czwartek, 24 grudnia 2015

30. Liczy się teraźniejszość.

                   Dni mijają tak jak zawsze. Choć odrobinę lepiej. Jak na razie jest spokojnie i nic co mogło się wydarzyć nie znalazło miejsca w tej rzeczywistości. Cieszę się z tego. Przynajmniej choć trochę mogę odpocząć od tego wszystkiego zamknięta w czterech ścianach pokoju. Jest przyjazny. Uspokaja mnie. Delikatne niebieskawe ściany przypominające czyste niebo. Do tego meble w dość starodawnym stylu o pięknej brązowej barwie i duże wygodne łozę. Czuję się tu spokojnie i wolna. Z miłą chęcią nigdy bym stad nie wyszła.
                   Jednak pewnie was to nie interesuje, tylko coś innego. Zastanawiacie się czy może jestem już osoba umarłą lub wciąż żywą istotą. Zastanówmy się wspólnie, choć ja już znam rozwiązanie. Kim teraz jestem z tych dwóch wyborów? Mam ciało, dusza na swoim miejscu i chyba na razie nigdzie nie wybiera. Z tego już dużo wynika, wciąż żyję i istnieję na tym świecie. Teraz pewnie nasuwa wam się kolejne pytanie. Jak to się stało?
                   To już trochę dłuższa historia. Trochę się pozmieniało od tego czasu. Interesuje was to? Zapewne tak, opowiem wam to tak skrócie. Co wy na to? I tak mi teraz nie odpowiecie. Dopiero potem zobaczę co o tym będziemy sądzić. A teraz zacznijmy.
                   Usunięcie pieczęci poszło pomyślnie i jak dotąd nie widzę żadnych skutków ubocznych. Co prawda ciało wciąż jest lekko osłabione. A co z tego wynika potrzebuje dużo odpoczynku, jak na razie moja najdłuższa czynnością w ciągu dnia jest spanie. Pewnie myślicie czemu? To też jest całkiem proste. Takie mam zalecenie, ba to wręcz jest nakaz na moja osobę. Jedyny warunek który mi postawiono. Mam odpoczywać i nie robić nic co będzie niepotrzebne.
                   Pewnie i to was nie interesuje. Bardziej was interesuje jak to się stało. Co się zdarzyło w tym czasie, którym wam nie opowiedziałam. Trochę tego jest. Zaraz po mojej zgodzie na usuniecie, mój stan. Jakby to powiedzieć. O wiem, nagle się pogorszył o ile tak można powiedzieć. W końcu on nigdy nie był doskonały. W tym momencie pieczęć wchodziła na moje serce. Dusiłam się powietrzem. Myślałam że umrę tak naprawdę, wtedy poczułam, że wciąż chce żyć. Nie dla kogoś a dla siebie. Uświadomiłam sobie czego jeszcze nie zobaczyłam a co mogę. W końcu wciąż jestem za młoda na odejście, aby ma esencja się wtedy skończyła. A co ważniejsze mam dla kogo istnieć na tym świecie. Moi opiekunowie, rodzice zawsze będą na mnie czekać i zaakceptują mnie. Przynajmniej takie miałam wrażenie po Octavii w tamtym momencie. Teraz wiem, że tak jest i to bardzo dobrze.
                   Jednak wracając, z całego przebiegu zbyt dużo nie pamiętam. W pamięci utkwiły mi jedynie urywki, początek. Octavia wraz z Crow'em wpadli i wtedy już nie było odwrotu. Już w tamtym momencie się dusiłam, a pieczęć coraz bardziej zasłaniała serce. Osobiście uważam, że Crow też pewnie podjął pochopnie decyzje, aby działać w tym momencie. Aby nie zwlekać, bo teraz już nie można dać czasu na dopięcie wszystkiego. Później wszystko potoczyło się w przyspieszonym tempie. Jedynie co z tego sobie przypominam to uczucie, jakby miliardy małych ostrych igielnic wbijało się w moje ciało, raniąc każdy centymetr. A potem była ciemność, spokój i sen.
                   Kiedy obudziłam się na dworze panowało już światło. Przy oknie stal Crow wpatrujący się w niebo, czekał. A mi mimowolnie wpłynął na twarz delikatny uśmiech od tak dawna. Wiedziałam ze wszystko się udało, a teraz na mnie czekali.
                   Oczywiście jak się potem okazało trochę przespałam. Jednak teraz jak i w tamtym momencie to się nie liczyło.
                   A teraz? Teraz już jest lepiej. Co prawda wciąż siedzę w czterech ścianach i czyje się trochę uwieziona jak ptak. Mimo że mogę wyjść, bo przecież nikt mi nie karze tu siedzieć. Jednak mi się nie chce. Myślę o sobie, życiu, o tym co się wydarzy. Jakby nie patrzeć teraz ono się całkowicie zmieni. Zostało wprowadzone do niego kilka nowych rzeczy, a inne zostały za mną. To takie paradoksalne. Nie uważacie? Przynajmniej ja tak sadze, a czy tak jest to już inna bajka.
                   I co ja teraz będę robiła? Czy wciąż będę zmieniać tak często miejsce jak wcześniej? Chyba raczej nie. W końcu przecież znalazłam to odpowiednie i to gdzie należę. I to miejsce jest tutaj. W tym domu co prawda abym czuła się tutaj swobodnie trochę minie, ale ważne że jest. Wreszcie jest. Nie muszę z niego uciekać, mogę zostać ile chce. I nikt z drugiej strony mnie nie znajdzie, chyba.
                   A teraz jak tak sobie myślę o światłości. Ciekawi mnie co teraz zamierzają. Ciekawe czy już się dowiedzieli ze tutaj jestem. Że wciąż żyję. Nie, to pewnie już wiedza od Lucjusza. Chyba ze jednak to przemilczał, bo bał się o swoje życie, ale to i tak nic nie zmieni. Pewnie już wiedza, a jak nie to się dowiedzą w najbliższym czasie. Czegoś takiego nie da się ukryć.
                   Jednak teraz nie pora o myśleć. Nie czas na zmartwienia. Trzeba żyć teraźniejszością, a nie przeszłością czy przyszłością. Kiedyś na pewno rozliczę się z tego co zrobiłam a czego nie. Teraz trzeba zostawić wszystko, bo jak coś będę chciała zrobić to może mnie ominąć coś innego. Coś co może być o wiele interesujące, lepsze od tego co chciałam.
                   Wstaję z łóżka, na którym do tej pory leżałam. Kieruje się w stronę regału z książkami, a gdy jestem koło niego szukam czegoś co mnie może zainteresować. Wpatruję się w kolejne nazwy ksiąg, gdy słyszę delikatny szum wody.
- Co Cię do mnie sprowadza Ari?
                   Mówię spokojnie z opanowanym głosem, choć w głębi chce mi się śmiać. Już tak dawno nie mówiłam do nikogo tak poważnym tonem. A drugim powodem, którym jest mi do śmiechu jest twarz wróżki, która jest tuż przede mną. Jej mimika twarzy wyraża zdziwienie i niezadowolenie. Już od jakiegoś czasu przyzwyczaiłam się do tego, że pojawia się dosłownie wszędzie. W książce, wodzie, łóżku, misce. A ona jest z tego tak bardzo niezadowolona, że próbuje mnie czymś nowym zaskoczyć; chociaż jej się nie udaje. Niestety ten delikatny szum wody, który można usłyszeć chwilę przed jej pojawieniem ją zdradza. A ona nic na to nie poradzi.
- Chciałam Cię zaskoczyć i jak zwykle mi się to nie udaje.
- Mogłam się spodziewać.
                   Zabieram książkę z półki o nazwie "Creadu"* i kieruje się w stronę fotela. Kiedy siadam, znów słyszę szum wody, a zaraz potem widzę Ari na stoliku tuż przed siedzeniem.
- Zobaczysz kiedyś Cię zaskoczę i nie będziesz wiedziała kiedy.
- Próbuj dalej szczęścia.
- A zobaczysz, że tak będzie. Wtedy przyznasz mi rację.
- Mhm...
                   Otwieram zabraną książkę i zaczynam czytać. Skupiam się odrobinę, aby zapamiętać jak najwięcej szczegółów.  
- Nie ignoruj mnie!
- Czy ja coś takiego robię?
- Tak, czytając książkę. Chyba myślisz, że chcę pogadać do ściany.
- Jeśli tak bardzo chcesz nie przeszkadzam, zabieram się dalej do czytania.
- Oczywiście, że nie chcę. Odłóż tą głupią książkę.
- Książki nie są głupie.
- Kto by na to patrzył, dla mnie są mało istotne.
- Oczywiście, że dla Ciebie tak jest. W końcu ich nie czytasz... nigdy.
- Nie mogą wina, że są za ciężkie i prędzej mnie zgniotą.
- Hahaha... Tak to prawda, jesteś za mała.
- Co ja poradzę, że jestem wróżką. Nic. Ja tam się cieszę, że nie muszę nad nimi spędzać tyle czasu co ty. 
- Dla mnie to przyjemność. 
- Zawsze tak mówisz.
- Wiem. To o czym chciałaś porozmawiać?
- Zima..
- Powinna już być.
- Właśnie, a jej wciąż nie ma.
- Bardzo Ci się do niej śpieszy. Musisz ją bardzo lubić.
- To nie tak. Wreszcie znowu spotkać śnieżne wróżki. Pewnie nauczyły się czegoś nowego a ja chcę to zobaczyć. A po za tym to pierwszy raz jak ich nie ma o tej porze.
- Nie martw się. Pewnie za niedługo się pojawią.
- Na pewno?
- Raczej tak, przecież musi być zima. Skoro są zimowe wróżki muszę je zobaczyć i poznać. W końcu już jedna tu jest.
- Nie jestem zimową wróżką. Jestem...
- Nie musisz mówić, przecież się z tobą droczę. Wiem, że nią nie jesteś.
- To dobrze. I tak ci kiedyś powiem, abyś znowu nie stwierdziła, że jestem jakąś tam wróżką.
- Niech będzie. Z chęcią poczekam.
                   Posłałam jej delikatny uśmiech, na który odpowiedziała tak samo. Coraz częściej zdarza mi się uśmiechać i to tak bez powodu. 
- To czekaj. Ja zmykam, idę zobaczyć czy ich gdzieś nie ma.
- To leć.
                   W tej samej chwili znika, a chwilę później słyszę delikatne pukanie. Potem otwierają się drzwi, przez które wchodzi Octavia.
                   A ja w myślach pytam samą siebie; czy wszyscy muszą mieć tak spaczone wyczucie czasu? Chciałam poczytać. Chyba nie będzie mi to dane. Odkładam więc książkę na stolik.

* Żeby nie było, nie wiem czy istnieje taka książka. Nazwa jest od mojego szkicownika, na którym widnieje ten napis.



Witajcie kochani!
Wreszcie ponownie tu zawitałam po jakimś czasie. Można powiedzieć, że wróciłam. Jednak nie mogę wam powiedzieć ani obiecać kiedy będą pojawiać się nowe rozdziały. Postaram się aby były może dwa razy w miesiącu, ale niczego nie obiecuję. Będę was o tym informować zapewnie na facebook'u.
A kiedy już się pojawią mam nadzieję, że je przeczytacie i wam się spodobają. Bo tak szczerze to się zapisaniem stęskniłam. Brakowało mi tego. I mam zamiar nadrobić stracony czas, w którym tu nie byłam. 
A skoro dzisiaj wigilia życzę tutaj takie krótkie życzenia. Na te Święta i Nowy Rok życzę Wam moi kochani szczęścia, radości i miłości. Abyście spędzali czas na tym co kochacie i z tymi co kochacie.
Pozdrawiam Syntry