wtorek, 25 sierpnia 2015

23. Dzieli mnie już tylko jedna noc.

                 Leżę z zamkniętymi oczami na zielonej trawie, opierając głowę na srebrnym futrze Naomi. Muszę przyznać, że byłaby bardzo wygodną poduszką. Jej sierść była puszysta i delikatna. Wręcz idealna poduszka - choć na moment, jednak nie na zawsze. Mimo tego nie chciałabym aby nią była. Wtedy byłaby taka nieżywa, cicha i spokojna. Nie to by nie pasowało do niej. Przyzwyczaiłam się do tego charakteru jaki ma. Dynamiczny, pełen energii wilk. Tak to bardziej do niej pasowała. Jednak czasem nawet ona jest w bezruchu zwłaszcza kiedy śpi. 
                 Powoli zrywał się delikatny wiatr, który tym samym wprawia drzewa w ruch a ich liście szumią w rytm melodii jedynie im znanym. Nie przeszkadza mi to. Przynajmniej nie ma pustej ciszy. Szczerze  w takim otoczeniu mogłabym leżeć godzinami. Mogłabym to powiedzieć ale teraz powoli zaczyna mi to przeszkadzać. Od tygodnia nie mam co robić. Spędzam czas przeważnie nie robiąc nic godnego uwagi. Jedynie zaszywam się w pokoju czytając obszerne tomy ksiąg, które przysłałam. Drugim wyjściem jest spędzanie czasu na świeżym powietrzu wraz z wilczycą. No zdarzy się też czasem, że teleportuje się na cmentarz i tam po przebywam.
                 Ostatnio uprzątnęłam niepotrzebne kwiaty, które zdążyły już wyschnąć. Zapaliłam ponownie świeczki, które już zgasły. Jednak mimo tego, że będę miała możliwość spotkania ponownie z nimi czuję się samotna. Bardzo samotna. Wiem też, że zawsze mogę wygadać się Call ale to nie to samo. To coś innego. Nie umiem określić dokładnie co to jest.
                 Z drugiej strony już nie chcę tak bardzo się narzucać Call. Robi dla mnie bardzo dużo, wręcz za dużo. Mimo niechęci na początku zgodziła się mi się pomóc dla świętego spokoju jak stwierdziła. Wiedziała jakie mogą być konsekwencje, ale zgodziła się. A tym samym jej osobisty wolny czas całkowicie zmalał, nie on zniknął. Teraz całymi dniami siedzi w jednym pokoju robiąc jakieś eliksiry, spisując notatki. Nawet proponowałam jej pomóc, ale stwierdziła, że zrobi to sama a ja nie mogę się wtrącać. Nic jej wtedy nie odpowiedział, zwyczajnie wyszłam bez słowa zostawiając ją samą w pokoju.
                 Wtedy kiedy to powiedziała poczułam złość a także bezsilność, że nic nie mogę zrobić. Jednak przełknęłam to. W końcu ona tak chciała, a ja jako gość powinnam się podporządkować. Tak zrobiłam, choć całkowicie nie było to w moim stylu, więc zaczęłam szukać zajęcia. Sama nie wiedziałam co nim może być. Szukałam dniami. Jednak nic nie znalazłam i wreszcie zrezygnowałam. Zaczęłam ograniczać godziny na czytaniu książek, aby te mnie pochłonęły. Niestety nawet to w końcu mi się znudziło. 
                 Później zaczęłam spędzać czas na dworze przeważnie z Nao. Ta pokazała mi niektóre rzeczy które można tu znaleźć. Od rzadkich leczniczych ziół, po takie jak staw z delikatnym wodospadem nad którym teraz leżymy. Miejsca były przyjemne do przebywania ale brakowało tutaj czegoś. Zawsze cicho i spokojnie, nikt nie przeszkadzał. Na początku było to miłe, ale z czasem stawało się coraz bardziej upierdliwe. Nic się nie działo, nikogo nie było ani nic nie przeszkadzało. Dla niektórych byłby to raj jednak nie dla mnie. Wolałam miejsca gdzie dzieje się dużo różności.
                 Przez te dni chyba najbardziej odczułam samotność i tęsknotę za fortepianem. Wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak mi tego brakuje. Ostatni raz grałam u Jack'a. Wtedy napełniło mnie szczęście. Nawet nie wiedziałam, że wszedł do pokoju. 
                 Uśmiechnęłam się pod nosem i podniosłam się do pozycji siedzącej. Nigdy bym nie sądziła, że wspomnienia mogą być takie kojące. Nie, choć i tak też można je nazwać. Bardziej sądzę, że miłe. Tak to odpowiednie stwierdzenie.
                 Spojrzałam w niebo, które powoli zaczynało ciemnieć. Westchnęłam. Powinnam już wracać, przynajmniej zajrzeć do jadalni. Mimo tego, że wiem, że kolacja już dawno się skończyła. Nawet nie miałabym ochoty jej jeść. Powoli się podniosłam, po czym spojrzałam na wciąż śpiącą Naomi. Była taka słodka, nie mogłam się oprzeć jej pogłaskać, więc uklęknęłam i to zrobiłam.
- Nao będę już się zbierać. Późno się robi.
                 Wilk jak na zawołanie otworzył oczy i podniósł się na czterech łapach. Ja zrobiłam to samo. Po chwili szłam wolnym krokiem a wilczyca odprowadzała mnie. Znów panowała cisza, przez to że wiatr zniknął.
***
                 Wychyliłam głowę aby spojrzeć czy ktoś jest w środku pokoju. Tak jak sądziłam był, dlatego weszłam cała. Od razu czując na sobie wzrok.
- Późno wróciłaś a ja czekałam od dobrych kilku minut.
- Nie musiałaś Call.
- Musiałam.
- Czyli coś się stało? Coś złego?
- Nie skądże, czemu od razu takie myśli? Nawet nie odpowiadaj. 
- Więc co się stało?
                 Dopytywałam się. Ta niewiedza coraz bardziej zżerała mnie od środka a ja chciałam wiedzieć.Tak bardzo nie lubię gdy czegoś nie wiem. Wtedy za wszelką ceną muszę się tego dowiedzieć.
- Wciąż jesteś pewna, że chcesz wrócić wstecz?
- Tak, oczywiście. W związku z tym nie zmienię zdania.
- Na sto procent?
- Nawet na tysiąc.
- No niestety. - Westchnęła. - Skoro tak bardzo chcesz, chciałam powiedzieć że skończyłam wszystko co było potrzebne do tego.
- Naprawdę?
- Tak.
- Więc kiedy mogę się cofnąć?
- Mogłabyś nawet dzisiaj.
- Mogę?
- Nie, nie dzisiaj. Jutro z rana będę mogła to zrobić. - Wstała i zaczęła iść w stronę drzwi. - Pierw muszę odpocząć i tobie też radzę to zrobić.
                 Szybkim krokiem do niej podeszłam i przytuliłam. Jestem jej tak bardzo wdzięczna. Nie umiem nawet jak bardzo. To... To jakby moje spełnienie marzeń.
- Dziękuje.
- Nie masz za co. Teraz idź, chcę iść już spać.
- Na pewno?
- Tak. Dobranoc.
- Dobranoc.
                 Chwilę później zniknęła za ścianą. Sama też udałam się do pokoju ze szczerym uśmiechem na twarzy. Tak bardzo się ciesze z tego co będzie. Wreszcie może wszystko mi się uda ułożyć. Może wreszcie wrócę i będę na właściwym miejscu. Do tego dzieli mnie już tylko jedna noc.
                 Gdy znalazłam się w pomieszczeniu od razu rzuciłam simę na łóżko. Miałam ochotę krzyczeć na całe gardło ze szczęścia. Nigdy przenigdy nie odwdzięczę się Call za to co robi. Będę jej dłużna całe życie.
***
                 Gdy wstała na dworze świeciło już słońce. Szybko wstałam nie chciałam się wylegiwać. To wreszcie dzisiaj. Szybko zabrałam pierwszą lepszą sukienkę i prawie biegiem wpadłam do łazienki na szybki prysznic. Po którym zeszłam do jadalni aby coś zjeść. Tam tak samo jak wczoraj siedziała Call.
- Wyspałaś się?
- Jak nigdy. - Powiedziałam szczęśliwa. - A ty?
- Całkiem dobrze. Wciąż jesteś pewna tego co chcesz zrobić?
- Tak i to bardzo.
- Niech będzie. Jedz szybko i choć.
                 Zabrałam się za jedzenie a gdy skończyłam kobieta wstała. Ruchem ręki wskazała abym poszła za nią. 


Witam. 
Tak wiem rozdział strasznie, krótki. Przepraszam. Wybaczycie mi? Mam nadzieje, że tak. Ostatnio zauważyłam, że coraz więcej osób mnie opuszcza na tym blogu. Chyba przestane go pisać - przynajmniej takie miałam myśli ostatnimi dniami, Ale. Właśnie ale tek nie zrobię. Ze względu na jedną osobę i ta osoba powinna być z siebie dumna.  Chodzi mi tu o Panią Anonimową. Jak dobrze pamiętam Panią Ole. Jeśli źle zapamiętałam upomnij mnie, bo nie jestem pewna. Chyba jako jedyna wchodzi tutaj i komentuje pod rozdziałami jako jedyna osoba. Dzięki, przynajmniej ktoś został. 
Pozdrawiam Syntry

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

22. Dla świętego spokoju.

Słońce. Pukanie do drzwi. A zaraz po tym ból.
                 To chyba trzy pierwsze rzeczy, które poczułam i usłyszałam zaraz po obudzeniu się. Plecy mnie strasznie bolały. Nie ma co się dziwić zasnęłam wczoraj na podłodze. I teraz mam konsekwencje swojego czynu. Ale nie wiedziałam przecież, że tak szybko zasnę po pogrzebach. Myślałam, że będę miała problemy z zaśnięciem albo po prostu nie będę spała całą noc. A tu jest inaczej. Trochę wyładowałam emocje dzięki łzą a później nadzwyczaj na świecie zasnęłam jak małe dziecko.
- Hej Syn wstawaj. Śniadanie na Ciebie czekać.
                 Westchnęłam. Nic się nie zmieniło od mojego ostatniego dnia tutaj. Jak zwykle wesoła atmosfera. Call zachowuje się normalnie jakby nic się nie stało. Hmm... a może ona o niczym nie wie. No bo skąd skoro nie wychodzi poza obrzeża lasu. Jednak nawet jeśli tak jest nie przeszkadza mi to. Przynajmniej tutaj będę mogła w spokoju poszukać informacji.
- Już zaraz schodzę.
                 Muszę wziąć szybki prysznic na orzeźwienie. Z tą myślą biorę z komody pierwszą lepszą bluzkę i jakieś spodenki a do tego czarną bieliznę, po czym otwieram drzwi, które znajdują się koło komody. Zapewne gdyby nie to, że już wcześniej tu byłam nie wiedziałabym że znajduje się tu łazienka. Drzwi zostały starannie zatuszowane. Nie różnią się w ogóle od ścian. Zdradza jej jednak mała pustka między poszczególnymi elementami.
                 Gdy jestem w łazience od razu zrzucam z siebie ubrania. Natomiast nowe kładę na półce zaraz koło prysznica, do którego wchodzę. Odkręcam wodę. Zimne krople wody od razu spływają po moim ciele. Nie przeszkadza mi taka temperatura wody, Dzięki temu, że jest taka a nie inna jest taka odprężająca i dająca wrażenie, że niepotrzebne myśli spływają po mnie razem z przezroczystą cieczą.
                 Wychodzę spod prysznica od razu otulając się czarnym ręcznikiem, który wisiał na ścianie. Zatrzymuję się w miejscu, jakbym nie wiedziała co zrobić. Dopiero po chwili zaczynam wycierać skórę z pozostałych kropli. Gdy kończę wyciągam rękę po ubrania, które zaraz nakładam.
                 Od razu po wyjściu z pokoju skierowałam się do jadalni gdzie już siedziała Call. Jakby nie zważając na to usiadłam na wolnym miejscu i zabrałam się za jedzenie. Czułam, że chce się czegoś dowiedzieć, ale chyba najwidoczniej nie wie jak o to zapytać. Dla mnie nawet lepiej nie będę musiała odpowiadać. Szybo kończę zaczętą kromkę chleba, po czym po prostu wstaję.
- Poczekaj. Chcę coś wiedzieć.
                 A już myślałam, że uda mi się uciec. Niestety wszystko nie idzie po mojej myśli. Wzdycham lekko i znów siadam na krześle.
- Co chcesz wiedzieć?
- Czemu wróciłaś dopiero teraz?
- Po prostu potrzebowałam teraz cichego miejsca po tych wszystkich wydarzeniach.
- Jakich?
- Tak jak sadziłam o niczym nie wiesz. Wróciłam po pogrzebie rodziców. Zginęli. Gdy byłam już przed domem wszystko się kończył. Wokół były jedynie trupy zmarłych ludzi. Co najgorsze w tym wszystkim Octavia zginęła na moich rękach. Nie mogłam nic zrobić.
- To nie...
- Nie mów tak. Przecież wiem, że moja. Wtedy na pogrzebie wpadłam na pomysł wskrzeszenia ich...
- Nawet najwyższa bogini tego by nie potrafiła.
- Albo zmienić czas. Powrócić do przeszłości i postąpić inaczej. Tak aby wszystko potoczyło się inaczej.
                 Call wstała z miejsca i zaczęła powoli chodzić wciąż wpatrując się we mnie. Myślała, ale nie wiem nad czym.
- Wiesz pomogłabym Ci, ale nie mogę tak roztropnie używać magi, która... - Zatrzymała się. Na jej twarzy pojawił się prawie niewidoczny grymas, jakby ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć za dużo. - I znowu zamiast Ciebie mówię ja. Ta twoja osobowość.
- Ale ja nic nie robię.
- Robisz. Może o tym nie wiesz, ale nawet nieświadomie kierujesz ludźmi. Gdybyś tylko umiała z tego korzystać.
- Może. A to co mówiłaś...
- Za dużo powiedziałam. Najlepiej jakbyś o tym zapomniała. Nie powinnam tego mówić, nawet jeśli byłoby to ważne.
- Moim zdaniem było to bardzo ważne.
- Koniec. Po prostu koniec. Idź tam gdzie miałaś iść.
- Ale...
- Koniec dyskusji. Idź już.
- Niech będzie.
                 Niechętnie wstałam i wyszłam z pomieszczenia. Podążyłam do pokoju, aby wszystko przemyśleć całą tą rozmowę. Dzięki niej dowiedziałam się trochę. Wiem że mogę wrócić do przeszłości. Teraz tylko muszę jakoś podpuścić Call, aby mi w tym pomogła. Tylko pytanie jak to zrobić. Nie sądzę, że jak gdyby nigdy nic mi to zaproponowała. To nie leży w jej naturze. Zwłaszcza gdy chodzi o coś takiego. Muszę wymyślić genialny plan, który pomoże mi dojść do celu. A może wybrać drugie wyjście działać spontanicznie. Tak to chyba lepiej mi wychodzi. Najlepiej wszystko postawić na jedną niewiadomą kartę.
                 Miałam już otwierać drzwi kiedy się rozmyśliłam. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść do pomieszczenia gdzie Opiekunka lasu przebywała najczęściej. Z każdym krokiem byłam mniej pewna czy ta nieprzemyślana decyzja jest odpowiednia. Jednak ona mogła też być tą właściwą. Przecież nic nie tracę.
                 Gdy dotarłam na miejsce, zapukałam raz - tak dla pewności i otworzyłam drzwi. Call siedziała w starym fotelu niedaleko kominka a w ręku trzymała książkę. Na stoliku obok niej stał kieliszek z napełnionym do połowy czerwonym winem. Zapewne jej ulubiony. Była tak pochłonięta lekturą, że nawet nie zwróciła uwagi na to, że weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
                 Przelotnie rozejrzałam się przestrzeni. Nic się nie zmieniła. Ściany zdobiły obrazy. Przeważnie krajobrazów ale zalazły się też portrety. Jak już kiedyś się dowiedziałam to była bliska rodzina Call. Została zabita dlatego, że się przeciwstawiła Eliroth'owi. Nie chciała uczestniczyć w jego ambicjach nad sprawowaniem władzy. Ten słysząc sprzeciw zabił ich, jedynie Call zostawił w spokoju. Miał nadzieje, że ta będzie taka sama jak ona i dlatego zabrał ją ze sobą. Przynajmniej wtedy mu się wydawało. Ona jednak przy pierwszym wolniejszym miejscu uciekła. Co prawda kiedyś podobno myślała o zemście, ale znalazła coś co ją potrzebowało i dlatego odstawiła ją na ostatni plan.
                 Westchnęłam i podeszłam do kobiety. Gdy byłam już za nią spojrzałam przez ramię co czyta. Przeczytałam kilka linijek tekstu, ale nie kojarzyłam jego z jakimś dokładnym tytułem. 
- Co czytasz?
- Książkę o dawnym stosowaniu magi. - Uśmiechnęłam się. Mówi do mnie a nawet nie skapnęła się, że tu jesteś. - Poczekaj, skąd ty tutaj?
- Weszłam przez drzwi już jakiś dobre kilka minut temu.
- Nawet Cię nie usłyszałam.
- Byłaś za bardzo pochłonięta książką. Jednak ciągle mnie dziwi, że nie przyzwyczaiłaś się do czyjeś obecności tutaj.
- Ostatnia osoba, która tu była to jesteś Ty. Nikogo innego przeważnie tu nie ma. A tak właściwie po co przyszłaś?
- Tak sobie myślałam o naszej niedawnej rozmowie i doszłam do wniosku. 
- Już się można bać. Na co wpadłaś?
- Skoro umiesz i wiesz dużo, to mam jedno pytanie. Jak można zmienić czas?
- Kochana gdyby tak łatwo było każdy by chciał.  Ale musisz wiedzieć, że czasu nie można zmienić bez kompilacji.
- Mogą one być, nie przeszkadza mi to. Tylko trzeba znaleźć kogoś kto potrafi to robić.
                 Hmm... Ciekawe czy się da na to złapie. Oby. Inaczej będę musiała znaleźć inny sposób, aby to zrobiła. Wnioskując z tego co wcześniej powiedziała jest w stanie to zrobić. Jednak pierw muszę ją przekonać, no albo podpuścić.
- Daleko nie trzeba szukać.
                 Mruknęła jakby do siebie a jakby do mnie. Dla mnie był już to znak, że może to dla mnie zrobić.
- Ohh.. naprawdę a kto to?
- Idiotka.
- Nie jestem nią.
- Jesteś przynajmniej w małym stopniu.
- Czemu?
- A musi być powód? Nie - Odpowiedziała zamiast mnie, jednak wolałam to przemilczeć. - I czemu zawsze musisz mi przeszkadzać?
- Ja? Przeszkadzać? Nic takiego nie robię.
- Dobra czego chcesz?
- A muszę przyjść z jakiegoś powodu?
- Znając Ciebie to tak.
- To zabolało. - Powiedziałam, po czym teatralnie złapałam się dłońmi w okolicach sercach. - A wracając do wcześniejszej rozmowy w jadalni...
- Wiedziałam, że coś chciałaś. Słucham?
- No skoro nie chcesz mi pomóc muszę zrobić to sama. Jednak nie mam odpowiednich ksiąg, żeby czegokolwiek się dowiedziała o przeszłości.
- I zapewne chcesz żebym jakieś ci dała.
- Otóż to.
- Mimo że się dowiesz i tak nie będziesz potrafiła tego wykorzystać.
- Czemu?
- Czy ty musisz tak dużo zadawać pytań? Oczywiście, w końcu to Ty Syntry. A wracając to nie jest jakaś tam zwykła magia, którą na co dzień się wykorzystuje. Nie da się tak łatwo jej nauczyć.
- Ale Ty ją umiesz.
- Możliwe.
- Więc możesz mi pokazać jak to się robi.
- Oj kochaniutka ja się chyba źle wyraziłam. Jej się nie da nauczyć. Ona musi być.
- Oj tam. Zawsze warto spróbować. Nauczysz mnie?
- Nie.
- No proszę.
- Nie, nie, nie.
- Oj no wiesz co.
- Tak wiem.
- Naucz mnie jej.
- Nie muszę.
- Ale ja tak ślicznie proszę.
- Odmawiam.
- Bardzo ślicznie, prześlicznie proszę Cię Call.
- Nie nauczę Ci jej i nie przerywaj. Dla świętego spokoju i uśmiechu, po prostu to zrobię. A gdy spotkamy się ponownie i tak nie będziesz mnie pamiętać.
- Ciebie zawsze będę...
- Nie będziesz. Ty panno Black nie rozumiesz.
- Czego?
                 Zapytałam zdziwiona. Naprawdę jej nie rozumiem. Jak mogłabym zapomnieć o kimś takim jak Call. Przecież to w ogóle nie możliwe. Nie mogłabym tego zrobić z wielu powodów. Po pierwsze stała się całkiem ważną osobą w moim życiu. Zyskała sobie moje zaufanie, które jest mi ciężko komuś podarować. A jej się udało. Po drugie jak można zapomnieć o kimś kto ma ważną funkcję na tym świecie. A do tego jest niezwykle inteligentna i zdolna. Choć to nie zmienia faktu, że lubię się z nią drażnić lub przekomarzać. Nawet jeśli jest o wiele starsza ode mnie.
- Mówiłam, że ta magia ma skutki uboczne. 
- No tak wspominałaś coś o tym.
- To jeden z nich. Jako osoba na którą będzie miał wpływ działania zwyczajnie zapomnisz o tym co się stało od chwili, w której się znajdziesz po cofnięciu. Za to ja jako osoba, która z niej korzysta nic się dla mnie nie zmieni. Po prostu trochę się odmłodzę mnie, Ciebie jak i innym ludziom. A Ci co zginęli, jak w Twoim wypadku rodzice będą wciąż żywi. Dlaczego? W końcu nie w tamtym czasie umarli. Ale przyszłość zawsze może się powtórzyć albo zmienić. To już będzie zależeć od Ciebie.
- A co ze zwierzętami? Co się stanie z Naomi?
- Spokojnie nic się takiego nie stanie. Tak jak ludzie odmłodnieje o ten czas w tył. Można by powiedzieć, że zapomni o Tobie. Ale zapachy, doznania które przeżyła teraz w razie cofnięcia się zostaną. Czyli jeśli się spotkacie za pewnie na początku będzie nie ufna jak to zwierzę. A później gdy przypomni Twój zapach jej wspomnienia wrócą. 
- A moje?
- Twoje niestety nie. Chyba że ktoś Ci pokaże. Rozumiesz?
- Tak.
- Wciąż chcesz to zrobić?
- Z całą pewnością.
- Później nie będzie odwrotu.
- Wiem. - Uśmiechnęłam się. - Nie zmienię zdania. Chcę postarać się zmienić to co się stało.
- To Twoje ostatnie słowo jak mam rozumieć. Nie musisz odpowiadać. Wiem, powiedziałam zrobi to dla świętego spokoju.- Dziękuje.
- Za wcześnie na te słowa.
- Nic nie szkodzi.
- Idź już. Zajmę się wszystkim tylko mi nie przeszkadzaj przez jakiś czas. A teraz idź gdzieś.
                 Bez słowa sprzeciwu wyszłam z pomieszczenia aby dać jej spokój.


Witam!
Oto i 22 rozdział. Jednak nie skończyłam przeszłości w tym rozdziale. Wciąż zobaczę ile będzie z nią rozdziałów. No to na tyle. Kończę tak szybko, bo trochę się spieszę.
Pozdrawiam Syntry

piątek, 14 sierpnia 2015

Facebook?

Witam.
Ehh znowu w tym tygodniu zamiast rozdziału jest post informacyjny. Ale do rzeczy. Sam tytuł dużo mówi. Od dzisiejszego dnia będzie można mnie znaleźć również na facebooku. Co na nim będzie? Sama nie wiem, czas zobaczy. Oczywiście możecie dawać propozycje co byście chcieli zobaczyć, dowiedzieć się. A oto link do fanpage'a:


Pozdrawiam Syntry :*

wtorek, 11 sierpnia 2015

Sowa

Witam z tej strony Syntry.
Dzisiaj niestety nie przyszłam z postem, przepraszam. Oczywiście postaram się go wstawić może w tym tygodniu, tyle że na jakoś sobota/niedziela. Zobaczymy jak mi się uda. 
Dobra kończę. Jeszcze raz przepraszam.
Pozdrawiam Syntry

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

21. Gdy otworzyłam oczy cz.3

                 Gdy otworzyłam oczy, znów byłam w innym miejscu. Stałam pomiędzy ludźmi a i tak na początku. Czułam smutek, ale nie płakałam. Beznamiętnie patrzyłam na złote litery w czarnym kamieniu, z którego został zrobiony grób mych rodziców. Układały się w słowa, które brzmiały:
"Octavia Black
i
Crow Black
Umarli szczęśliwi, bo razem."
                 Obok niego był postawiony podobny pomnik dla Jacka Willams'a z dopiskiem:
"Oddał swe serce dla osób, które kochał"
                 A za nim stał grób Swe Farise z napisem:
"Nie miała zbyt dużo czasu na tym świecie"
                 Wpatrywałam się dalej, choć Ci co przeżyli powoli rozchodzili się w ciszy. Czasem o coś się mnie pytali, lub po prostu przechodzili za mną aby mi nie przeszkadzać. Ja nawet nie umiałam ruszyć się z miejsca. Nie miałam po co. Nieważne gdzie pójdę i tak nie będzie dla mnie miejsca. Jak tylko wyjdę z cmentarza będę bezbronnym zwierzęciem, które chcą dopaść inni. 
                 Zapewne lepszym wyjściem dla mnie byłoby zginąć razem z nimi. Nie musiałabym tułać się dalej na tym świecie. Może wtedy byłabym szczęśliwa. Jednak jest inaczej. Po raz kolejny zostaję sama ze swoimi problemami. Dostawałam propozycje od innych czy nie chcę się u nich zatrzymać. Za każdym razem odmawiałam. Miałam powody.
                 Wiem, że nieważne gdzie byłabym wciąż czułabym pustkę i nie umiałabym odnaleźć się w sytuacjach, które przygotował dla mnie los. Nie jestem na coś takiego gotowa. Poza tym nie chciałam się im narzucać. Przecież nie tylko ja straciłam bliskie osoby w moim życiu. Będzie żałoba po tych co polegli, ale sądzę że oni by tego nie chcieli. W końcu walczyli i zginęli za to co wierzyli.
                 Poczułam, że ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Momentalnie przestałam myśleć o tym co mnie trapi i spojrzałam w tamtą stronę. Zobaczyłam starszego mężczyznę już z siwymi włosami ubranego w odświętny czarny garnitur a w ręku trzymał laskę na której się opierał.
- Czy chce pan coś ode mnie?
                 Spytałam, choć wiem że niezbyt uprzejmie to wyszło. Nie miałam ochoty na rozmawianie. Najchętniej zostałabym już sama. Siedziała w jednym miejscu z nadzieją, że zamarznę na śmierć.
- Mam propozycję dla panienki.
- Jaką?
                 Nie siliłam się na uprzejmości. Pewnie gdyby ta rozmowa znalazła się w innej sytuacji inaczej by wyglądała.
- Zapewne nie będzie panienka Black miała gdzie się podziać, więc może byś chciała...
- Nie.
                 Powiedziałam stanowczo, lecz mężczyzna nie zważał na mą wypowiedź i dalej mówił.
- Zacząć uczęszczać do naszej szkoły Renox.
- Rok szkolny dawno się zaczął i wiem także że jestem już...
- Wiem o tym, wszystko ustalimy. Będziesz mogła chodzić z osobami w Twoim wieku i na rok w którym powinnaś teraz uczęszczać. To żaden problem, zwłaszcza z taką wiedzą jak Twoja.
- Nie.
- Pomyśl. Twoi rodzice pewnie chcieli by tego.
- Nie zna ich pan, więc tego nie wie.
                 Odparłam momentalnie. Możliwe, że było inaczej i ich znał. W innym przypadku po co miał tu przychodzić, chyba że on też kogoś stracił. Jedną osobę a może całą rodzinę. Albo jest jeszcze jedno wyjaśnienie był tu z obowiązku. Z tego co zrozumiałam jest prawdopodobnie dyrektorem szkoły, więc możliwe że są tu jego wychowankowie.
- Znam.
- Phi... Nie ma pan prawa mówić co, by chcieli a czego nie! To moje życie! Moje decyzje! I nic panu do tego! Nie skorzystam!
- Przemyśl to. W każdej chwili możesz zmienić decyzje. Wrota do naszej szkoły zawsze będą dla Ciebie otwarte.
- Już mówiłam nie skorzystam i nie zamierzam dalej ciągnąć tej rozmowy. Do widzenia.
- Nie niszcz sobie życia przez złe decyzje. Do zobaczenia, do zobaczenia.
                 Mimo że zdziwiły mnie jego słowa na pożegnanie nie odpowiedziałam już nic. Jak nigdy nic ruszyłam z miejsca przed siebie, aby dotrzeć do głównej bramy. Szłam w ciszy, nikogo już tu nie było. Minęło kilka minut kiedy ujrzałam metalowe wyjście z tego miejsca. W tej samej chwili stanęłam jak wryta.
                 Nie miałam przecież gdzie iść. Nie mam po co stąd wychodzić. Mogłabym wrócić do swojego domu, ale ten jest w całkowitej ruinie. Za pewne umiałabym przywrócić jego wcześniejszy stan za pomocą magii, ale... Znów ale. Nie wiem ile będę jej potrzebować. Każde nieodpowiednie użycie może kosztować mnie moim życiem. 
                 Z chęcią bym umarła już teraz, ale wiem że oni nie byliby z tego zadowoleni. Znajdę inny sposób. Może da się przywrócić zmarłym życie lub zmienić bieg wydarzeń. Muszę sprawdzić każdą możliwość. Wiedza teraz jest mi potrzebna a najłatwiej pozyskać ją z ksiąg. Najlepiej z tych najstarszych pochodzących jeszcze od tych co wierzyli, że swoje umiejętności dostali od bogini. 
                 Od bogini która ich kochała całą sobą.  Od tej której podobno się wszystko zaczęło. Zgodnie z legendami oddała swoje życie, aby ludzie stąd mieli nieograniczoną magie. Aby ograniczała ich jedynie kreatywność lub siła. Zgodnie z podaniami nie każdy człowiek dostawał taką samą ilość. Zależało to podobno od tego jak bardzo chcieli pozyskać moc i po co. Czy dla dobrych czy raczej dla odwrotnych spraw. 
                 Jednak nawet ona nie mogła się spodziewać, że co którzy byli jej zdaniem tak doskonali po otrzymaniu całkowicie się zmienili. Przez co świat powoli się rozdzielał na kilkanaście poglądów. Podobno jeszcze coś dalej było, coś obiecała ale nie mogę sobie przypomnieć co. Czy ja w ogóle to czytałam? Czy też tego nigdy nawet nie widziałam na oczy lub tylko o tym słyszałam, albo było tak skutecznie ukrywane że nie widziałam całości. Nie wiem, nie mogę wszystkiego wiedzieć.
                 Nie potrzeba mi tego do szczęścia. Mruczę pod nosem znów te same słowa kiedy chciałam się teleportować. Już po chwili stoję w zniszczonym pokoju mojego rodzinnego domu, w którym już zdążył napadać śnieg przez to, że nie ma dachu tym samym przykrywając regały i porozrzucane książki na podłodze. Jedno pstryknięcie palców a nic tu nie zostało prócz śniegu i mebli. Każda książka została stąd przeniesiona do pokoju w którym zatrzymałam się kiedy byłam u Call. Pewnie kiedy to zobaczy będzie zdziwiona.
                 W końcu nie dawałam jej żadnego mojego znaku życia od dłuższego czasu. Nie wiem jaka będzie jej reakcja kiedy mnie zobaczy. Zawsze warto to sprawdzić. I tak miałam za jakiś czas tam wrócić patrząc na te okoliczności. Po prostu nie będę przedłużać jej czekania i zjawię się u niej. Po raz kolejny w tym dniu szepczę cicho jakąś formułkę, wciąż nie zrozumianą dla aktualnej mnie.
                 Stoję koło drzwi, po czym się o nie opieram. Nie dziwi mnie widok, który zastałam w tym pokoju. Nic się nie zmienił prócz tego że dużo przestrzeni zajmują książki a na fotelu siedzie Call, która intensywnie teraz się mi przygląda.
- Dawno się nie widziałyśmy.
                 Myślę, że to dobry początek do rozmowy, lecz ona nic na razie nie odpowiada jedynie patrzy. Po chwili wzdycha i lekko się uśmiecha.
- To prawda chyba minęło z siedem miesięcy, dobrze że ci nic nie jest Syn. Jednak interesuje mnie co to wszystko znaczy.
                 Pokazuje mi ruchem ręki wszystko co się tu niedawno znalazło. Szczerze to nie dziwę się, że o to się pyta.
- Potrzebowałam ciszy i spokoju, abym mogła znaleźć coś co mnie interesuje. A tu jest spokojnie. Nie wyrzucisz mnie prawda?
- Nie mogłabym. Pewnie jesteś głodna.
- Nie jestem. A jak już tu jestem to pójdę zobaczyć co z Naomi.
- Idź, ucieszy się o pewne. Miło Cię znowu widzieć.
- Ciebie też Call.
- Wiem.
                 Wychodzę z pokoju, a po chwili z tego dość dziwnego domu. Wciąż nie jestem przyzwyczajona, że ma taki niespotykany wygląd.
- Nao! Słyszysz mnie! To Ja Syntry!
                 Krzyczę aby usłyszała, choć wiem że nawet jeśli normalnie bym powiedziała też, by wiedziała o mojej obecności. W końcu to niezwykłe zwierze. Nie dziwi mnie że po sekundzie wynurza się z lasu który otacza to polanę i kieruje się w moją stronę. Robię to samo co ona idę w jej stronie. Bacznie mi się przygląda, do tego nie trzeba by geniuszem. Kucam gdy jestem wystarczająco blisko. Ona zaczyna wokół mnie krążyć i się przyglądać.
- Czego się boisz to ja? Nie poznajesz, chyba się obrazę.
                 Teatralnie udaję focha. Jak pamiętam zawsze, po tym do mnie podchodziła i delikatnie przykładała swój nos do mojego policzka. Tym razem jest tak samo. Uśmiecham się smutno. Tylko na taki mnie na razie stać. Zaczynam gładzić jej srebrne futro.
- Chciałabym się gdzieś z Tobą przejść, ale nie dzisiaj. Wybaczysz mi to prawda. Od naszego ostatniego spotkania trochę się zmieniło. Mój świat nie będzie taki jak wcześniej wiesz. Straciłam prawie wszystko co dla mnie ważne. Przynajmniej ty zostałaś cieszę się. 
                 Po moich policzkach zaczynają płynąć łzy.  To nie do pomyślenia, że teraz się rozklejam a na pogrzebie już nie. Jestem dziwnym człowiekiem. Przecieram łzy, lecz one i tak płyną dalej.
- Przepraszam że Cię martwię. Nic mi nie jest. Pójdę już.
                 Wilk odchodzi ode mnie. Patrzę się na nią i ona co jakiś czas na mnie. Wiem że mnie rozumie. Szybko wstaję i biegiem wracam do pokoju, który zajmuje się w tym miejscu. Byłam wręcz pewna, że jeśli zostanę rozpłaczę się już całkowicie. 
                 Gdy zamykam już drzwi za sobą, moje nogi są coraz słabsze. Wreszcie upadam na podłogę i zamykam swoją twarz w dłoniach. Daję wyrzucić z siebie wszystkie emocje, które mnie trapią w tej chwili. Nawet nie zdaję sobie sprawy, że za niedługo zasypiam.

Witam!
Z tej strony Syntry. Jak widzicie rozdział jest wcześniej niż powinien. Zamiast we wtorek jest w poniedziałek. Jest dla tego przyczyna. Prawdopodobnie nie będę miała znowu dostępu do internetu jakoś do soboty. Oczywiście będę się starać żeby gdzieś wejść. Ale to takie tam, pewnie was to nie interesuje. 
Już powoli kończy się historia z "przeszłości" - o ile tak można to nazwać. Sami się przekonacie dlaczego. Prawdopodobnie koniec tego aktu będzie w następnym rozdziale, przynajmniej tak mi się zdaje. A jeszcze jedno jak się podał rozdział? Na ile go oceniacie?
Pozdrawiam Syntry