekiedy jest otwarty a kiedy indziej w ogóle go nie rozumiem. Co za dziwny paradoks...
***
                Leżałam na łóżku czytając "Verum oculus". Wciąż nie znalazłam odpowiedzi kto to jest S.B. Zamiast tego znalazłam tylko miejsce po wyrwanej kartce. Co mogło na niej być? Było coś ważnego na niej? Takie pytania teraz gnały przez mój umysł. Pewnie dalej bym rozmyślała nad tym, gdyby nie to, że ktoś wszedł do pokoju. Szybkim ruchem zamknęłam książkę, po czym położyłam koło mnie. Teraz tylko wpatrywałam się w litery na okładce.
- Panienko, pan Jack poprosił mnie...
- Nie jestem panienką ile razy mam mówić!
- Przepraszam, ale muszę się do pani jakoś zwracać.
- Panią też nie jestem, mam na imię Syntry.
- Mam tak panienkę nazywać?
- Tak....
- Pan Jack poprosił mnie abym pomogła Ci wybrać suknie...
- Coś tam wspominał.
                Burknęłam, nie miałam ochoty na coś takiego. Całkowicie nie wiedziałam kto się znajduje koło i z kim rozmawiam drzwi. Spojrzałam za siebie. Ujrzałam niziutką skrzatkę, była dobrze ubrana i na pewno nie wygłodniała jak się niekiedy zdarza. Zadbana i czysta - właściciel lub opiekun dobrze o nią dbał. Usiadłam na turecku na wygodnym materacu. Przyjrzałam się tym razem jej trochę dokładniej. Krótko obcięte czarne włosy, brązowe sukienka, taki sam kolor butów i delikatnie szarawy fartuszek. Jej koloru oczów nie byłam w stanie zobaczyć, bo miała spuszczoną głowę.
- Nie musisz się mnie bać... Jeśli chcesz możesz podnieść wzrok nie przeszkadza mi o nawet byłabym  Ci za to wdzięczna...
- Dziękuje.
- A tak właściwie jak mam na ciebie mówić? Wiesz tak nieosobowo nie jest za przyjemnie.
- Lumi, panienko.
- Proszę nie panienko ani nic podobnego. Zwracaj się do mnie po imieniu, a jeśli będziesz miała przez to problemy po prostu mi o tym powiedz. Przecież sama o to prosiłam.
- Postaram się. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Jednak ja muszę zrobić swoją pracę...
- Tak wiem, ale za bardzo mi się nie chce...
- Ale...
- Ale to zrobię. Mam tylko jedną prośbę.
- Jaką?
- To co zobaczysz na moim ciele nikomu nie powiesz. Nawet Grayowi a co dopiero Jackowi.
- Dobrze, nic nie powiem. A czy to ważne?
- Tak.
- Rozumiem. Możemy zaczynać?
                Pokiwałam głową na zgodę a skrzatka położyła tuż przede mną przeróżne gazety. W pokoju zmaterializowało się duże ozdobne lustro tuż po drugiej stronie drzwi. Otworzyła pierwszą stronę. Pokazywała mi każdą suknię jaka się w nich znalazła. Niektóre były naprawdę piękne, więc za dotknięciem na obraz materializowały się. Jednak każda miała w sobie minus, we wszystkich było wcięcie w plecach. Niektóre bardziej wcięte od innych. Dla osób kupujących w domu były naprawdę przydatne, nie trzeba chodzić po sklepach a także osoby z zewnątrz nie mogły niczego zobaczyć. Chyba po jakiś dwóch trzech godzinach skończyłyśmy przeglądać katalogi. W pokoju znajdowało się niezwykle dużo sukienek położonych posortowanie na kupkach zależąc z jakiego są sklepu. Tym razem jest ta gorsza część, wszystkie trzeba przymierzyć i zobaczyć która jest tą "jedyną". Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. Już po chwili znajdowałam się w samej bieliźnie w pokoju.
                Czułam wzrok Lumi który utkwił w pieczęci na plecach. Schyliłam głowę, to jedna z najgorszych rzeczy jakie mogły być na ciele człowieka. Są niezwykle hańbiące. Swoją pozycje zawdzięczają temu, że przez nie staje się niezwykle bezsilnym. Nawet najsilniejsze osoby nie mogą się jej oprzeć a co dopiero ja. Jestem tylko zwykła nastolatką, ale czy taką zwykłą? To niech każdy sam zadecyduje. Nie miałam siły nic mówić, chwyciłam pierwszą lepszą sukienkę. Po chwili zaczęłam ją nakładać. Była długa i puszysta o barwie fioletu, a jej wcięcie na plecach sięgało mi do odcinka lędźwiowego na kręgosłupie a tym samym ukazując cały hańbiący znak. Dotknęłam ją a tuż przede mną pojawił się przezroczysty panel. Informował o cenie i czy chce się ją kupić czy raczej ma wrócić do magazynu sklepowego. Bez wahania kliknęłam na tą drugą opcję, i w tej samym momencie zniknęła. Znów stałam prawie naga, chwyciłam następną i tak dalej... Żadna nie pasowała. Jedna za dużo odkrywała, inna była za krótka a jeszcze kolejna mnie pogrubiała przez co wyglądałam jak pyza. Takim sposobem została już ostatnia kupka, chwyciłam pierwszą z góry. Miałam z nią problem, nie mogłam się zasunąć z tyłu.
- Pomożesz mi Lumi?
                Niska skrzatka szybko podbiegła chcąc mi pomóc. Była idealna, szara ze złotawymi elementami, oraz długa aż do podłogi. Może odkrywała plecy, ale jedno zaklęcie i wcięcie się zmniejszy. Spojrzałam się w stronę lustra, które było tuż przede mną. W tym samym momencie ktoś otworzył drzwi i do pokoju weszła jakaś osoba.
- Jack kazał mi przynieść Ci... - I tu się zatrzymał. Znów kujące uczucie w sercu. Kolejna osoba wiedziała o tym co mam. - Co ty masz na plecach?!
                Ze złością i łzami w oczach odwróciłam się do niego. Wiedział, że teraz jestem zdolna do wszystkiego. I tu się nie mylił. Rzucił notes stronę łóżka, po czym zaczął się cofać a ja przyspieszyłam kroku. Złapałam go za kołnierzyk i przyparłam do drzwi. Nawet nie próbował się wydostać.
- Po prostu się wynoś z tego pokoju! - Uniosłam głos, w tym momencie było to chyba najlepsza rzecz jaka mogła się stać. - Zostaw to co  zostawić i się wynoś! Nie mam ochoty na Ciebie patrzeć. Wyjdź! Najlepiej zapomnij o tym co widziałeś! A teraz wynoś się!
                Puściłam kołnierzyk, po czym chłopak zniknął za drzwiami. Po policzkach płynęły łzy, których nie kontrolowałam. Zatrzasnęłam drzwi. Każdy chyba to usłyszał znajdujący się w tym domu, jednak to się nie liczyło. Zsunęłam na podłogę. Zakryłam oczy dłońmi, a ciche kroki Lumi kierowały ją w moją stronę.
- Proszę się nie przejmować.
- Jednak to nie takie łatwe.
- To zapewnię prawda, ale nie przejmuj się. Będzie dobrze.
                Załkałam. W moim życiu nic nie było łatwe. Teraz jeszcze to. Chcę zginąć... nie chcę żyć. Te myśli są dość częste w moim umyśle. Ale nie zważam na nie, muszę iść na przód, dopiero kiedy poznam swoje korzenie mogę umrzeć w spokoju. Do tej pory muszę znosić te wszystkie przykrości, ból. Przetarłam łzy ręką, lecz po startych pojawiły się nowe. Nie wiem, ile tak siedziałam a Lumi próbowała mnie pocieszyć jednak w końcu jej się udało.
- To zostanie między nami, dobrze?
- Oczywiście, jeśli poprawi ci to humor.
- Dziękuje. 


Witam!
Stwierdziłam, że z powodu tego, że nie było rozdziału tydzień temu połączę w całość 9 i 10 rozdział. 
Jestem winna tego, że go nie było. Przepraszam.
Mam nadzieje, że całość tego rozdziału to zrekompensuje. Jak widać jest nawet całkiem długi. O ile nie za bardzo...
 Jeśli nawet to nie uznacie to jeszcze raz ogromnie przepraszam. Jednak nie byłam w stanie przepisać i wstawić go w ubiegły wtorek. Dziękuje za uwagę, mam nadzieje że się podobało. 
Proszę zostaw po sobie ślad :-
Pozdrawiam Syntry

ask.fm/SyntryK - Jeśli macie jakiekolwiek pytanie, pytajcie mnie na asku.
 :-

3 komentarze:

  1. Aa, w końcu dodałaś, jak się cieszę! :) Nie powiem, rozdział sporawy, ale bardzo się z tego powodu cieszę :) Fabuła idzie do przodu, z tego też się cieszę:) Leżę sobie w łóżku, bo chora jestem i tak myślę, że może Syntry coś dodała, wchodzę, jest! ^^ Ucieszyłam się bardzo xd Czekam na nexta :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi z tego powodu, że się cieszysz. Naprawdę dziękuje za komentarz, już myślałam, że nikt tu nie zagląda.
      Hahaha... prawda fabuła idzie do przodu, mogę zdradzić, że będzie się działo w następnym rozdziale. Podejrzewam także, że będzie całkiem długi. Ale to już co innego.
      Szybko wracaj do zdrowia.
      Pozdrawiam Syntry

      Usuń
    2. Spokojnie jestem i pilnuję, żebyś mi dodawała rozdziały. (Tutaj kiwam Ci palcem) Dziękuję za "życzenia" zdrowotne :) I nie mogę się doczekać następnego rozdziału, skoro ma się tam dużo dziać to już mnie skręca z niecierpliwości :3
      Pozdrawiam Nadzieja :)

      Usuń