wtorek, 28 kwietnia 2015

9. Pieczęć.

                Jestem całkowicie pogrążona w swoich myślach, choć dwójka ludzi koło mnie żwawo rozmawia. Nie obchodzi mnie o czym rozmawiają, ich rozmowa mnie omija. Czemu? Tak mi jest wygodniej w tym momencie. Nie mam też ochoty, by z nimi powymieniać kilka zdań. Po prostu nie chcę, mam teraz inne zmartwienie. O wiele ważniejsze niż jakaś głupia rozmowa.
                Wpatruję się beznamiętnie w jedzenie. Mimo, że tego że nie mam ochoty niczego brać do ust wewnątrz mnie toczy się walka. Zmusić się i zjeść czy też zostawić. Wiedziałam, że to co wezmę i przełknę w najbliższym czasie całkiem je zwrócę. Jedynie nalałam sobie sok pomarańczowy do szklanki, z której później powoli upijałam małymi łykami ciecz.
- Syn, wszystko w porządku?
                Te kilka słów wyrwały mnie z zamyślenia. Lekko zdziwiona tym, że ktoś się mną przejmuję spojrzałam się na Jacka. Szczerze to chyba nie pierwszy raz tak jest, ale ciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić. Uczucie współczucia jest dla mnie obce. Znam walkę i chęć przetrwania - tylko to mnie nauczyło życie. Nie miał mnie kto nauczyć tego uczucia. Wymusiłam w sobie delikatny uśmiech. Niezwykle fałszywy, bo nic nie było dobrze. Miałam tylko nadzieje, że wygląda normalnie.
- Tak, wszystko w porządku.
                Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Kolejna nadzieja, że ten sztuczny uśmiech wszystko załatwi i nie będą zadawać niepotrzebnych pytań.
- Widzę, przecież że coś Cię trapi.
- Jak każdego... Dziękuje za posiłek.
- Przecież ty nic nie zjadłaś!
- Może nie jestem głodna.
                Burknęłam od niechcenia, po czym wstałam z krzesła które po chwili wsunęłam. Wyszłam szybkim krokiem z pokoju. Nie musiałam zatrzymywać się za drzwiami, wiedziałam że panowała w nim przez chwilę cisza. Pewnie po chwili i tak wrócili do poprzedniej dyskusji. Nic mi dzisiaj nie pasowała, zwłaszcza czyjeś towarzystwo. Marzyłam o spokoju i pobyciu samej. Bez wahania szłam w stronę drzwi prowadzących na świeże powietrze. Tylko tam znajdę spokój który jest mi teraz tak potrzebny.
***
                No podwórzu przywitał mnie delikatny wiaterek z słońcem, które przyjemnie przygrzewało. Usiadłam na jednym z dwóch foteli. Pewnie oparłabym się plecami o zagłówek, gdyby nie pieczenie na nich. Westchnęłam. Włożyłam głowę między ręce, które łokciami opierały się o moje nogi. Z ciekawości zobaczyłabym co się na nich znajduje, ale ja dobrze wiem co na nich jest. Pieczęć, która została na mnie nałożona kiedy jeszcze byłam dzieckiem. Przez kogo? Trudno nie jest się nie domyślić. To chyba wiadome przez kogo. W tamtym dniu pragnęłam umrzeć, a czasem nadal chcę. Jednak wciąż stąpam po tej ziemi. Dlaczego? To też raczej wiadome.
                Ciekawość wzięła górę nad rozumem, odkryłam plecy tak abym mogła je dokładnie widzieć. Pieczęć, która służyła do blokowania moich mocy była coraz bardziej widoczna. Najwidoczniej z wiekiem wciąż rośnie w siłę a co za tym idzie ja staje się coraz słabsza. Teraz na pewno nie będę mogła w pełni korzystać z umiejętności. Pomyśleć, że jeszcze kilka dni była całkowicie niewidoczna - a ja całkiem o niej zapomniałam do dzisiaj. W tym momencie widać już jej zarysy i czarny kolor.
- Syntry, co się dzieje? - Szybkim ruchem zakryłam jak dla mnie hańbiące miejsce. Nie musiałam też się odwracać, aby zobaczyć kto to mówi. - Co to było?
- Nic się nie dzieje Jack.
- Co to było? - Usiadł na fotelu koło mnie. - Mów szczerze.
- Ale co?
- Przecież widziałem, nie rób ze mnie idioty.
- Ale ja nie wiem co widziałeś.
- Nie zgrywaj mi się tu!
- Pff... ja nic nie robię. Nie wiem o co ci chodzi.
- Ehhh... kobieto! Gadaj mi ale to już.
- Nie ma o czym...
- Przyznałaś się, na twoich plecach coś było.
- Nic nie było! Masz chyba zwidy. Może powinieneś iść do okulisty?
- Spokojnie ślepy nie jestem.
- Teraz to ja już sama nie wiem.
- Syntry!
- Tak?
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć o wszystkim.
- W tym przypadku akurat nie mogę. Nie pytaj mnie więcej o ten temat i tak Ci nie odpowiem.
                Zaczęłam wstawać, kiedy pieczenie stało się jeszcze bardziej bolesne. Mimo wszystkich starań na mojej twarzy pojawił się grymas bólu. Chciałam jak najszybciej z tą uciec, aby nikt nie zobaczył mojego bólu.
- Wciąż chcesz spotkać się z moim bratem?
                Stanęłam jak wmurowana a na twarzy pojawiło się zdziwienie.Wcześniej nawet nie chciał poruszać tego tematu, a teraz? Tak sam siebie o to pyta. Dlatego szybkim krokiem wróciłam na miejsce, w którym wcześniej siedziałam.
- Tak...
- To się całkiem dobrze zgadza.
- Czemu?
- W przyszłym tygodniu akurat u nich będę, więc jeśli chcesz możesz mi towarzyszyć.
- Naprawdę? - Przekręciłam lekko głowę w lewą stronę. - To nie jest żaden blef?
- Nie skądże. To propozycja, zgadzasz się?
- Oczywiście, że tak. - Odpowiedziałam bez zastanowienia. - Nie opuszczę takiej okazji.
- Cieszę się. W takim razie trzeba kupić ci jakąś suknię balową.
- Suknię balową?
- Tak, suknie balową. - Powtórzył po mnie. - A co myślałaś, że pójdziesz tam tak jak jesteś teraz.
- No raczej tak.
- I tu się mylisz. W taką okazję nie wypada. Trzeba być dostojnie ubranym.
- Okazję? Dostojnie ubranym?
                Całkowicie go nie rozumiałam o co mu chodzi. On jedynie się roześmiał na całą tą sytuacje. Jeszcze bardziej czułam się zdezorientowana.
- Zobaczysz na miejscu. - Powiedział powstrzymując z trudem śmiech. - Nie warz się próbować dowiedzieć. Ja ani Gray nic ci nie powiemy. Wieczorem, poproszę Lumi aby do Ciebie przyszła. Pomoże ci w wyborze.
- Lumi? Kto to?
- Zobaczysz...
                Z uśmiechem na twarzy zniknął mi z pola widzenia. Wszedł do domu. Czasem się zastanawiam czy ja go kiedyś zrozumiem. Może kiedyś, teraz raczej nie. Niekiedy jest otwarty a kiedy indziej w ogóle go nie rozumiem. Co za dziwny paradoks...
***
                Leżałam na łóżku czytając "Verum oculus". Wciąż nie znalazłam odpowiedzi kto to jest S.B. Zamiast tego znalazłam tylko miejsce po wyrwanej kartce. Co mogło na niej być? Było coś ważnego na niej? Takie pytania teraz gnały przez mój umysł. Pewnie dalej bym rozmyślała nad tym, gdyby nie to, że ktoś wszedł do pokoju. Szybkim ruchem zamknęłam książkę, po czym położyłam koło mnie. Teraz tylko wpatrywałam się w litery na okładce.
- Panienko, pan Jack poprosił mnie...
- Nie jestem panienką ile razy mam mówić!
- Przepraszam, ale muszę się do pani jakoś zwracać.
- Panią też nie jestem, mam na imię Syntry.
- Mam tak panienkę nazywać?
- Tak....
- Pan Jack poprosił mnie abym pomogła Ci wybrać suknie...
- Coś tam wspominał.
                Burknęłam, nie miałam ochoty na coś takiego. Całkowicie nie wiedziałam kto się znajduje koło i z kim rozmawiam drzwi. Spojrzałam za siebie. Ujrzałam niziutką skrzatkę, była dobrze ubrana i na pewno nie wygłodniała jak się niekiedy zdarza. Zadbana i czysta - właściciel lub opiekun dobrze o nią dbał. Usiadłam na turecku na wygodnym materacu. Przyjrzałam się tym razem jej trochę dokładniej. Krótko obcięte czarne włosy, brązowe sukienka, taki sam kolor butów i delikatnie szarawy fartuszek. Jej koloru oczów nie byłam w stanie zobaczyć, bo miała spuszczoną głowę.
- Nie musisz się mnie bać... Jeśli chcesz możesz podnieść wzrok nie przeszkadza mi o nawet byłabym  Ci za to wdzięczna...
- Dziękuje.
- A tak właściwie jak mam na ciebie mówić? Wiesz tak nieosobowo nie jest za przyjemnie.
- Lumi, panienko.
- Proszę nie panienko ani nic podobnego. Zwracaj się do mnie po imieniu, a jeśli będziesz miała przez to problemy po prostu mi o tym powiedz. Przecież sama o to prosiłam.
- Postaram się. - Uśmiechnęłam się delikatnie. - Jednak ja muszę zrobić swoją pracę...
- Tak wiem, ale za bardzo mi się nie chce...
- Ale...
- Ale to zrobię. Mam tylko jedną prośbę.
- Jaką?
- To co zobaczysz na moim ciele nikomu nie powiesz. Nawet Grayowi a co dopiero Jackowi.
- Dobrze, nic nie powiem. A czy to ważne?
- Tak.
- Rozumiem. Możemy zaczynać?
                Pokiwałam głową na zgodę a skrzatka położyła tuż przede mną przeróżne gazety. W pokoju zmaterializowało się duże ozdobne lustro tuż po drugiej stronie drzwi. Otworzyła pierwszą stronę. Pokazywała mi każdą suknię jaka się w nich znalazła. Niektóre były naprawdę piękne, więc za dotknięciem na obraz materializowały się. Jednak każda miała w sobie minus, we wszystkich było wcięcie w plecach. Niektóre bardziej wcięte od innych. Dla osób kupujących w domu były naprawdę przydatne, nie trzeba chodzić po sklepach a także osoby z zewnątrz nie mogły niczego zobaczyć. Chyba po jakiś dwóch trzech godzinach skończyłyśmy przeglądać katalogi. W pokoju znajdowało się niezwykle dużo sukienek położonych posortowanie na kupkach zależąc z jakiego są sklepu. Tym razem jest ta gorsza część, wszystkie trzeba przymierzyć i zobaczyć która jest tą "jedyną". Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. Już po chwili znajdowałam się w samej bieliźnie w pokoju.
                Czułam wzrok Lumi który utkwił w pieczęci na plecach. Schyliłam głowę, to jedna z najgorszych rzeczy jakie mogły być na ciele człowieka. Są niezwykle hańbiące. Swoją pozycje zawdzięczają temu, że przez nie staje się niezwykle bezsilnym. Nawet najsilniejsze osoby nie mogą się jej oprzeć a co dopiero ja. Jestem tylko zwykła nastolatką, ale czy taką zwykłą? To niech każdy sam zadecyduje. Nie miałam siły nic mówić, chwyciłam pierwszą lepszą sukienkę. Po chwili zaczęłam ją nakładać. Była długa i puszysta o barwie fioletu, a jej wcięcie na plecach sięgało mi do odcinka lędźwiowego na kręgosłupie a tym samym ukazując cały hańbiący znak. Dotknęłam ją a tuż przede mną pojawił się przezroczysty panel. Informował o cenie i czy chce się ją kupić czy raczej ma wrócić do magazynu sklepowego. Bez wahania kliknęłam na tą drugą opcję, i w tej samym momencie zniknęła. Znów stałam prawie naga, chwyciłam następną i tak dalej... Żadna nie pasowała. Jedna za dużo odkrywała, inna była za krótka a jeszcze kolejna mnie pogrubiała przez co wyglądałam jak pyza. Takim sposobem została już ostatnia kupka, chwyciłam pierwszą z góry. Miałam z nią problem, nie mogłam się zasunąć z tyłu.
- Pomożesz mi Lumi?
                Niska skrzatka szybko podbiegła chcąc mi pomóc. Była idealna, szara ze złotawymi elementami, oraz długa aż do podłogi. Może odkrywała plecy, ale jedno zaklęcie i wcięcie się zmniejszy. Spojrzałam się w stronę lustra, które było tuż przede mną. W tym samym momencie ktoś otworzył drzwi i do pokoju weszła jakaś osoba.
- Jack kazał mi przynieść Ci... - I tu się zatrzymał. Znów kujące uczucie w sercu. Kolejna osoba wiedziała o tym co mam. - Co ty masz na plecach?!
                Ze złością i łzami w oczach odwróciłam się do niego. Wiedział, że teraz jestem zdolna do wszystkiego. I tu się nie mylił. Rzucił notes stronę łóżka, po czym zaczął się cofać a ja przyspieszyłam kroku. Złapałam go za kołnierzyk i przyparłam do drzwi. Nawet nie próbował się wydostać.
- Po prostu się wynoś z tego pokoju! - Uniosłam głos, w tym momencie było to chyba najlepsza rzecz jaka mogła się stać. - Zostaw to co  zostawić i się wynoś! Nie mam ochoty na Ciebie patrzeć. Wyjdź! Najlepiej zapomnij o tym co widziałeś! A teraz wynoś się!
                Puściłam kołnierzyk, po czym chłopak zniknął za drzwiami. Po policzkach płynęły łzy, których nie kontrolowałam. Zatrzasnęłam drzwi. Każdy chyba to usłyszał znajdujący się w tym domu, jednak to się nie liczyło. Zsunęłam na podłogę. Zakryłam oczy dłońmi, a ciche kroki Lumi kierowały ją w moją stronę.
- Proszę się nie przejmować.
- Jednak to nie takie łatwe.
- To zapewnię prawda, ale nie przejmuj się. Będzie dobrze.
                Załkałam. W moim życiu nic nie było łatwe. Teraz jeszcze to. Chcę zginąć... nie chcę żyć. Te myśli są dość częste w moim umyśle. Ale nie zważam na nie, muszę iść na przód, dopiero kiedy poznam swoje korzenie mogę umrzeć w spokoju. Do tej pory muszę znosić te wszystkie przykrości, ból. Przetarłam łzy ręką, lecz po startych pojawiły się nowe. Nie wiem, ile tak siedziałam a Lumi próbowała mnie pocieszyć jednak w końcu jej się udało.
- To zostanie między nami, dobrze?
- Oczywiście, jeśli poprawi ci to humor.
- Dziękuje. 


Witam!
Stwierdziłam, że z powodu tego, że nie było rozdziału tydzień temu połączę w całość 9 i 10 rozdział. 
Jestem winna tego, że go nie było. Przepraszam.
Mam nadzieje, że całość tego rozdziału to zrekompensuje. Jak widać jest nawet całkiem długi. O ile nie za bardzo...
 Jeśli nawet to nie uznacie to jeszcze raz ogromnie przepraszam. Jednak nie byłam w stanie przepisać i wstawić go w ubiegły wtorek. Dziękuje za uwagę, mam nadzieje że się podobało. 
Proszę zostaw po sobie ślad :-
Pozdrawiam Syntry

ask.fm/SyntryK - Jeśli macie jakiekolwiek pytanie, pytajcie mnie na asku.
 :-

wtorek, 14 kwietnia 2015

8. To co mnie trapi.

                Obudziłam się w środku nocy ale wiedział, że zasnąć na razie już nie będę mogła. Nie mam też ochoty niczego robić, po prostu poleżę. Patrzę się beznamiętnie w ciemną pustkę, w której nic nie widziałam. Wszystko wokół takie było i niech takie zostanie. Mogę pomyśleć w spokoju, nikt mi nie przeszkodzi. Choć tak naprawdę to jest bardzo mało prawdopodobne.
                Wciąż nie mogę zrozumieć czemu jeszcze tu jestem. Zawsze po jednym dom trzech dni zmieniałam miejsce pobytu. Tym razem jest inaczej, jeśli się nie mylę to już tydzień. A końca pobytu jeszcze nie widzę. Dobrze mi tu jest, niczym nie muszę się przejmować. Mam z kim porozmawiać choć czasem dochodzi do sprzeczek. Nie przeszkadza mi to. Sądzę, że byłoby nudno a tak jest przynajmniej zabawnie. Zostanę tu jeszcze, dokładnie na ile czasu nie umiem odpowiedzieć. Tyle ile będę chciała oraz jeśli Jack się zgodzi. Tak naprawdę to miejsce, osoby stąd mnie trzymają. Nie umiem wyrazić swoich uczuć wprost. Jednak gdyby nie Willams pewnie dawno już bym zginęła. Niechętnie ale muszę się z tym zgodzić. Wiele mu zawdzięczam. No to teraz mamy jeszcze jeden powód, dlaczego wciąż tu jestem. Muszę się odwdzięczyć za to co dla mnie zrobił. Nie umiem go też tak po prostu bez słowa opuścić. Coś mnie tu trzyma. Mam takie trochę dziwne uczycie jakbym już dawno temu go spotkała... ale sądzę że jeszcze coś się stanie prócz tego uczucia. Dowiem się pewnie w najbliższym czasie. Na razie zobaczymy.
                Wysunęłam rękę spod kołdry, po czym wyciągnęłam ją w pustą przestrzeń. Czemu? Miałam taką zachciankę. Może coś złapię lub wpadnie mi jakiś ciekawy pomysł.  Minęło zapewnię kilka minut a ja mimowolnie ziewnęłam. Przekręciłam się na prawy bok ciała, dalej rozmyślając o sobie i swoim postępowaniu. W moim życiu nie było niczego interesującego. Niezwykle monotonne, bez większego celu. Ważne jest to, aby przeżyć kolejny dzień i nie dać się złapać. Niektórym może wydać się to dziwne, w końcu nikt nie jest świadkiem tych wydarzeń.
                Ludzie żyją swoim tempem, nie przejmują się innymi. Przez co wiele nie widzą - takie jest życie. Wydaje się kolorowe na pierwszy rzut oka, ale takie nie jest. Wręcz przeciwnie okrutne, bezwzględne i nieubłagane. Jednak trzeba dalej żyć, przynajmniej próbować. Od mojej wytrwałości, sprytu, inteligencji czy odwadze zależy moja dalsza esencja na tym marnym skrawku ziemi. Nie mam siły ukrywać niczego, ciąży mi to na psychice. Nie umiem zapomnieć... Mówi się, że czas leczy rany, jednak w moim przypadku tak nie jest. Każda minuta pogłębia coraz to większą pustkę, której nie potrafię zatrzymać. Gdybym tylko potrafiła, może byłoby inaczej. Nie martwiłabym się, wiodła normalne życie próbując poznać moje korzenie. Trudno jest się do czegoś dokopać zwłaszcza jak się nie wie jakie nosimy nazwisko. To jest ogromna przeszkoda i staje zawsze na drodze. Z drugiej strony obawiam się tego co mogę się dowiedzieć. Przecież to wcale nie musi być przyjemne. Mogę pochodzić stamtąd. Ze znienawidzonego miejsca. Tam gdzie żyją ci fałszywi ludzie bawiący się ludzkim życiem. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze a na twarzy zawitał wyraz grymasu. Nie mam ochoty ukrywać tego, że czuje do nich obrzydzenie. Kiedyś tak nie było, ale świat się zmienia. A ja razem z nim. Wiem wiele więcej niż myślą. Jednym słowem, działaniem mogę ich zniszczyć. Cały plan, który ułożyli runąć. Dlatego chcę mnie unicestwić. Widzą jedynie wybór, że będę po ich stronie lub zginę. Oczywiście bardziej wolę tą drugą opcję niż się z nimi bratać. Do tego nie dojdzie, nawet jeśli nie wiadomo co się stanie.
                Jednak nie wszyscy u nich są tacy. Znajdują się inni, współczuje im. Są tam z przymusu, albo chcą bronić innych, by ich bliskie osoby przeżyły. To jest w tym wszystkim najsmutniejsze, że tacy ludzie naprawdę istnieją. Życie jest okrutne. Ja sama nie mogę porównać ich bólu z moim. Nie da się tego zrobić. Między nimi jest przepaść. Smutno mi z ich powodu, ale chcę im pomóc uwolnić się z tego piekła.
                Łzy napłynęły mi do oczu, aby zaraz się wydostać i spłynąć  po policzkach robiąc delikatne zakola. Nawet nie wiem czemu. Starłam te pierwsze ręką, lecz na ich miejscy pojawiły się nowe. Włożyłam głowę w poduszkę tak, aby nikt mnie teraz nie zobaczył. Tak naprawdę nie ma kto, jestem w tym pokoju sama. Z każdą kroplą czyj ę się coraz lepiej. Są oczyszczaj są dla mojego skołatanego serca.
                Gdyby nie to, że usłyszałam delikatny szum wody dalej bym leżała z zakrytą twarzą. Szum wody... nie to raczej mało możliwe. Jezioro na dworze jest za daleko aby móc je słyszeć. Więc czemu? 
- Kto tu jest? - Zapytałam, lecz nikt mi nie odpowiedział. Wstałam z ciepłego łóżka. Rozejrzałam się. PO omacku szukałam włącznika światła - nadaremnie, westchnęłam. Złamię znów zakaz czy też prośbę Jacka o korzystaniu z magii. - Exalio
                W pokoju zapanowało jasne niebieskie światło. Od razu lepiej. Zamrugałam kilka kilka razy aby oczy się przyzwyczaiły. Teraz widziała wszystko dokładnie. Nic.... żywej duszy prócz mnie tu ine było. No może przynajmniej nie człowiek. Rozejrzałam się kilka razy, spojrzałam za meble. Brak jakichkolwiek poszlak. Wróciłam pod kołdrę.
-Co tu się dzieje?
                Szepnęłam. Nikt mi nie odpowie, jestem tego pewna. Nie myliłam się. Machnęłam delikatnie ręką, w pokoju momentalnie zapanowała ciemność. Obróciła się na bok, zamknęłam powieki. Po chwili znów byłam w krainie snu.



Witam! 
Dobra ja dzisiaj tak na szybko, mam mało czasu. Jeszcze musiałam napisać scenariusz - więcej razy nie piszę! 
Rozdział bardzo krótki oraz dość późno. Wiem o tym i przepraszam, ale jakoś nie wiedziałam jak go rozwinąć a w ogóle nie mam za bardzo czasu. Nie chcę się tym usprawiedliwiać! 
Jednak mam nadzieje, że się podoba. 
Przepraszam za błędy - jeśli się jakieś znajdą napiszcie a ja poprawie. A jeszcze taka jedna informacja. Możliwe, że w przyszłym tygodniu nie będzie rozdziału 9. lub ukaże się dopiero na koniec tygodnia. Jeszcze dokładnie nie wiem, zobaczymy czy mi się uda. Na razie muszę skupić się na egzaminach.
Pozdrawiam Syntry

wtorek, 7 kwietnia 2015

7. Spróbuj zgadnąć

                Zaraz po tym jak weszłam do pokoju, zaczęłam szukać czegoś ciekawego do przeczytanie. Nieważne jaką nosiły nazwę, były tam przeważnie, tylko te które już widziałam albo w ogóle nie są godne zauważenia. Coraz bardziej czuje się zniecierpliwiona, nie lubię się nudzić! Zwłaszcza jak mam taki zbiór tuż przed swoim nosem. Mimo wielkiego wybory nie ma tu czegoś co, by mnie zainteresowało. To staje się coraz bardziej uciążliwsze... a ja potrzebuje tylko jakieś książki, która zaspokoi moje oczekiwania. Czy tu nie ma czegoś takiego? Od zawsze przychodziłam do bibliotek w poszukiwaniu odpowiedzi na moje pytania. Przeważnie zawsze znajdowałam to co chciałam. A teraz?  Teraz, gdy potrzebuje czegoś co by mi zajęło czas; nie znajdowałam niczego. Książki są dla mnie czymś ważnym, cząstką mojego życia. To dzięki nim tak wiele zdobyłam. Choć ogromnej wiedzy wciąż czegoś brakuje mi w mojej układance. Nie wiem jednak co to jest, ale sądziłam że tutaj coś może być. Oczywiście mogłam się przenieść do największej biblioteki świata niezauważona, ale czasem zdarza się, że to właśnie tutaj w takich domowych zbiorach znajduje się coś co jest ważne.
                Przeglądałam dalej, ale jednak tym razem mój wzrok przykuł czarny garb książki ze złotymi literami. Układały się w słowa "Verum oculus", jak dobrze kojarzę są one po łacinie. Jeśli chciałoby się przetłumaczyć na nasz język oznaczałyby "prawdziwe oczy". Nie wiem co autor albo autorka miał na myśli tytułując tak książkę. Jednego jestem pewna nigdy jej nie widziałam ani o niej nie słyszałam. Właśnie czemu? Czyżby była tak mało znana, a może jest tylko jeden egzemplarz ?Skoro nadarza się sytuacja trzeba ją wykorzystać. Drugiej okazji może nie być.
                Bez zastanowienia zabrałam ją z półki, po czym wygodnie zasiadłam na fotelu. Uchyliłam okładkę, ukazała się prawie pusta lekko zżółknięta kartka papieru. Jedynymi napisami, które się tam znalazły to były inicjały S.B na samym dole . Do kogo należały? Nie kojarzę żadnego pisarza o takich, a drugą zastanawiającą rzeczą jest to czemu są napisane ręcznie. Skoro można użyć do tego magii? Ciekawe czy cała jest zapisana ręcznie. Przekręciłam kartki, każda kolejna napisana starannym pismem, choć już trochę wyblakłym. Wróciłam do pierwszej strony, mimo słabej jakości tekstu nie zniechęciło mnie to. Wręcz przeciwnie mam jeszcze większą ochotę przestudiowania jej. Nawet jeśli zajmie mi to całą noc...
                Wciąż przyglądam się pierwszej stronie. Była stara i bardzo tajemnicza, chyba dlatego przykuła moją uwagę.
- Przekonajmy się kim jest S.B...
                Mruknęłam sama do siebie. Odwróciłam stronę i zanurzyłam się w tekście. Kartka po kartce, słowo po słowie... Wszystko dotyczy jednego... Jej samej, osoby która to napisała. Skąd wiem, że to dziewczyna? Wszystko jest napisane w kobiecej formie jak "czytałam", "myślałam", więc to całkiem logiczne, że będzie to jakaś kobieta. Jednak wciąż ciekawi mnie jaką rzecz opisuje, nie mówi o niej wprost. No to dajmy po tym fragmencie "Nie jest ona wcale niebezpieczna, taka tylko się wydaje. Można z niej korzystać na wiele sposobów. Jednak sam fakt, że ona istnieje jest niesamowity" lub na przykład po tym "Nie trzeba się przejmować tym co mówią o niej inni. Każdy postrzega to inaczej. Ja wiem swoje, a oni niby swoje... Wiem jednak, że ja w tym mam racje. Nie raz to widziałam. Cieszę się z tego faktu. Gdyby tego nie było, nie wiem jakbym wytrzymała do tej pory". O co jej chodzi? Może o magie? Nie, to raczej mało możliwe... więc o co? Nie rozumiem jej, chce coś przekazać ale tak jakby się tego obawiała.
                Huk! Ten właśnie nagły hałas, który dochodził z góry oderwał mnie od zajęcia. Zerknęłam za okno, panował na dworze delikatny mrok. Za niedługo będzie noc, a księżyc powoli wchodził coraz wyżej horyzontu. Ehh... nie będę raczej tu siedzieć całą noc, skończę tutaj. Resztę przeczytam w pokoju, na spokojnie tak aby nikt mi nie przerwał. Wstałam z fotelu zabierając książkę, którą niedawno zamknęłam.
                Wyszłam z pokoju, na korytarzu panował mrok. Nie dało się niczego zauważyć. Westchnęłam, co tu robić. Przecież Jack zabronił mi używać magi. Raz się żyje, nie dowie się... chyba. Cicho pod nosem szepnęłam "exalio" tak abym tylko ja mogła dosłyszeć.W tym samym momencie pojawił się kłębek niebieskich świecących nici. Słyszałam, że każda osoba ma inny kolor bądź odcień, nie znajdzie się dwóch takich samych. Tak samo jak z płatkami śniegu, są podobne ale nieidentyczne. W pomieszczeniu zapanowało delikatne światło, uśmiechnęłam się delikatnie. Przechodziłam koło obrazów, miałam dość dziwne wrażenie. Wydawało mi się, że ktoś lub coś na mnie spogląda i śledzi każdy ruch. Nie, to raczej mało możliwe. W tym domu prawie nikogo nie ma, tak mi się przynajmniej wydaje.
***
                Sama nie wiem czemu akurat przyszłam do tego miejsca. Wcześniejszy hałas, dochodził właśnie stąd. Nic tu nie było oprócz kilku par drzwi, których nie chciało mi się aktualnie liczyć. Każde wyglądało tak samo czarny kolor z złotą klamką oraz tabliczką z wyrytym napisem. Westchnęłam, po czym wyszłam. Skoro nie było tam nic ciekawego to po co ja tam? To normalne, że wyszłam. Skierowałam się w stronę mojego pokoju, o ile tak mogę go nazwać. Jestem tam tymczasowo. Znów to samo dziwne uczucie na ciele.
- Przyjdziesz, prawda?
- Głupie pytanie.
                Przystanęłam na chwilę. Po głosie rozpoznałam, że to Jack a druga osoba? Sądzę, że należy do jakieś kobiety. Od tych kilku dni, które tu spędziłam nigdy nie słyszałam dziewczęcego głosu. A tu proszę! Czyżby jednak jakąś miał? 
- No to cudownie! - Krzyknęła uradowana. - O przepraszam, cieszę się. Ohh... skoro się do nas wybierasz to trzeba Ci znaleźć jakąś partnerkę. jak uważasz?
                Zachichotałam pod nosem. Jack i jakaś kobieta , to by było ciekawe. Myślałam, że to jego dziewczyna; ale raczej nie skoro chce go swatać.
- O nie moja droga! Tylko nie to! - Wiedziałam zdenerwował się. - Sam potrafię znaleźć sobie kogoś!
-Czyżby?
- Oczywiście, że tak!
- No to co może jakiś mały zakładzik?
- O co?
- Jeśli wygram umówisz się z kimś, a ja się o to postaram. Nie możesz być przez całe życie kawalerem, jesteś całkiem przystojny, więc ktoś się znajdzie. - Zgodzę się z nią. - A jeśli ty, no to sobie wybierzesz sam co będziesz chciał.
- Zgoda, zakład stoi...
                No dobra, koniec tego podsłuchiwania. Nie mogę tyle tu stać, jeszcze mnie przyłapią. Cała w skowronkach ruszyłam w stronę wcześniej planowanego pomieszczenia. Ciekawe jaka dziewczyna pójdzie z nim. Miejmy nadzieje, że się nie zanudzi w towarzystwie tego starszego pana. Zaśmiałam się, no dobra on taki stary nie jest, choć tak właściwie to ile on ma lat? Starłam z oka delikatną łzę szczęścia, która już zaczynała mi wirować aby chwile później spłynąć po policzku.
                Weszłam do pokoju od razu zamykając starannie za sobą drzwi. Po czym rzuciłam się na łóżko a książkę położyłam obok siebie. A ja? Ja zaczęłam zwijać się ze śmiechu, sama nie wiem co mnie w tym tak śmieszy. Jednak sama wizja tego, że pan Willams może mieć partnerkę nabawiała mnie śmiechu. Z każdą nową minutą a nawet sekundą cieszyłam się coraz bardziej. Po pewnym czasie zaczął mnie boleć brzuch.
                Trochę zajęło mi opanowanie się. Już dawno tak się nie uśmiałam i zapewne zapadnie mi to w pamięci. Z widocznie podniesionymi kącikami ust, zaczęłam ponownie czytać książkę na fragmencie którym skończyłam.
                Minęło całkiem sporo czasu, nie wiem jednak dokładnie ile nie spoglądam na zegarek. Pewnie gdyby nie to, że Gray przyszedł do mnie zapomniałabym o jedzeniu. Zaszłam leniwie z wygodnego łóżka zostawiając otwartą książkę, a koło mnie wciąż unosił się świecący kłębek. Kilka zwinnych kroków a jestem tuż przy chłopaku. Ruszyła ja wraz z nim.
- Gdzie się szwendałaś przez tyle czasu?
- Byłam w pokoju...
- No raczej nie, jak byłem jakieś dwie godziny wcześniej to Cię tam nie było.
- To pewnie byłam w bibliotece.
- O tym nie pomyślałem.
- Idiota... - mruknęłam tak, abym tylko ja dosłyszała.
- Mówiłaś coś?
- Ja? Nie...
- Wydawało mi się, że jednak tak...
- Pewnie tak, jestem pewna że nic nie mówiłam. Chyba, że jestem brzuchomówcą, ale nic mi o tym nie wiadomo.- Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jesteśmy na miejscu.
- Wiem o tym.
                Przepuścił mnie w drzwiach i ruszyłam w stronę miejsca gdzie wcześniej siedziałam. Tym razem także było przed nim dostojnie nastawione. Spojrzałam na krzesło obok, nikt na nim nie siedział.  Zdziwił mnie fakt, że Jacka tu nie ma. Westchnęłam, przeważnie wtedy rozmawiamy.
- A Jack nie je?
- Miał coś ważnego do zrobienia, gdzieś wyszedł. Kazał mi Cię przypilnować, abyś coś zjadła.
- Eh... już nie jestem małym dzieckiem.
- Może odwołałabyś zaklęcie, jakbyś nie zauważyło jest tu całkiem jasno.
- Racja, całkiem o nim zapomniała. A teraz jedzmy! Smacznego!
                Uśmiechnął się do mnie a ja odwzajemniłam uśmiech. Zabrałam się za bułkę posmarowaną czekoladą, do szklanki nalałam sobie sok pomarańczowy. Co jakiś czas popijając go. Chyba to jest jeden z soków, które najbardziej lubię. Ich smak jest niekiedy słodki a jeszcze kiedy indziej gorzki, kwaśny. Zależy od dnia, są zmienne smakowo a z wyglądu i zapachu takie same.
- Dziękuje za posiłek.
                Nie czekałam na odpowiedź ani czy zje. Wyszłam tym razem sama z pomieszczenia. Wolnym krokiem szłam w stronę schodów, marzyłam o jednym. W mych myślach widziałam wygodne łóżko. To było spełnienie moich marzeń, od razu kiedy przekroczyłam próg drzwi ruszyłam w stronę jednych z pary brązowych drzwi. Po drodze zabrałam koszulę nocną, która znów nie wiadomo jak się pojawiła i czemu była w moich ulubionych kolorach. Nie miałam siły nad tym myśleć szybko wzięłam prysznic w jednym z pomieszczeń, które okazało się łazienką a drugie było garderobą wypełnione ciuchami. Dziewczęcymi ciuchami! Była wypchana nimi po brzegi, po co one komu w tym domu. Przecież nie ma tu żadnej innej oprócz mnie, chyba że są dla mnie. Nie to chyba mało prawdopodobne a w ogóle po co ja nad tym myślę? Właśnie po co, byłam senna. Liczył się teraz tylko odpoczynek, ziewnęłam. Kiedy położyłam się i okryłam kołdrą moje powieki stały się ciężkie. Odpłynęłam w krainę snu.

Hejo!
Myślałam, że nie uda mi się wstawić tego rozdziału. Jednak udało się! 
Święta trochę odbiły na tym, miałam pełno czasu i nic się nie chciało robić. A czas leciał i leciał aż wreszcie nastał wtorek a ja musiałam się sprężyć, aby przepisać na komputer rozdział z notesu.
 Mam nadzieje, że nie ma w nim za dużo błędów. Nie miałam czasu sprawdzić... Mam nadzieje, że się spodoba :)
Pozdrawiam Syntry

niedziela, 5 kwietnia 2015

Miniaturka "Zrozum mnie"

                Dwójka ludzi szła razem w pierwszy dzień wiosny mijając kolejne drzewa. Chłopak delikatnie trzymał rękę prowadzonej przez niego dziewczyny - powiedział jej wcześniej, że będzie ją trzymał i nie pozwoli aby padła, jakby coś się stało on ją złapie. Tak naprawdę chciał tego, lecz nie umiał jej wyznać tego jaką sprawia mu radość sama okazja spotkania z nią a co dopiero możliwość dotknięcia. 
                Miał zamiar zabrać ją w dość dalekie miejsce, które jest naprawdę ciche i odludne. Od czasu do czasu ktoś tam przychodzi, aby złożyć kwiaty. Mimo tego, że zaplanował ten dzień już całkiem dawno oraz wszystko było poukładane wiedział, że wkradnie się do niego jakaś niewiadoma. Nie przejmował się tym, miał coś ważniejszego na głowie. Miał jedna obawę - oczywiście nie było to, to że coś źle powie, a raczej to że dziewczyna go nie zrozumie i nie odwzajemni uczuć, które posiadał. Chciał zadać dużo pytań oraz porozmawiać z nią jednak sama myśl o tym, że coś złe pójdzie przerażała go i odpierała mowę, postanowił wiec na razie się nie odzywać.
                Powolnym krokiem szli, byli coraz bardziej bliżej miejsca które znajdowało się na obrzeżach lasu. Crow nie chciał na samym początku zdradzać miejsca gdzie idą. Postanowił w ułamku sekundy zawiązać oczy na pewien czas. 
- Ufasz mi?
- Oczywiście zż tak.
                Odpowiedziała niemal od razu. naprawdę mu ufała. Wiedziała, że on nie da jej skrzywdzić. A w głębi serca miała nadzieje, że tak będzie zawsze. Nie chciała jednak nic mu mówić. Uważała bowiem, że jeśli powie mu o swoich uczuciach i jaką sprawia jej radość widzenia go to on ją po prostu w życiu wyśmieje. Nie chciała tracić swojej miłości przez swoje uczucia, zależało jej na nim ale bała się odrzucenia. Postanowiła milczeć.
- To dobrze. Zakryje ci oczy, nie masz nic przeciwko?
                Blond włosa dziewczyna kiwnęła głową na zgodę, nie obawiał się tego co nastąpi. Przepaska zasłoniła jej widok na krajobraz - przed oczami zapanowała ciemność. Ciemnowłosy delikatnie pocałował ją w policzek po czym jednym zwinnym ruchem ją podniósł. Znajdowała się teraz w jego ramionach. Obydwojgu to odpowiadało, lecz żadne nie chciało się do tego przyznać. Kobieta wtuliła się w niego a on ruszył dalej, w miejsce które ma jej pokazać.
                Mijał kolejne groby zmarłych, tak te trumny w których leżą kości osób, które zginęły. Większość należała jednak do jakiś ludzi z arystokratycznych rodów magicznych. Nie zdziwiło go to, w końcu ktoś kto ma pieniądze może pozwolić sobie na luksus. A to miejsce, a raczej cmentarz należy do jednych z najpiękniejszych, więc kto by nie chciał tu zostać? On, sama myśl o śmierci trochę go obawiała, jednak w tym samym znajdował promyk nadziei. Jeśli będzie z nim Octavia na pewno nie miałby nic przeciwko temu, aby zginął.
                Zatrzymał się dopiero przy pustym miejscu, znajdowało się z tyłu koło dużego starego dębu które rzucało na nie cień. Postawił dziewczynę na betonowej drodze i rozwiązał opaskę zakrywającą jej piękne brązowe oczy. Na początku całkiem nie wiedziała gdzie jest i co się dzieje. Dopiero po chwili uzmysłowiła sobie, że znajdują się na cmentarzu. Chłopak widząc jej strach w oczach przysunął się oraz objął jej rękę.
- Czy chcesz razem ze mną umrzeć?
                Powiedział delikatnie, lecz zamiast szczęścia w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Nie rozumiała go, za wpływem emocji a także sytuacji wymierzyła ręką w jego policzek. Uderzyła go.
- Ty naprawdę niczego nie rozumiesz! Czy Ty naprawdę chcesz umrzeć!  Nie rozumiem Cię! Życie to nie jakaś kulka, którą można stłuc a później skleić!
                Łzy zaczęły spływać po jej rumianych policzkach, które usadowiły się na jej jasnej cerze.Uciekła przed siebie omijając Crow'a a tym samym zostawiając go otumaniałego. Zniknęła w jednej sekundzie - teleportowała się.
- Kurde! Nie tam miało być!
                Po tym jak zobaczył, że znika uświadomił sobie, że sprawił jej ból swoimi słowami. Nie tak to sobie wyobrażał, źle sprecyzował swoje wyznanie. Wyjął z kieszeni małe pudełeczko w kształcie serca, które do tego czasu się w nim znajdowało. Czemu tak wyszło? Jest aż takim idiotą, aby dać ukochanej osobie ciec bez zgody lub grama wyjaśnień z jego strony? O nie! Tak łatwo to on się nie poddaje. Przeklął siebie trochę pod nosem, po czym poszedł znaleźć dziewczynę.
                Teleportowała się pod jej dom - nikogo w nim nie było. Próbował się do niego dostać ale już widocznie wkurzony skrzat jego zachowaniem wyszedł i grzecznie poinformował go o tym, że nie ma czego tu szukać skoro gospodarzy nie ma w domu. Posłuchał się, spuścił trochę głowę. Był zawiedziony, myślał, że ona pójdzie akurat tam. Skoro tu jej nie ma to może będzie w parku, gdzie pierwszy raz się spotkali.
                Była wtedy zima, poszedł do parku, bo musiał. Nie, on chciał się odreagować a to spokojne miejsce było idealne. Czemu? Kilka godzin wcześniej pokłócił się z bratem o jakąś błahostkę a teraz był na niego wkurzony. Zaczął rzucać śnieżkami nawet nie patrzył gdzie lecą. Pech lub szczęście chciało, że jedna trafiła w nieznajomą wtedy dziewczynę. Szybko ruszył, aby jej pomóc i przeprosić. Jeszcze kilka minut temu sądził, że nikogo tu nie będzie. W końcu kto chciałby spędzić ten dzień na dworze i to w zimnie. Najwidoczniej się mylił - i tak zaczęło się wszystko. Gdyby nie kłótnia w ten dzień, zapewne nigdy by jej nie spotkał. Teraz dziękuje bratu za tą sprzeczkę dzięki, której spotkał Octavie.
                Siedział na ławce i rozglądał się. Za czym? Sam tego nie wiedział, miał nadzieje, że właśnie tu i w tym miejscu ją spotka. W oddali zauważył piękne długie falowane blond włosy związane w kucyka. Jedno spojrzenie na tą osobę a wiedział kto to jest. Zerwał się z miejsca, pierw szedł a gdy zauważył, że dziewczyna ucieka przyspieszył kroku aby ją dogonić. Kilka chwil później był już koło niej. Złapał jej ramię, dzięki czemu bez problemu odwrócił ją w jego stronę. Crow bez zastanowienia złożył na jej ustach pocałunek.
- Przepraszam - rzekł. - To nie tak miało wyglądać.
- To, że chcesz umrzeć? Jesteś nienormalny!
- Nie chcę! Chcę jednego! - Klęknął wyjmując przy tym z kieszeni pudełeczko. - Octavio Blake, kocham Cię! Chcę żebyś wyszła za mnie! Tak wiem, że jestem idiotą i nie myślę kiedy jestem z Tobą; ale czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
                W oczach dziewczyny zagościły się kolejne łzy, tym razem nie smutku lecz szczęścia. Rzuciła się na niego, przytulając go do siebie.
- Oczywiście, że tak idioto! Tylko nierób mi czegoś takiego następnym razem!
                Chciał już jej odpowiedzieć, ale nie dała mu tego zrobić. Kiedy otwierał usta pocałowała go...


Hej!
Witam, dziś nie z rozdziałem lecz miniaturką z okazji Świąt. 
Wyprzedzając trochę pytania, tak to Octavia i Crow Black i do tego postanowiłam jeszcze wstawić rysunek - mam nadzieje, że się podoba.
A żebym nie zapomniała, chcę podziękować oraz zadedykować ten oto post mojej przyjaciółce Oli, która pomogła mi ją wymyślić. Gdyby nie ona, ze pewnie, by się nie pojawiła dlatego dziękuje!
Po drugie, drodzy czytelnicy chce złożyć wam życzenia z okazji świąt Wielkanocnych. 

Życzę wam, Kochani,
aby te święta wielkanocne
wniosły do Waszych serc
wiosenną radość i świeżość,
pogodę ducha, spokój, ciepło i nadzieję.

Pozdrawiam Syntry