wtorek, 21 lipca 2015

20. Gdy otworzyłam oczy cz.2

- Dziewczyno ogarnij się! - Jak nigdy ten krzyk mnie orzeźwił. - Uciekaj, nie mogą Cię znaleźć, zwłaszcza w takim stanie!
- Czemu? Co się dzieje?
- Jakbyś nie wiedziała, ale nie pora na wyjaśnienia. Nie daj się złapać inaczej Cię zabiją Syntry... Rozumiesz uciekaj!
- Ale Swe... - Mój Głos drżał. I to nie delikatnie, po raz pierwszy czułam takie przerażenie z niewiadomej przyczyny. - Nie mogę Cię zostawić!
- Musisz! Poradzę sobie
                 Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Chciałam go odwzajemnić ale nie mogłam. Zbyt się bałam.
- Przed kim mam uciekać?
- Głupia! Przed tym co zawsze. Przed Twoim wrogiem, przed światłością. Koniec pytań, zwiewaj mała.
- Nie.
                 Niby to powiedziałam, przynajmniej tak mi się wydaje. Ona jednak jakby tego nie dosłyszała. Wciąż stałam i wpatrywałam się nie rozumiejąc o co jej chodzi. Przestałam uciekać już jakiś czas temu. To mi podpowiedział mózg. A teraz to była moje marzenie uciec. Chciałam znów uciekać, lecz ciało mnie nie słuchało.
                 Czy o to chodziło Call? Że nic nie zrobię. Nawet tego co bym chciała. Będę patrzyła a ta Syntry będzie wszystko robiła za mnie? Tak pewnie tak. Więc kim tak naprawdę dla mnie jest Call? Wrogiem czy przyjacielem? Po której stronie ona jest? Po naszej czy po ich. Nie, raczej po mojej. Gdyby tak nie było po co miałaby mi to przypominać. Chyba że to był jej plan, abym to zobaczyła i... I co? Nie jestem nią! Nie wiem co myśli.
                 Moje przemyślenia przerwał odgłos wyciągnięcie miecza. Spojrzałam w tamtą stronę. Swe w rękach trzymała dwuręczny długi miecz, który zaraz objęły płomienie. Nie dziwił mnie ten widok. Jakbym nieraz go wcześniej widziała. Był dla mnie toki normalny.
                 Tuż przy rękojeści zauważyłam, że jest na nim niewielkie wgłębienie. Było identyczne jak na jej lewym nadgarstku. Przeszukuje pamięć, jednak nie mnie teraźniejszej która to obserwuje, lecz tej co tu jest. Przypominam sobie. Mówiła, że jest to symbol jej rodu. Rodu Farise. A ten miecz czekał na nią przez lata. Taka legenda. Każdy ród jakąś ma. Niektóre się spełniają a inne nie. Zawsze mają w sobie ziarnko prawdy ale też i niewiadomej.
- No znikaj wreszcie! -Wciąż stałam, choć nie wiedziałam po co. To ciało na coś czekało.- Dobra przeżyję! To obietnica. Za to Ty znajdź Jacka Willamsa. Może do nich jeszcze nie dotarli. Powiedz im co widziałaś. Co się stało. Ostrzeż że szykuje się już prawdziwa wojna, a nie takie delikatne starcia jak wcześniej. Oby nie było za późno.
                 Głos Swe teraz nie był już taki przyjemny. W powietrzu było czuć napięcie i zapach krwi. Świerzej krwi.
                 Serce biło w ciele jak oszalałe . Czułam to. Po ciele jednak nie było nic widać, lecz mnie bolała klatka od tego bólu. Nie mogłam nic zrobić. Każda myśl, ból które otrzymywałam ode mnie samej przychodziło z podwójną siłą.
                 Jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam, aby była aż tak skupiona. Przynajmniej tak podpowiadały mi myśli. Jej słowa to obietnica, musi przeżyć. Po policzkach spłynęły mi słone łzy, uciekłam. Zostawiłam za sobą prawie opustoszały dom. Pomyśleć że ta okolica może być tak niebezpieczna. Zerknęłam jeszcze raz na mieszkanie. Już nie było tak piękne jak wcześniej - stało w ogniu. Kawałek po kawałku stawał się coraz mniejszy aż wreszcie zniknął mi całkowicie z oczy.
                 W myślach pytałam samą siebie gdzie mogę ich znaleźć. Gdzie teraz mogą być. Jedyne co mi przyszło do głowy to dom. Mój prawdziwy dom. Tam gdzie mieli na mnie czekać. A znając pewnego człowieka on też tam będzie. Bez zastanowienia wypowiedziałam jakieś słowa, lecz nie zrozumiałam ich. Najwidoczniej dla mnie teraźniejszej były jeszcze nie znale, ale razy czego zapamiętałam je. Może za jakiś czas i mi się przydadzą.
                 Powoli zaczynałam się rozpadać się na tysiące małych lodowych kawałków. Gdyby nie to, że czułam, że to dla mnie takie zwyczajne pewnie zaczęłabym panikować. Zamknęłam oczy przez co na chwilę straciłam obraz, aby po chwili zobaczyć nowy. Tyle że ten nie był o wiele lepszy. Był wręcz gorszy. 
                 Wszędzie leżały martwe ciała ludzi z licznymi ranami na śniegu. Ich krew barwiła go na czerwony. Poczułam ukłucie w sercu, a chwilę później złość. Nie na zmarłych, lecz na tych co to wszystko zrobili. Nie musiałam się domyślać kto to zrobił, wiedziałam to. Gdy wszystko się skończy i opadnie ten zapach krwi trzeba ich pochować.
                 Teraz musiałam zrobić co innego. Zaczęłam biec przed siebie rozglądając się na boki, aby naleźć kogoś znajomego. Tuż przed drzwiami do domu, który teraz nie imponował zauważyłam dwie ruszające się postacie. Pobiegłam w tamtą stronę.
                 Na kolanach siedziała Octavia, która próbowała się podnieść. Jednak z marnym skutkiem. Ze zmęczenia wciąż opadała na ziemię. Tuż koło niej leżało martwe ciało Crow'a. A wokół nich chodził Lucjusz bacznie patrząc na każdy ruch. W jego oczach widziała, że z chęcią by to dawno zrobił ale nie może.
- Ma...
                 Nie musiałam nawet kończyć. Octavia pod wpływem usłyszanego  niecałego słowa dostała jakby dodatkowy zastrzyk energii. Zerwała się gwałtownie z podłoża i podbiegła lekko się chwiejąc do mnie. Poczułam po raz pierwszy od dawna, że chcę ją przytulić. Przynajmniej teraz mam okazję. Zbliżyłam się do niej i lekko objęłam. Ta mimo początkowego niedowierzania zrobiła to samo. Powoli zaczęłyśmy się zsuwać, aż siedziałyśmy na białym a niekiedy czerwonych płatkach śniegu przytulone do siebie.
- Przepraszam. Nie puszczę Cię na razie. Nie chcę umrzeć zostawiając Cię tutaj. Nie pozwolę nikomu powiedzieć, że jesteś nieszczęściem, Syn. Dla mnie jesteś moim szczęściem.
- Wiem. Zostanę z Tobą.
                 Cieszyłam się, że ktoś tak uważa, że ktoś mnie kocha. Jednak zaraz znów zostanę sama. Octavia jest już na ostatnich siłach. Możliwe nawet, że to ostatnie jej słowa. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że po policzkach płynęły strumienie łez. Opuszczenie naprawdę boli. 
- Kocham Cię. Jesteś moim jedynym dzieckiem i moim jedynym szczęściem. Pamiętaj to.
                 Uśmiechnęła się, chciałam jej coś odpowiedzieć, ale wiedziałam że nie usłyszałaby. To były jej ostatnie słowa. Ostatnie tchnienie. Jej klatka piersiowa przestała się ruszać. Ciało powoli zsuwało się z moich objęć. 
- Ja też cię kocham, mamo.
                 Po raz pierwszy to powiedziałam. Chciałabym aby to usłyszała. Opadłam na jej ciało. Płakałam teraz jak małe dziecko. 
- Dobra robota, Lucjuszu. 
- Dziękuje mój mistrzu.
                 Nie zwracałam uwagi już na otoczenie. Nie miałam siły walczyć. Nie teraz.
- Więc to jest ta Syntry Black. Mizerna dziewczynka z Ciebie, wiesz?
- Nie pański cholerny interes!
                 Wykrzyknęłam mu prosto w twarz. On jedynie się uśmiechnął się i złapał mnie za włosy. Zaczął je ciągnąć. Wydałam z siebie cichy krzyk bólu a po chwili znów chciałam zabrać głos.
- Jakby cię tu zabić?
                 On nie zwrócił nawet uwagi na to co powiedziałam.
- Dosyć!
                 Znów krzyknęłam, lecz tym razem było jakoś inaczej. Poczułam jakby rozchodziła się ode mnie dziwna fala. A po chwili ręka mężczyzny już nie trzymała mnie za włosy, opadłam na ziemię. Zamknęłam oczy, aby się uspokoić. Przynajmniej chciałam aby tak było.
                 Gdy otworzyłam oczy, znów byłam w innym miejscu. Stałam...


Witam!
Przepraszam za błędy. A po za tym jak się podobało? Przypominacie sobie ten fragment na początku. Wiem, jest całkiem inny niż na początku opowiadanie, prawda?  Ale nie to chcę napisać. Muszę poinformować, że za tydzień nie będzie rozdziału. Niestety nie będzie mnie wtedy w domu, bo mam tygodniowe warsztaty fotograficzne.
Dziękuje za uwagę i zapraszam ponownie.
Pozdrawiam Syntry

wtorek, 14 lipca 2015

19. Gdy otworzyłam oczy cz.1

                 Mimo że dzień był spokojny i szybko mijał ja i tak bardzo zmęczona nim. Ledwo co powstrzymywałam się od zaśnięcia. Każde słowo, które ktoś wypowiedział w moją stronę nie docierało do mnie, wręcz odbijało się. Nie miałam na to wszystko siły. Tak jakby to miejsce specjalnie mnie osłabiało abym czegoś się nie dowiedziała. A może jest na odwrót?
- Syntry, dobrze się czujesz?
                 Spojrzałam na kobietę, która siedziała przede mną zmęczonym wzrokiem. Nawet bez tego wiem, że na mnie patrzy.
- Tak nic mi nie jest.
                 Powiedziałam to co powiedziałam, ale byłam pewna że te słowa całkowicie inaczej zabrzmiały. Prawdą było to że w ogóle dobrze się nie czułam. Czułam się osłabiona i słaba. Ale nie chciałam przyznać przed sobą samą, że coś mi dolega.
- Mi to wygląda całkiem inaczej.
- To nic takiego. Po prostu jestem zmęczona.
- W takim razie choć zaprowadzę Cię do Twojego pokoju. Dasz radę sama iść?
- Oczywiście przecież nic mi nie jest.
                 W tej chwili czułam małą złość, że mi nie wierzy. Przecież lepiej wiem czy nic mi nie jest, choć często to ukrywałam dolegliwości przed sobą. Mimo to nie chciałam tego ukazywać.
                 Wciąż nie jestem przyzwyczajona do obecności innych ludzi, i że wtrącają się w moje życie. Chociaż ich o to nie prosiłam. Przedtem zawsze byłam sama. Jednak wszystko się zmieniło od kiedy znalazłam się w domostwie Jacka. Zaczęły mnie otaczać nowe osoby. Nawet spotkałam wroga, który z chęcią w tamtym czasie by mnie zabił. Ciekawe czy już wyjawił swojemu przywódcy, że wciąż żyje. Najwidoczniej tak już miało być.
                 Wstałam z krzesła, które do tej chwili zajmowałam. Powoli zaczęłam iść w stronę Call, która na mnie czekała opierając się o schody. Nie zwracałam uwagi, że z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej traciłam kontrolę nad ciałem a obraz mi się rozmazywał. Jedyne czego teraz potrzebuję to się przespać, aby powróciły mi siły. Niestety nawet nie udało mi się dotrzeć do pokoju. Z następnym krokiem obraz całkowicie zniknął a ja nie miałam panowania nad ciałem, które teraz opadało z bezsilności.
- Jest inaczej niż wcześniej...
                 To ostatnie słowa, które usłyszałam. Po nich nie było już nic. Jedynie cisza i ciemność.

***

                 Gdy obudziłam się na dworze już świeciło słońce. Musiałam najwidoczniej przespać trochę więcej niż całą noc.. Nie zastanawiałam się nad tym z byt długo, bo po co taką błahostką zawracać sobie głowy. 
                 Powoli wstałam z jednoosobowego łóżka, po czym zaczęłam rozglądać się po pokoju. Nie było on za mały ani za duży. Znajdowało się z nim łóżko z którego niedawno wstałam, stolik z kanapą i komoda. Jednak bardziej zainteresowała mnie w nim jego druga część będąca pod gołym niebem. Wewnętrzny pokój z tym zewnętrznym łączyły się ale nie widziałam aby coś je dzieliło. Żadnych drzwi czy jednolitej szyby. Podeszłam bliżej utwierdzając się, że nic tam się nie znajduje.
                Gdy wyszłam z zakrytej części pomieszczenia na zewnątrz otulił mnie przyjemny wiosenny wiatr, który był nadzwyczaj ciepły jak na tą porę roku. 
- Widzę, że już wstałaś.
                 Odwróciłam się a tym samym zobaczyłam Call opierającą się o framugę drzwi. Na jej twarzy widniał delikatny promienny uśmiech.
- Tak niedawno.
- Cieszę się.
                 W tej samej chwili przypomniałam sobie jej słowa kiedy straciłam świadomość. Teraz mogłam ją o to zapytać. W końcu raz kozi śmierć.
- Jest inaczej niż wcześniej. Ty powiedziałaś te słowa. Możesz mi zdradzić o co z nimi chodziło?
                 Po jej wyglądzie mogłam wywnioskować, że wie o co chodzi. A cała sprawa będzie dłuższą wypowiedzią.
- Powinnam wtedy ugryźć się w język. Nie powinnam tego mówić.
- Czemu?
- Chodź zjemy śniadanie. Nie chcę aby mój gość umarł z głodu.
- Proszę nie zmieniaj tematu. Możesz mi powiedzieć, a wszystko co usłyszę zachowam dla siebie.
- Pierw zjemy.
                 Zabrzmiała bardzo poważnie, przez co postanawiałam zgodzić się na jej warunek. Ehh... najwidoczniej muszę poczekać na wyjaśnienie.  Niechętnie ruszyłam z miejsca.
                 Po drodze panowała między nami cisza. Nie odważyłam się odezwać i przerwać milczenie. Miałam wrażenie, że jeśli to zrobię niczego się nie dowiem. Dlatego dalej szłam powstrzymując się od zabrania głosu. A może nawet tak jest lepiej, mogę przynajmniej wszystko przemyśleć o co chcę spytać dokładnie.
                 Kiedy dotarłyśmy na miejsce i zasiadłyśmy do niewielkiego sześcioosobowego stołu pożywienie czekało już na konsumpcję. Ciepłe bułki, masło, wędliny, ser, ogórek i pomidory. Oczywiście nie mogło też zabraknąć soku do picia. Z uprzejmości poczekałam aż pierwsza weźmie coś do jedzenia gospodyni domu. To taki zwyczaj, kiedy jesteś u kogoś kogo mało znasz zawsze mu ustępuj. To jest jego dom i jego zasady, trzeba się przyporządkować. Co prawda w domu Jacka nie przestrzegałam tego. ie musiałam, czułam się u niego swobodne. A tu nie wiem jak się zachować. Z chęcią nie przestrzegałabym, zasad, lecz nie chciałabym niczym urazić Call.
                 Wzięłam jedynie jedną bułkę z masłem, serem i pomidorem tyle mi wystarczy. Nie czułam jakiegoś wielkiego głodu. To śniadanie było dla mnie jedynie zwykłą rutyną. Nalałam sobie za o soku. Szczerze to nie wiem jaki jest jego smak, na razie. 
                 Gdy szklanka była już wystarczająco pełna upiłam łyk cieczy. Okazało się, że jest on smaku brzoskwiniowego.
- Ostatnio jak u mnie byłaś pieczęć była w ogóle nie widoczna.
                 Ciszę przerwała Call. Jednak jej zdanie wytrąciło mnie z równowagi. W głowie pojawiło mi się tysiąc pytań typu skąd ona o niej wie. Czy kiedykolwiek ją widziała. Ile o niej wie i tym podobne.
- Teraz już jest.
- Powinnaś była ją pokazać Crow'owi. Zna się na tym.
- Nie miałam kiedy. A po za tym po co?
- Teraz już udajesz. Dobrze wiem ja i ty, że jeśli zajmie całe ciało znikniesz jakbyś nigdy nie istniała. A on zapewne dałby radę ją zdjąć, bez najmniejszego trudu. W końcu jest w nich mistrzem. A że jesteś jego córką pogłębia fakt, że bardziej by się przyłożył. Nie sądzisz?
- Cóż miałam o to poprosić, ale plany się zmieniły.
- Wiem opowiadałaś mi o tym kiedyś. Nie pamiętam zbyt dokładnie co się stało. Ale wciąż możesz to zmienić. Byle szybko. A teraz jeszcze coś zjedz. 
- Sok mi w pewności wystarczy.
                 Znów nastała cisza, tyle że tym razem w ogóle nie była przyjemna. W powietrzu było czuć lekkie spięcie. Jednak ja wciąż musiałam czekać, choć tego nie lubię. Teraz nie mam na to wyjścia. Niestety aby czegoś się dowiedzieć muszę czekać. 
                 Co jakiś czas piłam sok, który powoli mi się kończył. Nie odwracałam wzroku od kobiety. Wciąż bacznie jej się przyglądam, a jej jakby to nie przeszkadzało.
- Co chcesz wiedzieć.
- Najpierw chcę wiedzieć co te słowa oznaczały. Jest inaczej niż wcześniej 
- Nie mogę powiedzieć.
- Czemu?
- Obiecałam Tobie samej, że tego nie zrobię. Nie opowiem Ci tego, bo zdaniem Twojej osoby i tak byś mi nie uwierzyła. Stwierdziłaś wtedy, że lepiej byłoby gdybym Ci pokazała co się stało.
- Kolejne pytanie. czemu Ty to wszystko pamiętasz a ja nie?
- Tak działa ta magia. Ja jej używam, więc to dla mnie normalne. Mogę ją wykorzystywać tylko wtedy kiedy jest to niezwykle potrzebne. A to, że inni nie pamiętają jest jej efektem, który jest potrzebny. Co by sobie pomyśleli inni gdybym inni się o tym dowiedzieli? Stałaby się pożądana przez wszystkich, a do tego nie można dopuścić. Jest zbyt niebezpieczna. Jedynie u zwierząt jest inaczej. Mogą zapomnieć co się stało, lecz zapachy które wtedy czuły zostają już dla nich. Taka zwierzęca natura. Przez to Naomi była taka ufna do Ciebie.
- Ile razy już się spotkałyśmy?
- Teraz będzie trzeci raz.
- Nie wierzę Ci.
- Jest tak jak mówiłaś, więc sama musisz to zobaczyć.
- Nie chcę.
- Nie masz wyboru, przepraszam.
- Za co?
- Zaraz sama się przekonasz. Powiedziałaś mi, że jeśli nie będziesz wierzyć w to co powiedziałam mogę użyć wszystkich środków, aby to zmienić. A jeszcze taki mały szczegół. Nie będziesz mogła nic zrobić czy też zmienić w ty co zobaczysz. Będziesz czuć to to wtedy przeżywałaś. Każdy ból, myśl i emocje. Wszystko do Ciebie wróci, tyle że nie wiem z jaką siłą. To tyle co miałam powiedzieć. Teraz zamknij oczy i szybko wracaj.
                 Mimo że nie chciałam tego robić powieki same mi się zamykały. Jak na rozkaz. Nie mogłam nawet siłą woli tego powstrzymać. Wreszcie poddałam się temu i zapanowała ciemność. Po chwili wszystko ustąpiło jakby nic się nie stało. Lecz gdy otworzyłam oczy zamiast wnętrza drzewa, które pełniło funkcję domy zobaczyłam pomieszczenia. Na jego ścianach wisiały półki z książkami. A ja stałam po środku nie wiedząc o co chodzi...




Witam.
Jak tam u was wakacyjna pogoda. U mnie niestety pada i jest chłodno. Ale za to mam nadzieję, że wam dopisuje pogoda.
Rozdział miał być dłuższy, ale stwierdziłam że na tym dzisiaj skończę. Mogę Wam zdradzić za to, że pojawi się wyjaśnienie pewnego fragmentu. Zgadnijcie jaki. 
A jeszcze co do rozdziałów. Wiem, że piszę je krótkie ale taki jest. Ehh jakby to nazwać. O to taki jakby mój "styl rozdziału".
Dziękuje za uwagę :)
Pozdrawiam Syntry

wtorek, 7 lipca 2015

18. To Twoja decyzja.

                 Stałam pomiędzy nimi. Nawet nie wiem kiedy się tam znalazłam. Stałam wyprostowana, gotowa na wszystko. A zwierzęta wydawały się zdezorientowane moim zachowaniem. Nie dziwię się im, jednak to uczucie u nich nie trwało długo zwłaszcza u niedźwiedzia.
                 Jego masywna łapa niebezpiecznie szybko zbliżała się do mnie. Niby miałam wybór: magia lub refleks. Jednakże na namysł było zbyt mało czasu. W ostatniej chwili odsunęłam się od ataku. Niestety lecz pazury niedźwiedzia były za długie i rozcięły moją skuję na brzuchu. Z ran zaczęła sączyć się krew, która barwiła bluzę na nowy odcień. Momentalnie złapałam się w miejscu gdzie przecięto mi skórę. Jednak nie sprawiało mi to bólu. W ogóle go nie czułam jakby nie istniał. Lecz razy były prawdziwe, czułam jak pomiędzy palcami płynie jeszcze ciepła ciecz.
                 Wilk za mną nie czekał co się ze mną stanie. Szybko wyminął moją osobę i rzucił się ku odsłoniętemu bokowi niedźwiedzia. Ten obrócił się opadając na cztery łapy. Po czym niespodziewanie zaatakował wcześniejszego napastnika. Jednak srebrny wilk był od niego o wiele szybszy. Uchylił się przed jego szarżą. Za każdym razem unikał ciosów. Za każdym razem atakujący był za wolny, a przeciwnik wykorzystywał to. Ponownie skoczył i wbił się w jedną z jego łap po czym wyrwał kawałek jego skóry.
                 Teraz wilk powoli się skradał przy ziemi, okrążając wielkie zwierzę. Oczy niedźwiedzia śledziły każdy wykonany ruch. Tym razem dało się w nim zauważyć coś jeszcze. Wahanie, narastający strach. Wilk zawył donośnie i pokazał kły. Przeciwnik natomiast odwrócił się i swoim krokiem powrócił stamtąd skąd przyczłapał się.
                 Jak gdyby nigdy nic srebrne zwierzę zaczęło odchodzić z miejsca. Patrzyłam na nie z zafascynowaniem.
                 Nie mogę stracić go z oczu.
                 Zaczęłam iść jeszcze zanim zdałam sobie sprawę, że podjęłam już decyzję.
                 Powoli zbliżała się noc. Słońce zmieniało barwy chowając się za horyzontem a z drugiej strony zaczynał się pojawiać księżyc, który co jakiś czas zostawał zasłonięty przez chmury.
                 Czworonóg spojrzał w tył wciąż stojąc. Dzięki czemu mogłam choć trochę się zbliżyć.Niestety nie całkowicie. Kiedy byłam niedaleko może jakieś z trzy, cztery korki znów ruszy z miejsca.
                 Jego zachowanie tego wcześniejszego. Teraz spokojny i opanowany. Samo to, że mnie prowadził było czymś innym. Sprawdzał czy aby nie jestem za daleko lub czy przypadkiem nie zgubiłam się. Jednym słowem stał się opiekuńczy.
                 W oddali jeszcze za kilkunastoma drzewami mogę już ujrzeć jakby polanę a na środku niej rosnące prawdopodobnie stare drzewo otoczone przez wodny krąg. 
                  Tuż przy samym końcu krawędzi lasu prowadzące mnie zwierzę skręciło, po czym stanęło w bezpiecznej odległości. Nie wiedziałam o co chodzi, więc także się zatrzymałam. Ale zwierzę pokazując swoim łbem dawało mi jasno do zrozumienia abym poszła naprzód.
                 Chcąc zobaczyć co się stanie ponownie ruszyłam ale tym razem w stronę drzewa. Gdy byłam już na łące mogłam stwierdzić, że rosnącym tutaj drzewem był niezwykle stary dąb. Niczym jakby był centrum tego miejsca. Zauważyłam także że miał dziurę w pniu, która przypominała mi wręcz wejście do środka.
- Tu nie wolno przebywać!
                 Głośny krzyk chyba kobiecy sprawił, że cofnęłam się kilka kroków w tył. Przy tym niechcący plątałam sobie nogi, co spowodowało, że się przewróciłam.
                 Ze środka konaru zaczęła wyłaniać się postać. Gdy ostatnie promienie zachodzącego słońca zaczęły ją ukazywać upewniłam się, że była to kobieta. Na wygląd mogła mieć około trzydziestu lat no może trochę więcej, prawdopodobnie mogła być w tym samym wieku co Octavia. 
                 Kobieta nie ważne ile miała wiosen była piękna, nawet ja muszę to przyznać. Wysoka, zadbana i do tego zgrabna. Ubrana w przewiewną białą sukienkę, na lewej ręce miała dość oryginalną bransoletkę. O ile w ogóle można to tak nazwać. Wokół jej ręki była jakby owinięta taka cienka gałąź z której wydostawały się liście, i pąki małych kremowych kwiatów.
                 Podchodziła coraz bliżej mojej osoby. Bacznie obserwowała każdy mój ruch jakby nie ufała mnie. W końcu w ogóle mnie nie zna, więc nie wie czego się spodziewać.
- Kim jesteś?
                 Kucnęła przede mną wpatrując się w moje oczy jakby chciała się z nich wszystkiego dowiedzieć.
- Syn...
- Nie musisz już mówić, wiem jak masz na imię Syntry. Call, jestem Call. - Wyciągnęła do mnie rękę, którą niepewnie uchwyciłam. - Nie wolno tu wchodzić bez mojej zgody. A ty złamałaś zasady.
- Więc jesteś strażniczką tego lasu. Przykro mi ale, nie przeszkadza mi to całkowicie.
- Więc po co tu przyszłaś?
- Miałam powód.
- Jaki?
- Czy to przesłuchanie? Przepraszam ale to moja własna sprawa.
- I tak się dowiem, więc nie utrudniaj mi tego.
- Niczego nie utrudniam.
                 Odparłam oburzona zachowaniem dopiero co poznanej osoby. Ta jakby mnie nie słyszała złapała moją rękę i przyciągnęła do siebie.
- Flos veritatem. *
                 W tym samym momencie kwiaty na jej ręce otworzyły się. Po czym pojawił się pyłek, który delikatnie dmuchnęła w moją stronę. Przez niego delikatnie się zachłysnęłam, przez co zaczęłam kaszleć do puki mi nie przeszło.
                 Momentalnie poczułam jakbym mogła wszystko powiedzieć. Nieważne co. Nawet te rzeczy, które chciałabym najchętniej zataić przed całym światem.
- Pytam się po raz drugi, po co tu przyszłaś?
- Musiałam wszystko przemyśleć co stało się w moim życiu przez te kilka dni wstecz. Do tego potrzebowałam cichego miejsca jak to.
- Co się stało?
- Przeżyłam, odnalazłam rodziców. Wszystko to co sądziłam, chciałam w jednej się zmieniło.
- Więc czemu tu jesteś a nie z nimi?
- Uciekłam po niecałej połowie dnia od tego co się obudziłam. Miałam wrażenie, że wszyscy coś przede mną ukrywają.
- A wiesz co?
- Nie chcieli mi powiedzieć a tym, myśleli że na razie tak będzie lepiej ale jeszcze chyba coś oprócz tego.
- Może chcieli abyś się do nich aklimatyzowała, aby nie by dla Ciebie jak grom z jasnego nieba.
- Możliwe.
- Dziękuje, już wiem to co chciałam. Finem **
                 Wtedy kiedy usłyszałam to ostatnie słowo momentalnie jakbym się obudziła z głębokiego snu. Niby pamiętam co się stało, ale jak przez mgłę. Tym całym zajściem byłam niezwykle zdezorientowanie. Nie wiem już co myśleć o tej kobiecie. Czy to przyjaciel czy też wróg?
                 Nie rozumiałam też jak mogłam jej to wszystko powiedzieć, to co chciała choć kilak minut temu nie chciałam. Czułam wtedy że muszę to zrobić. Tak jakbym była pod wpływem nieznanej mi magii.
- Co się stało przed chwilę?
                 Osoba przede mną uśmiechnęła się jakby zadowolona z siebie. Zaczęła wstawać, po czym iść w stronę drzewa z którego wyszła. Kilka chwil potem jeszcze na chwilę się zatrzymała i odwróciła.
- Możesz jednak tu zostać przez pewien czas.
- Czemu zmieniłaś zdanie?
                 Wydawała się jakby już nie usłyszała tego co mówiłam. Trwała chyba w swoim własnym świecie.
- Muszę Ci coś pokazać. Przed tym jednak kilka dni. Powinnam przygotować potrzebne przedmioty. A Naomi się Tobą zajmie do tego czasu.
- Naomi?
- Strażniczka..
- Kto?
- Srebrny wilk, który Cię tu przyprowadził. To Naomi. Ostrzegam ona nie jest zwykła jak inne zwierzęta. Ehh... nigdy przedtem nie zbliżała się do człowieka a co dopiero aby s go pilnować. No, no chyba wreszcie dorosła do swojej roli w tej całej historii. Najwidoczniej coś w Tobie musi być. Szczerze to nie dziwię się.
                 Czemu wciąż mi się wydaje, że ludzie wokół mnie wiedzą o mnie samej o wiele więcej. Czy to nie dziwne? Tak i to bardzo. Sama na swój temat powinnam wiedzieć jak najwięcej. A zamiast tego jest całkowicie inaczej. To ktoś inny więcej o mojej postaci.
- Nie wiem o co pani chodzi.
- Młoda damo wszystko w swoim czasie. Musisz teraz cierpliwie czekać a odpowiedź przyjdzie do Ciebie sama panno Black.
- Skąd?
- Widzę i wiem. Jesteś podobna bardzo do swojej matki, prawie jak dwie krople wody oprócz tych oczu. Dałabym się kiedyś zabić dla ich właściciela.
- Znała ją pani? Octavię?
- Oczywiście, chodziłyśmy razem do jednej klasy.
- Jaka była?
- Sama powinnaś ją o to zapytać.
- Może kiedyś.
- Twoja decyzja. Naomi! - W tej samej chwili kiedy wypowiedziała to imię z lasu wyłonił się ten sam wilk z wcześniej. - To jest srebrna wilczyca Naomi.
- Mogę ją dotknąć?
- Jeśli ci na to pozwoli. Nao zajmij się naszym gościem przez jakiś czas. Ja muszę na razie was opuścić.
                 Jak powiedziała tak zrobiła. Po chwili już jej nie było. Zostałyśmy już tylko same.  
Bacznie spoglądając na siebie czekając na jeden najmniejszy ruch.
                 Zbliżyłam się do zwierzęcia, choć kiedy byłam dwa może trzy kroki od niej ruszała się w tył o swój jeden.
- Mogę Cię dotknąć?
                 Spytałam błagalnie choć wiedziałam, że odpowiedź będzie całkowicie inna niż chciałabym. Jakie było moje zdziwienie kiedy wilczyca sama z siebie do mnie podeszła i włożyła swoją głowę pod moją rękę. Powoli  zaczęłam kucać, aby niepotrzebnie ją przestraszyć. 
                 Kiedy byłam już w tej pozycji, której chciałam. Zaczęłam powoli ją głaskać. Za każdym razem kiedy mi się udawało moje szczęście rosło. Co było wręcz zauważalne na mojej rozpromienionej twarzy z zachwytu. 

*   Kwiatowa prawda
** Koniec


Witam!
Dziękuje za przeczytanie tego jak i innych rozdziałów. Mam nadzieję, że się podobało. A teraz może coś luźniejszego? O właśnie jak tam wakacje mijają moim drogim czytelnikom? Wyjechaliście już gdzieś czy może planujecie? A jeszcze takie małe podziękowanie za kontakt z niektórymi osobami ze mną. Cieszy mnie to niezmiernie, więc jeśli ktoś jeszcze chce się ze mną skontaktować proszę się nie bać. Nie gryzę. 
Pozdrawiam Syntry