niedziela, 3 stycznia 2016

31. I oby to nie był ostatni raz

                   Zamknęła drzwi za sobą i teraz idzie w moją stronę. W pokoju panowałaby zupełna cisza, gdyby nie odgłos stukania butów  o posadzkę. Ja przyglądam się jej osobie. Każdy jej krok jest pełen spokoju oraz gracji - której tak bardzo mi brakuje. Ale z drugiem strony gracja nie jest aż tak bardzo ważna jak charakter. Niestety niekiedy i mowa ciała jest potrzebna. To ona często pokazuje jak zostało się wychowanemu.
                   Gdy wreszcie jest koło mnie siada na fotelu, który stoi koło tego na którym siedzę ja. Czy spokój jest w tej chwili dziwne? Jak dla mnie bardzo. W jej towarzystwie czuję się zadziwiająco spokojnie. To aż mnie przeraża. To takie dziwne. Osoba która przez swoje tymczasowe życie uciekała i chowała się ze strachu o swoje życie, nagle przestaje to odczuwać a to za sprawą tylko jednej osoby.
                   Teraz mogę przyznać, że w pokoju panuje grobowa cisza. Ja nie wiem co powiedzieć, wolę żeby pani Black zaczęła o coś pierwsza pytać. Ale ona chyba też nie wie od czego zacząć. Ta cisza powoli mnie denerwuje, chcę ją przerwać, ale nie wiem jak. W głębi duszy proszę aby Octavia coś powiedziała, żeby dała temat do rozmów.
- Jak się czujesz?
                   Nareszcie przerwano tą ciszę. I to nie ja to zrobiłam.
- Dobrze dziękuje.
                   Kobieta spojrzała na mnie z lekko urażoną miną. Czyżbym ją czymś obraziła? Czy może raczej nie podobał jej się ton jakim powiedziałam te słowa. Były takie bezuczuciowe i takie puste.
- Nie musisz mówić w moim towarzystwie tak sztywno.Jak pierwszy raz Cię spotkałam tutaj byłaś o wiele bardziej otwarta i rozmowna. Nie zwracałaś uwagi na grzeczność, tylko po prostu mówiłaś będąc sobą. Czy tak nie jest lepiej.
 Jej kąciki ust delikatnie uniosły się do góry, tworząc delikatny uśmiech.
- Tak to bardzo możliwe. Przepraszam lecz nie odnajduję się jeszcze w tej całej sytuacji. Jest ona dla mnie taka niecodzienna. A jeśli chodzi do tamtego dnia obiecałam... - Jak się do niej zwrócić? Pani? Po nazwisku? Czy imieniu? Tak jak będzie najodpowiedniej, prawie jej nie znam. - Pani, że zagram specjalnie na fortepianie.
- Tak pamiętam o tym. Jednak moja prośba abyś nie mówiła sztywno też zwracało się do tego jak mnie nazywasz. Możesz mi mówić Octavia. Pewnie tak byłoby ci teraz wygodniej. - Zatrzymała się na chwilę, by zaraz potem dodać kolejne słowa. Tym razem trochę ciszej powiedziane. - Osobiście wolałabym abyś nazywała mnie mamą, ale widząc jak sztywno się zachowujesz chyba będę musiała na to trochę poczekać.
                   Ma rację sztywno się zachowuje. W końcu nie wiem co powinnam powiedzieć, aby nikogo nie urazić. A może moim tymczasowym zachowaniem bardziej ją urażam, niż gdybym mówiła wprost.
- Przepraszam.
- Oj nie masz za co przepraszać. W końcu obie jesteśmy w nowej sytuacji, tak samo Crow i jak Jack. Nie wiemy jak się do siebie odnosić. Czy swoim zachowaniem nie urazimy drugiej osoby. Jednak myślę że bycie sobą jest najlepszym wyjściem. W końcu najlepiej być zaakceptowanym takim jak się jest, prawda?
- Zgadzam się.
                   Chociaż nie umiem być sobą. Zbyt się stresuję, choć nie wiem czym. Zbyt bardzo się obawiam co by powiedziała gdyby wiedziała o mnie wszystko. Gdyby wiedziała co zrobiłam. Nie, wtedy zostałabym odepchnięta wróg. A tego już całkowicie nie chcę. Chcę mieć przynajmniej minimalny kontakt z ludźmi, nie chcę zostawać sama na dłuższy okres. Bo moje strachy się odezwą a wtedy nikt mi nie pomoże ani ja nikomu.
- Coś się stało? Masz taki zmartwiony wyraz twarzy.
                   Nawet nie zdałam sobie z tego sprawy. Za bardzo odpłynęłam w myślach i nie zwróciłam na to uwagi.
- To nic takiego, nie musisz się przejmować. Co ty na to Octavio abym Ci teraz zagrała?
- Na pewno - Kiwnęłam głową twierdząco - niech Ci będzie. Z miłą przyjemnością posłucham Twojej gry. Tylko chyba nie w tym pomieszczeniu. Nie sądzisz?
- Tak też sądzę.
- No to zapraszam czas, aby wyjść  ze swojego pokoju. - Uśmiechnęła się szeroko a ja odwzajemniłam uśmiech. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że arystokraci w magicznych rodzinach mogą być tacy normalni i tak miło z nimi można spędzić czas. Szybciej bym stwierdziła, że są nudni i tacy bezwyrazowi. A tu takie miłe zaskoczenie. - Poprowadzę do odpowiedniego pomieszczenia.
- Byłoby miło. Jeszcze nie zdążyłam poznać tego domu.
- To czas to zrobić. Jeśli tylko będziesz chciała mogę Ci potowarzyszyć. Mimo wszystko nawet w domu można się zgubić.
- Byłoby mi niezmiernie miło.
 Ukłoniłam się teatralnie, na co Octavia delikatnie się zaśmiała.
- I tak jest od razu lepiej. Czyż nie jest zabawniej? Oczywiście że jest. - Nawet nie dała mi odpowiedzieć, ale zgadzam się. Jest o wiele zabawniej nić sądziłam. - Chodźmy już. Nie mogę się doczekać Twojej gry.
                   Wyszłyśmy z pokoju, po czym szłyśmy korytarzami. Między nami nie panowała już tak niezręczna cisza jak na początku. Co chwile jedna z nas się uśmiechała, a druga to odwzajemniała. Mimo że między nami była spora różnica lat, na niektóre rzeczy miałyśmy takie samo zdanie.
                   Jesteś do niej podobna... Tak jestem, ale nie aż tak bardzo jak się zdaje.
                   Macie podobne przemyślenia... Niekiedy tak się zdarza.
                   Ona naprawdę jest Twoją matką... Możliwe, jednak nie jestem w stanie jej tak nazwać.
                   Znów się boisz, że skrzywdzisz bliską Ci osobę? Tak jest u mnie zawsze, więc lepiej trzymać zawsze delikatny dystans.
                   A nie sądzisz, że ten dystans jeszcze bardziej ją zaboli? Tego nie mogę wiedzieć.
                   A czemu nie dasz jej już dojść do siebie? Jest na to za wcześnie. Gdyby wiedziała co zrobiłam znienawidziłaby mnie.
                   Jesteś tego pewna? Nie, i nie będę tego pewna nigdy. A teraz daj mi spokój.
                   Jak chcesz, próbowałam. I tak wrócę do tematu. Nie wrócisz, w końcu jesteś mną.
                   Czyżbyś wątpiła w to co mówisz? Nie twój interes. Koniec, finito.  Mam co innego na głowie.
- Wchodź pierwsza.
                   Stałyśmy tuż przed drzwiami. Tymi samymi co wciągnęła mnie do tego pomieszczenia Octavia w czasie balu, na którym towarzyszyłam Jackowi. Ciekawe gdybym z nim nie poszła coś by się zmieniło.
                   Otwieram drzwi i od razu zauważam fortepian. Wchodzę do pomieszczenia a zaraz za mną kobieta. Drzwi zamykają się za nami.
- Nie krępuj się.
                   Skąd wiedziała? Czy tak łatwo jest ze mnie czytać. Chyba że to zwykła intuicja.
                   A nie sądzisz, że matka umie odczytać ze swojego dziecka wszystko co go trapi. Nie wiem, możliwe. Miałaś się nie odzywać.
                   Nie możesz mi tego zakazać. A teraz się mną nie przejmuj, tylko wreszcie zagraj. Przecież na to czekasz. Masz rację czekam teraz tylko na to aby moje palce dotknęły dwukolorowej klawiatury fortepianu.
                   Siadam na siedzeniu przed instrumentem a ręką przejeżdżam wo wszystkich klawiszach. Po pokoju roznosi się ich dźwięk. Idealny jak dla mnie. Sppkojny a za razem taki dynamiczny i pełny pasji. Po chwili naciskam pierwszy a potem drugi i następny. Po chwili tworzy się idealna piosenka bez słów, gram spokojnie. Dla odprężenia, uspokojenia myśli. W tej chwili nie muszę się niczym przejmować. Ta melodia może trwać wiecznie. Nawet nie zwracam uwagi na to że na twarzy widnieje u mnie szczery uśmiech.
                   Gram wciąż sama, zerkam na Octavie. Widzę jak cicho śpiewa pod nosem. Chcę usłyszeć jej śpiew.
- Zaśpiewaj głośniej- obdarowuję kobietę jeszcze szerszym uśmiechem - chcę usłyszeć twoje słowa.
- Niech będzie.
                   Octavia przyłącza się do mnie. Ja gram, ona śpiewa. Od tak dawna nie bawiłam się tak dobrze. Kobieta ma piękny głos, czysty i pełen emocji. Wydaje mi się, że gdzieś słyszałam piosenkę śpiewaną przez nią. Melodia idealnie do niej pasuje. Jakby była stworzona idealnie do tej melodii.
                   Bo to ta melodia jest do tej piosenki. Czy nie grasz jej aby nie zapomnieć o rodzicach, teraz już nie musisz. Jednak ja chcę ją dalej grać. Jest przyjemna dla mych uszu. Koi moje serce.
                   Czuję czyjś wzrok, odwracam głowę delikatnie w stronę drzwi. W progu oparty o framugę stoi Crow. Na jego twarzy widnieje delikatny uśmiech.
                   Odwracam wzrok od niego, tym razem skupiam się na fortepianie. To już końcówka melodii, chcę aby wyszła idealnie. Ostatnie wbijanie klawiszy przez moje dłonie. Dźwięk staje wolniejszy aż w końcu milknie.
                   Wciąż siedzę i wpatruję się w swoje palce. Po chwili słyszę brawa. Odwracam się w stronę Octavi i Crow'a.
- To było piękne. Musicie jeszcze raz kiedyś dla mnie wystąpić.
- Oj Crow przestań. Jeszcze nas zawstydzisz i co wtedy będzie? Ja nie będę mogła wydusić słowa a Syntry będzie zostawiona tylko dla siebie.
                   Przyjemnie jest patrzeć na tą dwójkę. Jack miał rację bardzo się kochają i idealnie do siebie pasują. Chociaż zdążyłam już zauważyć, że nawet oni niekiedy mają inne zdanie na dany temat.
- Ale ty też tu jesteś. Jednak zastanawia mnie czemu twoja gra była taka sama jak piosenka. Syntry zdradzisz mi ten sekret?
 Słowa skierowane do mnie przez Crow'a otrząsają mnie z moich myśli.
- Wydaje mi się, że już kiedyś słyszałam tą piosenkę. A że jest śliczna zapamiętałam ją, a potem odwzorowałam ją na fortepianie. Kojarzyła mi się z moją rodziną. Teraz już wiem czemu.
                   To zadziwiające jak w jeden dzień można zmienić sposób mówienia do drugiego człowieka. Mimo że wiem, że nie powinnam tego chcieć, chcę jeszcze bardziej poznać tą parę. Są interesującymi osobami jak dla mnie.
- Rozumiem. Jak się czujesz?
- Crow już się o to pytałam wcześniej jak Ciebie nie było.
- No co ja też się niekiedy interesuje, a zwłaszcza teraz gdy jesteśmy w komplecie.
- I jesteśmy. Jednak nie musisz pytać o oczywiste. Skoro jest tutaj a nie w swoim pokoju. To że wyszła z niego wraz ze mną musi o czymś świadczyć. Nie sadzisz?
- Poddaje się, masz rację.
- I tak ma zostać.
- Jednak to nie zmienia faktu że jestem ciekawy.
- jak zwykle. Za dużo chciałbyś wiedzieć.
- Może.
                   Nie wytrzymam. Chce mi się śmiać jak teraz na nich patrze. Tak śmiesznie się kłócą. Proszę tylko nie mogę się zaśmiać, nie mogę. Nie uda mi się tego zrobić. Po chwili zaczynam się śmiać.
- Ładnie to tak z nas się śmiać?
                   Powiedzieli to w tej samej chwili co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło. Octavia wraz z Crow'em spojrzeli na siebie, po czym i oni zaczęli się śmiać.
- Dziękuje.
                   Powiedziałam w międzyczasie gdy tak się śmialiśmy w trójkę.
- Nie masz za co.
                   Crow chciał chyba to samo chyba powiedzieć, ale ubiegła go jego własna żona.
- Mam. Już tak dawno tak świetnie się nie bawiłam
- Ciesze się. - tym razem Crow był szybszy -  I oby to nie był ostatni raz.


Witajcie,
Po dłuższym czasie. Jak się podoba rozdział? To takie rutynowe pytanie chyba przy każdym rozdziale, nie sądzicie? A tak poza tym miałam chyba wczoraj niezłą wenę skoro udało mi się napisać cały ten rozdział.
Dziękuję za przeczytanie.
Pozdrawiam Syntry