czwartek, 24 grudnia 2015

30. Liczy się teraźniejszość.

                   Dni mijają tak jak zawsze. Choć odrobinę lepiej. Jak na razie jest spokojnie i nic co mogło się wydarzyć nie znalazło miejsca w tej rzeczywistości. Cieszę się z tego. Przynajmniej choć trochę mogę odpocząć od tego wszystkiego zamknięta w czterech ścianach pokoju. Jest przyjazny. Uspokaja mnie. Delikatne niebieskawe ściany przypominające czyste niebo. Do tego meble w dość starodawnym stylu o pięknej brązowej barwie i duże wygodne łozę. Czuję się tu spokojnie i wolna. Z miłą chęcią nigdy bym stad nie wyszła.
                   Jednak pewnie was to nie interesuje, tylko coś innego. Zastanawiacie się czy może jestem już osoba umarłą lub wciąż żywą istotą. Zastanówmy się wspólnie, choć ja już znam rozwiązanie. Kim teraz jestem z tych dwóch wyborów? Mam ciało, dusza na swoim miejscu i chyba na razie nigdzie nie wybiera. Z tego już dużo wynika, wciąż żyję i istnieję na tym świecie. Teraz pewnie nasuwa wam się kolejne pytanie. Jak to się stało?
                   To już trochę dłuższa historia. Trochę się pozmieniało od tego czasu. Interesuje was to? Zapewne tak, opowiem wam to tak skrócie. Co wy na to? I tak mi teraz nie odpowiecie. Dopiero potem zobaczę co o tym będziemy sądzić. A teraz zacznijmy.
                   Usunięcie pieczęci poszło pomyślnie i jak dotąd nie widzę żadnych skutków ubocznych. Co prawda ciało wciąż jest lekko osłabione. A co z tego wynika potrzebuje dużo odpoczynku, jak na razie moja najdłuższa czynnością w ciągu dnia jest spanie. Pewnie myślicie czemu? To też jest całkiem proste. Takie mam zalecenie, ba to wręcz jest nakaz na moja osobę. Jedyny warunek który mi postawiono. Mam odpoczywać i nie robić nic co będzie niepotrzebne.
                   Pewnie i to was nie interesuje. Bardziej was interesuje jak to się stało. Co się zdarzyło w tym czasie, którym wam nie opowiedziałam. Trochę tego jest. Zaraz po mojej zgodzie na usuniecie, mój stan. Jakby to powiedzieć. O wiem, nagle się pogorszył o ile tak można powiedzieć. W końcu on nigdy nie był doskonały. W tym momencie pieczęć wchodziła na moje serce. Dusiłam się powietrzem. Myślałam że umrę tak naprawdę, wtedy poczułam, że wciąż chce żyć. Nie dla kogoś a dla siebie. Uświadomiłam sobie czego jeszcze nie zobaczyłam a co mogę. W końcu wciąż jestem za młoda na odejście, aby ma esencja się wtedy skończyła. A co ważniejsze mam dla kogo istnieć na tym świecie. Moi opiekunowie, rodzice zawsze będą na mnie czekać i zaakceptują mnie. Przynajmniej takie miałam wrażenie po Octavii w tamtym momencie. Teraz wiem, że tak jest i to bardzo dobrze.
                   Jednak wracając, z całego przebiegu zbyt dużo nie pamiętam. W pamięci utkwiły mi jedynie urywki, początek. Octavia wraz z Crow'em wpadli i wtedy już nie było odwrotu. Już w tamtym momencie się dusiłam, a pieczęć coraz bardziej zasłaniała serce. Osobiście uważam, że Crow też pewnie podjął pochopnie decyzje, aby działać w tym momencie. Aby nie zwlekać, bo teraz już nie można dać czasu na dopięcie wszystkiego. Później wszystko potoczyło się w przyspieszonym tempie. Jedynie co z tego sobie przypominam to uczucie, jakby miliardy małych ostrych igielnic wbijało się w moje ciało, raniąc każdy centymetr. A potem była ciemność, spokój i sen.
                   Kiedy obudziłam się na dworze panowało już światło. Przy oknie stal Crow wpatrujący się w niebo, czekał. A mi mimowolnie wpłynął na twarz delikatny uśmiech od tak dawna. Wiedziałam ze wszystko się udało, a teraz na mnie czekali.
                   Oczywiście jak się potem okazało trochę przespałam. Jednak teraz jak i w tamtym momencie to się nie liczyło.
                   A teraz? Teraz już jest lepiej. Co prawda wciąż siedzę w czterech ścianach i czyje się trochę uwieziona jak ptak. Mimo że mogę wyjść, bo przecież nikt mi nie karze tu siedzieć. Jednak mi się nie chce. Myślę o sobie, życiu, o tym co się wydarzy. Jakby nie patrzeć teraz ono się całkowicie zmieni. Zostało wprowadzone do niego kilka nowych rzeczy, a inne zostały za mną. To takie paradoksalne. Nie uważacie? Przynajmniej ja tak sadze, a czy tak jest to już inna bajka.
                   I co ja teraz będę robiła? Czy wciąż będę zmieniać tak często miejsce jak wcześniej? Chyba raczej nie. W końcu przecież znalazłam to odpowiednie i to gdzie należę. I to miejsce jest tutaj. W tym domu co prawda abym czuła się tutaj swobodnie trochę minie, ale ważne że jest. Wreszcie jest. Nie muszę z niego uciekać, mogę zostać ile chce. I nikt z drugiej strony mnie nie znajdzie, chyba.
                   A teraz jak tak sobie myślę o światłości. Ciekawi mnie co teraz zamierzają. Ciekawe czy już się dowiedzieli ze tutaj jestem. Że wciąż żyję. Nie, to pewnie już wiedza od Lucjusza. Chyba ze jednak to przemilczał, bo bał się o swoje życie, ale to i tak nic nie zmieni. Pewnie już wiedza, a jak nie to się dowiedzą w najbliższym czasie. Czegoś takiego nie da się ukryć.
                   Jednak teraz nie pora o myśleć. Nie czas na zmartwienia. Trzeba żyć teraźniejszością, a nie przeszłością czy przyszłością. Kiedyś na pewno rozliczę się z tego co zrobiłam a czego nie. Teraz trzeba zostawić wszystko, bo jak coś będę chciała zrobić to może mnie ominąć coś innego. Coś co może być o wiele interesujące, lepsze od tego co chciałam.
                   Wstaję z łóżka, na którym do tej pory leżałam. Kieruje się w stronę regału z książkami, a gdy jestem koło niego szukam czegoś co mnie może zainteresować. Wpatruję się w kolejne nazwy ksiąg, gdy słyszę delikatny szum wody.
- Co Cię do mnie sprowadza Ari?
                   Mówię spokojnie z opanowanym głosem, choć w głębi chce mi się śmiać. Już tak dawno nie mówiłam do nikogo tak poważnym tonem. A drugim powodem, którym jest mi do śmiechu jest twarz wróżki, która jest tuż przede mną. Jej mimika twarzy wyraża zdziwienie i niezadowolenie. Już od jakiegoś czasu przyzwyczaiłam się do tego, że pojawia się dosłownie wszędzie. W książce, wodzie, łóżku, misce. A ona jest z tego tak bardzo niezadowolona, że próbuje mnie czymś nowym zaskoczyć; chociaż jej się nie udaje. Niestety ten delikatny szum wody, który można usłyszeć chwilę przed jej pojawieniem ją zdradza. A ona nic na to nie poradzi.
- Chciałam Cię zaskoczyć i jak zwykle mi się to nie udaje.
- Mogłam się spodziewać.
                   Zabieram książkę z półki o nazwie "Creadu"* i kieruje się w stronę fotela. Kiedy siadam, znów słyszę szum wody, a zaraz potem widzę Ari na stoliku tuż przed siedzeniem.
- Zobaczysz kiedyś Cię zaskoczę i nie będziesz wiedziała kiedy.
- Próbuj dalej szczęścia.
- A zobaczysz, że tak będzie. Wtedy przyznasz mi rację.
- Mhm...
                   Otwieram zabraną książkę i zaczynam czytać. Skupiam się odrobinę, aby zapamiętać jak najwięcej szczegółów.  
- Nie ignoruj mnie!
- Czy ja coś takiego robię?
- Tak, czytając książkę. Chyba myślisz, że chcę pogadać do ściany.
- Jeśli tak bardzo chcesz nie przeszkadzam, zabieram się dalej do czytania.
- Oczywiście, że nie chcę. Odłóż tą głupią książkę.
- Książki nie są głupie.
- Kto by na to patrzył, dla mnie są mało istotne.
- Oczywiście, że dla Ciebie tak jest. W końcu ich nie czytasz... nigdy.
- Nie mogą wina, że są za ciężkie i prędzej mnie zgniotą.
- Hahaha... Tak to prawda, jesteś za mała.
- Co ja poradzę, że jestem wróżką. Nic. Ja tam się cieszę, że nie muszę nad nimi spędzać tyle czasu co ty. 
- Dla mnie to przyjemność. 
- Zawsze tak mówisz.
- Wiem. To o czym chciałaś porozmawiać?
- Zima..
- Powinna już być.
- Właśnie, a jej wciąż nie ma.
- Bardzo Ci się do niej śpieszy. Musisz ją bardzo lubić.
- To nie tak. Wreszcie znowu spotkać śnieżne wróżki. Pewnie nauczyły się czegoś nowego a ja chcę to zobaczyć. A po za tym to pierwszy raz jak ich nie ma o tej porze.
- Nie martw się. Pewnie za niedługo się pojawią.
- Na pewno?
- Raczej tak, przecież musi być zima. Skoro są zimowe wróżki muszę je zobaczyć i poznać. W końcu już jedna tu jest.
- Nie jestem zimową wróżką. Jestem...
- Nie musisz mówić, przecież się z tobą droczę. Wiem, że nią nie jesteś.
- To dobrze. I tak ci kiedyś powiem, abyś znowu nie stwierdziła, że jestem jakąś tam wróżką.
- Niech będzie. Z chęcią poczekam.
                   Posłałam jej delikatny uśmiech, na który odpowiedziała tak samo. Coraz częściej zdarza mi się uśmiechać i to tak bez powodu. 
- To czekaj. Ja zmykam, idę zobaczyć czy ich gdzieś nie ma.
- To leć.
                   W tej samej chwili znika, a chwilę później słyszę delikatne pukanie. Potem otwierają się drzwi, przez które wchodzi Octavia.
                   A ja w myślach pytam samą siebie; czy wszyscy muszą mieć tak spaczone wyczucie czasu? Chciałam poczytać. Chyba nie będzie mi to dane. Odkładam więc książkę na stolik.

* Żeby nie było, nie wiem czy istnieje taka książka. Nazwa jest od mojego szkicownika, na którym widnieje ten napis.



Witajcie kochani!
Wreszcie ponownie tu zawitałam po jakimś czasie. Można powiedzieć, że wróciłam. Jednak nie mogę wam powiedzieć ani obiecać kiedy będą pojawiać się nowe rozdziały. Postaram się aby były może dwa razy w miesiącu, ale niczego nie obiecuję. Będę was o tym informować zapewnie na facebook'u.
A kiedy już się pojawią mam nadzieję, że je przeczytacie i wam się spodobają. Bo tak szczerze to się zapisaniem stęskniłam. Brakowało mi tego. I mam zamiar nadrobić stracony czas, w którym tu nie byłam. 
A skoro dzisiaj wigilia życzę tutaj takie krótkie życzenia. Na te Święta i Nowy Rok życzę Wam moi kochani szczęścia, radości i miłości. Abyście spędzali czas na tym co kochacie i z tymi co kochacie.
Pozdrawiam Syntry

wtorek, 17 listopada 2015

Zawieszam

Wiem, że miałam dziś przyjść z rozdziałem a nie z tym. Tak zawieszam, muszę przeanalizować dotychczasowe rozdziały, bo czuję, że zgubiłam to co chciałam przekazać. Wszystkie rozdziały muszę przeczytać, a później sprowadzić na dobrą drogę.
Ile bedzie trawała moja nieobecność? Przykro mi ale nie mogę sprecyzować. Nie wiem ile mi to zajmie. Może nie cały miesiąc a a może dwa. Postaram jak najszybciej wrócić, bo naprawdę polubiłam to opowiadanie. Nie porzucę go, chcę doprowadzić je do końca.
Jakie są powody? Trochę by się znalazło, jednak głównym jest ten co napisałam na górzę. Zgubiłam się w sensie opowiadania. Innym jest to że trochę za dużo mam nauki w szkole. Oprócz tego jest jeszcze siatkówka i rysowanie. A teraz jeszcze mam zaplanowane dwie nowe rzeczy. Może niech one będą tajemnicą, pewnie za jakiś czas się dowiedziecie.
Chyba tyle co miałam do napisania, bo nie wiem co jeszcze napisać. Oczywiście wciąż będę aktywna na fecebooku, będę odpisywać na wasze maile, itp. Wszystkie pytania o które chcecie zapytać, po prostu napiszcie. A ja odpowiem. To chyba na tyle z mojej strony.
Pozdrawiam Syntry
facebook.com/Synt

wtorek, 27 października 2015

29. Podjęłam decyzje.

                   Chcę otworzyć usta i powiedzieć jak bardzo dużo dla mnie to znaczy. Wreszcie wiem że dla kogoś jestem ważna, choć ja sama jak na razie nie umiem odwzajemnić tego uczucia. Po prostu nie mogę, choćbym jak bardzo chciała. W moim sercu jest klatka, która nie chce wypuścić moich uczuć. Lecz teraz mogę przyznać, że powoli małymi krokami otwierają się od niej drzwiczki. Ale żeby otworzyły się całe wciąż potrzeba dużo czasu. Nie wiem dokładnie ile.
                   Uświadamiam sobie, że nigdy do tego może nie dojść, jeśli nic z tym nie zrobię. I co ja mam zrobić? Nic, czy raczej zawalczyć. Oto jest pytanie. Co zrobić? Wiele osób pragnie abym zniknęła, bo jak to oni określili " jestem przeszkodą która nie ma prawa żyć". Jakie to miłe z ich strony. Oczywiście teraz to był sarkazm, bo wcale tak nie jest. A po drugiej stronie są ci, którzy czekają na mnie. Chcą mnie poznać choć wcale nie muszą. Po prostu chcą. W nich jest Octavia. Szczera osoba, nawet za bardzo mimo, że wycierpiała już tyle jest gotowa na więcej. Może nie ze strony ludzi, którzy są jej mało bliscy. Ale z mojej strony. Jestem pewna że przeze mnie będzie jeszcze bardziej cierpieć. Jednak ja powinnam podjąć decyzje.
- Proszę powiedz mi że podjęłaś już decyzje. Nie ważne jaka będzie, mi możesz powiedz. Zrozumiem, przynajmniej postaram się.
                   Uchylam powieki tak delikatnie. Tak że widzę tylko plamy  nie mające dokładnych kontur, a jedynie inne barwy. Tak powinnam podjąć decyzje. W tym momencie. Ona ode mnie tego oczekuje. Nie, nie ona. Octavia to już bardziej druga strona. To ja oczekuje na swoją odpowiedź, która powinna się teraz utwierdzić.
                   Wiec jaka będzie? Nie jestem pewna jej na sto procent. Przez nią będę mogła wiele cierpieć, jednak może tez uszczęśliwić innych. Powinna być dobra. Ja przeżyje jeśli coś mi się stanie, jeśli coś mnie skrzywdzi. Już tyle przeszłam że kolejne rzeczy powinny być prostsze. A jak nie to mam jeszcze jeden wybór. Śmierć, ale jednak wybiorę aktualnie tą drugą.
                   Otwieram usta z zamiarem powiedzenia "tak podjęłam", jednak zamiast slow napada mnie kaszel.  Kaszel przez, który prawie nie mogę oddychać. Instynktownie przykładam rękę do ust i kule się w niezgrabny kłębek na łóżku. Nie przestaje kaszleć. To sprawia mi coraz więcej bólu. Po chwili czuje na wewnętrznej stronie dłoni coś ciepłego. Odkrywam delikatnie usta i patrzę na rękę. Ciepłą cieczą którą czułam na dłoni jest krew. Nie dziwi mnie to. Sama nie wiem czemu.
                   Po chwili słyszę swoje imię i czuje ciepła rękę, która obejmuje moja dłoń. Jestem pewna ze jeśli nie zrobię tego co muszę nie będę później miała na to okazji. Otwieram usta kiedy ustaje napad kaszlu i bezgłośnie mówię "podjęłam decyzje. Zgadzam się na zdjęcie pieczęci".
                   Nic więcej nie muszę robić. Wiem że mnie zrozumiała, bo zaraz potem zerwała się z miejsca i wybiegła z pokoju. W pomieszczeniu można było usłyszeć echo jej podniesionego głosu wołającego Crowa, pełnego radości i nadziei. W głębi ducha uśmiechnęłam się do siebie.
                   Nie będę tego żałować, pomyślałam do dodania sobie otuchy. Chociaż to w ogóle nie było mi potrzebne. Wiedziałam po prostu ze tak będzie... Skąd? Nie wiem, moje przeczucie. Oby i tym razem mnie nie zawiodło. Nie powinno. Wystarczy mi ze poznam prawdę o sobie. Czemu tak bardzo ludzie mnie nienawidzą.
                   Chociaż co prawda Jack kiedyś mi opowiadał coś o zakazanej krwi, ale niczego nowego się nie dowiedziałam. Wciąż nie wiem do czego jest zdolna i jak potężna jest. Nie miałam czasu, aby móc to odkryć. Moje początki poznawania swoich umiejętności nie były za szczęśliwe i skończyły się na dniu kiedy zostałam zapieczętowana i na tym samym dniu co się wszystko stało. Co było moja wina.
                    Może kiedyś będę w stanie wam o tym opowiedzieć. Jednak przed tym długa droga. Ja sama muszę się do tego przygotować. Musze poukładać wspomnienia . Mimo, ze minęło tyle dni ja nadal nie umiem zapomnieć. A każde przypomnienie boli.
                    Ale teraz to już za mną. Nie powinnam do tego wracać. Mogę za niedługo zacząć nowe życie. Nie będę musiała się o nic martwić. Ale czy na pewna? Tego nawet ja nie jestem pewna.
                    Przekręcam się na plecy, tak że teraz widzę tylko sufit. Wodzę po nim wzrokiem czekając na dalszy przebieg akcji tych wydarzeń.

Witam.
Rhh co ja będę pisać. I tak to widzicie. Rozdział strasznoe krótki. Wręcz za krótki. Nie będę się tłumaczyć bo to i tak nic nie da. Powiem tylko że zajęłam się rysowaniem a o napisaniu rozdziału, dokończenia go zapomniałam. Nie mam nic na swoją obronę. 
Pozdrawiam Syntry

wtorek, 13 października 2015

28. Chcę otworzyć usta i powiedzieć.

                  Między nami panowała cisza. Żadna z nas nie wiedziała co powiedzieć. Nie może inaczej to sformułuje. Nie wiemy od czego zacząć początku rozmowy. Nie wiemy co powiedzieć, aby nie urazić tej drugiej. Przynajmniej mi się wydaje, że tak jest. A czy u niej tak samo nie jestem pewna, ale sądzę że tak.
                  To milczenie mnie dobija. Zwłaszcza między nami. To jest w jednym słowie straszne. Niby jest to osoba blisko związana ze mną, a ja nie wiem co zrobić. Czuję zakłopotana tą sytuacją. Chciałabym coś powiedzieć, ale nie wiem co.
                Próbuje się podnieść do pozycji siedzącej. Od razu czuję ból głowy. Zamykam oczy i głęboko oddycham. Muszę uspokoić rytm serca, które teraz bije jak szalone. To tak jakbym wykonała jakąś nadzwyczaj męczącą czynność. A to w końcu tylko zwykła rzecz. A teraz całkowicie odbiera mi siły.
                  Czuję się jakbym nie była w swoim ciele. Jakby to nie należało do mnie, jakby należało do całkiem innej osoby. A to tylko wina tej cholernej pieczęci nałożonej już długi czas temu. Czemu ona ciągle się rozrasta? Nie może się zatrzymać i zniknąć jak wcześniej? Czemu musi mi tak uprzykrzać życie? A z drugiej strony tak bardzo mnie cieszy, że jest. Cieszę się z tego, że już tak mało brakuje do skończenia tego życia. A po drugie to takie smutne że zostawię ludzi, którzy uważają mnie za kogoś ważnego dla swojej osoby.
                  To takie dziwne że w człowieku może być tyle sprzecznych myśli. To smutne że coś takiego istnieje.
                  Przekręcam się w bok, tak że teraz nogi zwisają  mi z krawędzi łóżka. Wciąż czujkę ból, ale staram się go ignorować. Po chwili kładę nogi na zimnej podłodze. Przez ciało przechodzi zimny dreszcz.
Staję na własne nogi, wreszcie. W tym samym momencie zaczyna kręcić mi się w głowie i robić ciemno przed oczami. To chyba wchodzi mi teraz coraz bardziej w rutynę, tak samo jak powtarzanie się w niektórych kwestiach.
                  Mimo to i tak robię delikatny krok do przodu. Teraz już nie opieram się o brzeg łóżka. Stoję o własnych, ale słabych siłach. To się liczy. Kolejny krok, który jest za razem o wiele pewniejszy ,ale też bardziej chwiejny od poprzedniego. Dostawiam drugą nogę do pierwszej, aby móc lepiej zachować równowagę.  To i tak czuję że delikatnie gibie.
                  Grawitacja jednak bierze nade mną siłę i po chwili spadam w duł. Czuję jakby się nie kończyła. A zaraz potem jakby jej nie było. Nie spadłam na ziemie? Nie poczułam niczego co byłoby trade. Czyżby ktoś mnie złapał zanim doznałam spotkania z ziemią? A może to magia? I co ja się dziwie przecież ona tutaj jest na porządku dziennym. Nikt jej nie zakazał używać.
                  Teraz czyje, że unoszę się w powietrzu i jakaś siła mnie przenosi. Nie to magia. Na pewno. Po chwili pod plecami czuję miękkie podłoże. Nawet nie mam siły mówić, czy otwierać oczu. Po prostu się na to zgadzam. Czy z bezsilności? Tak.
                  Słyszę stukanie obcasów, które są coraz bliżej mnie. Podchodzi do mnie. Po chwili czuję ciepłą dłoń na policzku. A chwilę później ta sama gładzi mi policzek.
- Wiesz ja na ciebie wciąż czekam Syntry. - Czy mi się wydaje, czy słyszę w jej głosie delikatne błaganie. - Wiem, że nie stworzymy szczęśliwej rodziny. Może nie od razu. Na to potrzeba czasu i dużo cierpliwości. Jednak nawet nadzieja może mi się zaraz skończyć. Teraz widzę cię taką bezradną. Taką słabą, że aż chce mi się płakać.
                  Przerywa na chwilę. Chyba musi zebrać słowa na dalszą cześć jej przemowy. Nie, jej wyżalenia się.
- Wcześniej miałaś taką ładną jasną skórę, niczym białą jak śnieg. A teraz większość jest zakryta tym czarnym czymś. Crow wyjaśniał mi, że to powód pieczęci. Powiedział też, że bez twojej woli nie będzie możliwości jej zdjąć. Że tylko tak naprawdę musisz się zgodzić, bo mój mąż wraz z Call bez namysłu, by to zrobili zaraz na początku gdy to zauważyli. Jednak najwidoczniej tak nie mogą. A ja i tak stoję z boku bezsilna. Patrzę po raz drugi jak znika mi dziecko. Wcześniej myślałam, że nie żyjesz a jednak było inaczej. Spotkałam Cię po latach. A teraz patrzę jak powoli umierasz przed moimi oczami. To takie smutne, że nic nie mogę zrobić. Tak bardzo chcę żebyś była. Żebym mogła Cię bardziej poznać. Poznać swoje własne dziecko. Moją jedyną córkę. A to może być niemożliwe. Co oni ci zrobili? Czemu Ty musisz cierpieć za nasze winy? Przecież jesteś niewinnym dzieckiem. To nie Twoja wina, że płynie w Tobie nasza krew. W końcu rodziców się nie wybiera. Ty Syntry nawet nie miałaś czasu nas poznać a my Ciebie. Pozwól mi to zrobić. Wiem, że już kiedyś to powiedziałam. Jednak do szczęścia brakuje mi tylko to, abyś żyła. Nic więcej. Możesz nas odrzucić w bok czy nienawidzić. Mi wszystko jedno. Jednak ja chcę mieć świadomość że żyjesz. Nic więcej mi nie potrzeba do szczęścia.
                  Znów się zatrzymuje Znów chyba zbiera myśli i przeanalizuje to co powiedziało. Wiem jednak, że ona nie mówi tego bo musi. Ona mówi to tylko dlatego że chce. Jej słowa płyną z serca są szczere.
Czuję że spod zamkniętych powiek wydostaje się łza. Jedna ale zawsze jakaś.
- Jak się cieszę, że ty mnie słyszysz. - Słyszę szczęście w jej głosie, a za razem ulgę i wzruszenie.- Tak się cieszę. Chciałam Ci jeszcze jedno powiedzieć.W naszej rodzinie zawsze czekało na Cibie Twoje miejsce. Nieważne czy u mnie jak i u Crowa, czy też Jacka zawsze jest miejsce dla Ciebie. Zawsze możesz się do nas zwrócić jeśli będziesz tylko chciała. Nie ważne jak głupie jest to uczucie. Do nas zawsze możesz się zwrócić. My będziemy na Ciebie czekać zwłaszcza ja. Crow też, ale ja bardziej. Jako matka jeśli dasz mi szansę postaram się Cię nie zawieść. Tylko błagam o jedno. Żyj. Przynajmniej dla mnie.
                  Chcę otworzyć usta i powiedzieć...

Witam!
Chyba na tym dzisiaj skończę. I jak podobał się. Mimo że miałam na napisanie go dwa tygodnie to i tak jest krótki. Wybaczycie mi? Proszę. 
Nie będę wam zawracać teraz głowy i szczerze to nie chce mi się już więcej pisać.
Pozdrawiam Syntry

wtorek, 29 września 2015

27. Czas rozmyślań

                 Siedzę na łóżku choć jeszcze niedawno na nim spalam. Muszę przyznać ze jest wygodne ale i tak nie wiem gdzie jestem. Opieram się plecami o zagłowię łóżka patrząc w jeden punkt na drzwiach. Czekam, nie wiem na co. Po prostu siedzę i mam nadzieje ze ktoś wreszcie tu przyjdzie i powie mi jak się tu znalazłam. Nie pamiętam za bardzo ostatniego dnia. Jedynie po nim zostały mi delikatnie prawie niezauważalne blizny od ran. Pewnie i te za jakiś czas znikną. Z chęcią wstałabym i się gdzieś przeszła, ale czuje że to nie jest na razie w moich silach. Pieczęć wciąż zbyt dużo energii ze mnie wysysa.
                 Za szybko się pojawiła. Za szybko się rozprzestrzeniła. Za szybko zabrała mi siły. Za szybko dała się we znać. Tak dużo jest rzeczy które za szybko się wydarzają a ja nawet nie mam na to wpływu. Po prostu to się dzieje. Niekiedy są przydatne, ale w tym przypadku są dla mnie kompletną porażką. Za szybko to się dzieje. Za szybko mogę stracić życie.
                 Jestem dziwna. Nie boje się że umrę, bo to i tak się musi zdarzyć. Boję się tego że nic z tym nie zrobiłam. Mimo że miałam do tego tyle okazji. A ja przez ten cały czas uciekałam jak zwierzą z podwiniętym ogonem. Czasem zastanawiam się, czym ludzie różnią się od zwierząt. Może co prawda z wyglądu tak, ale z zachowania nie zawsze.
                 Nie żeby coś ale czas przed śmiercią jest chyba jednym z najlepszych czasów do rozmyślań. Możesz wtedy wszystko z siebie wyrzucić. Możesz przypomnieć sobie to wszystko co chcesz a niekiedy nawet tego czego nie chcesz. W końcu życie ma tyle pięknych chwil a zarazem tyle trudnych i brutalnych. Jednak bez nich życie nie byłoby takie piękne.
                 Każde zdarzenie, chwila miało jakieś znaczenie. Nie zawsze jakieś wielkie ale zawsze pouczające. To na własnych przeszkodach najwięcej się uczymy. To one dają nam nauki do końca życie.
Jednak ja wciąż mam niedosyt. Wciąż chcę coś zrobić. Zmienić. Co prawda świata nie zmienię. Nie da się go zmienić i tak już zostanie, ale można próbować zmieniać ludzi, otaczające nas życie. Jednak nie na takie sztuczne, lecz takie które jest prawdziwe.
                 Wiecie czemu ludzie są sztuczni. Nieważne jakie są to lata zawsze tacy się znajdą i zawsze będą. Ludzie którzy nie są sobą boją się pokazać siebie, swoich osobowości. Jednak tak nie znajdzie się swoich przyjaciół. Warto być sobą. Bo tylko jak jest się sobą ludzie mogą cię poznać naprawdę.
                 W tym momencie uświadamiam sobie że wszystko co myślę dotyczy mnie. Ja naprawdę bałam się, nie boję się sama siebie. Nie umiałam wcześniej zrozumieć mojego toku myślenia. Dopiero śmierć pokazuje mi na oczy, że wydarzenia z przeszłości strasznie się na mnie odbiły. To one spowodowały że teraz boje się swojej osobowości, choć ta przez całe kilkanaście lat się dobija na swoje miejsce. Aż trudno uwierzyć w to, że tyle czasu spędziłam ukrywając siebie. To straszne.
                 Wiem że to wszystko sprzed lat jest moją winą, i to ja jestem winna.... Nie! Mimo że teraz to czas przemyśleń nie chcę tego wspominać. Najlepiej jakby w ogóle ono zniknęło z mojej pamięci. Wtedy może tak bardzo się bym nie bała. Jednak czasu się nie zmieni. Niestety. Dalej będę żyć z tą myślą. Nic tego nie zmieni. A ja muszę o zaakceptować.
                 Moje rozmyślenia przerywa to, że słyszę delikatny szum wody. Instynktownie rozglądam się po pokoju. Jak zwykle niczego nie widzę, wróć jej. Pewnie zaraz się pojawi a ja dopiera zauważę to wtedy kiedy się odezwie. Tak jak to było ostatnim razem.
- Wreszcie wróciłaś, choć w jeszcze gorszym stanie niż byłaś.
                 Od razu odwracam głowę w stronę słyszanego głosu. Nie dziwi mnie to co zobaczyłam. Na rogu łóżka siedzi malutka wróżka. Dla innych niezwykła istota, tak to prawda. Jest nią. Jednak ja do nadzwyczajnych rzeczy już dawno się przyzwyczaiłam. Miałam w końcu z nimi wiele styczności w dzieciństwie. Jednak kiedy pierwszy raz jakieś nowe poznaje wciąż zostaje ciekawość. Ta co zawsze.
- Nie moja wina.
- Tak oczywiście. A powiedz mi czy ja wyglądam na taką, która jest głupia?
- Nie potrafię tego określić.
- Niech będzie, że uznam tą odpowiedź. Co Cię sprowadziło żebyś wreszcie wróciła?
- Na pewno nie ja Ari.
- Ahh... Czyli to Call.
- Skąd?
- A myślisz, że co ja przez ten cały czas robiłam. Stałam w miejscu czekając aż wrócisz? Przykro mi, ale to nieprawda. Cały czas się obserwowałam.
- Mogłam się spodziewać.
- Oczywiście, że mogłaś. Jednak ty o tym nawet nie pomyślałaś. - Zatrzymała się na chwile, po czym, spojrzała za siebie. - Ktoś do Ciebie idzie. Zobaczymy się za niedługo.
- Zaczekaj.
                 Nawet nie zwróciła na moje słowo uwagi. Po prostu zniknęła tak szybko jak się pokazała. Westchnęłam i znów zostałam sama. Ponownie spojrzałam i utkwiłam wzrok w drzwiach. I te za jakiś czas się otworzyły. 
                 W progu drzwi stała Call w długiej szarawej sukni, która odkrywała jej ramiona. Na jej twarzy widniał delikatny uśmiech.
- Już wstałaś? Cieszę się. - Dalej milczałam, nie miałam co jej odpowiedzieć. W końcu sama sobie odpowiedziała. - Jak się czujesz?
                 Spytała idąc w stronę fotela który stał niedaleko łoża a koło stolika. Po chwili usiadła na nim. Wzrok utkwiła w moich oczach. Wydawało mi się że czegoś tam szuka. Jednak niczego tam nie znajdzie. Nic już w nich nie ma od długiego czasu.
- Głupie pytanie. - Oparłam, ale widząc jej wciąż dopytujący wzrok dodałam. - Bywało lepiej. Zawsze było lepiej niż teraz pomijając niektóre dni. Jednak teraz to już kompletny bezsens. Mogę powiedzieć, że jestem żywym trupem. Choć nie nie mogę. Moje serce wciąż bije, do jakiegoś czasu. Za niedługo przestanie a wtedy umrę.
- Mimo że jesteś mądra to i tak głupia. Nie mogliśmy zdjąć pieczęci gdy byłaś nieprzytomna.
- My?
- Tak my. Dobrze usłyszałaś. A wracając do tego co mówiłam wcześniej. Nie mogliśmy. Musieliśmy czekać aż się obudzisz. Niestety do zdjęcia tak uporczywej i groźnej pieczęci potrzebna jesteś Ty z podświadomością a nie w trakcie snu. 
- A jeśli ja nie chce jej zdejmować? Jeśli chcę umrzeć.
- Nie rozśmieszaj mnie. 
- Mogę przecież decydować o sobie.
- W praktyce niby tak, ale w prawie jeszcze nie. Musisz skończyć odpowiedni rok życia. A ta decyzja o Twoim życiu została podjęta już za Ciebie. Nie masz nic do powiedzenia.
- Gdyby nie to że nie mam siły byłabym tym niezwykle wkurzona. I pewnie kłóciłabym się o to.
- Jednak jest inaczej. Zostałaś już postawiona przez decyzją podjętą. Teraz potrzebna jest nam twoja chęć pozbycia się jej.
- Widzę że chyba nie mam wyboru co do tego.
- Tak prawda. Zdecyduj się kiedy chcesz. Jak coś daj znać. - Wstała i znów udała się w stronę drzwi. Po chwili je otworzyła i wyszła. Na chwilę jeszcze się wróciła by powiedzieć. - A ktoś chce się z Tobą zobaczyć. Pewnie przyjdzie jak się dowie, że się obudziłaś.
                 Po tych słowach już na prawdę zniknęła za drzwiami i się nie wróciła. Westchnęłam po raz kolejny w tym dniu. Chyba nie mam już prawa decydować o swoim życiu. Po pierwsze kiedy mogłam? Co prawda robiłam to co chcę, podejmowałam sama decyzje ale nigdy nie miałam prawa decydować o swoim życiu. Zawsze to ktoś ingerował w moje życie. Tak samo jak teraz.
                 Zastanawiam czy nie łatwiej poczekać do dnia mojej śmierci. Jednak jest to tylko ucieczka od moich problemów. Nikt tego za mnie nie rozwiąże. Sama to muszę zrobić. Nawet jeśli to znaczy, że muszę dalej egzystować na tym świecie.


Witam.
Przepraszam że tak późno wstawione. Mimo to mam nadzieję że się podobało. A i jeszcze jak są błędy to tez przepraszam. Ehh... Masakra. Szkoła już trwa prawie cztery tygodnie. A ja głupia chcę jeszcze dołożyć sobie kurs rysunku architektonicznego w piątki, który trwa cztery godziny. Wciąż się zastanawiam i nie wiem co zrobić. Ale mniejsza z tym, sama muszę podjąć tę decyzje.
Pozdrawiam Syntry

wtorek, 15 września 2015

26. Zabierz mnie stąd.

                 Siedziałam na fotelu. Łokcie trzymałam na kolanach a dłońmi podtrzymywałam głowę.  Mimo że nie stałam ani chodziłam kręciło mi się w głowie a obraz lekko się rozmazywał. Nie wiem czemu ale wydaje mi się, że coś się zmieniło. Może nie na świecie, bo na nim nic się nie mogło zmienić - jak na razie. Bardziej czuje, że to coś we mnie albo na mnie. Jednak bardziej pochlam się nad tą drugą opcją.
                 Wiedziałam czego mogę się spodziewać, ale ciekawość mnie zżerała. Wstałam z fotele. Jednak zbyt gwałtownie. Zaczęło kręcić mi się jeszcze bardziej w głowie. Chciałam się lekko oprzeć o stojący tuż za mną fotel. Ale zamiast tego co chciałam zrobić przewróciłam go. Po pokoju rozniosło się echo przewróconego przedmiotu.
                 Zostawiłam leżący fotel na ziemi a ja sama oparłam się o ścianę. Po chwili kiedy trochę zmniejszyło mi się wirowanie w głowie zaczęłam iść wolnym krokiem w stronę łazienki. 
                 Kiedy byłam już w niej zatrzymałam się przed umywalką, nad którą wisiało lustro. Nie musiałam niczego szukać. Zmianę zauważyłam już na pierwszy rzut oka. Za kołnierzykiem na szyi znajdowały się czarne podłużne plamy pochodzące od pieczęci. 
                 Czemu teraz tak szybko to się rozrasta.To przyszło mi pierwsze do głowy kiedy to zobaczyłam. A zaraz potem pojawiła się ciekawość. Ciekawość zobaczenia ile zajęła już powierzchni mojego ciała. Bez namysły zaczęłam ściągać szaro-niebieską koszulę.
                 Nie patrzyłam się jak na razie w lustro. Odwróciłam od niego wzrok zaraz kiedy zaczęłam odpinać pierwszy guzik. Mój wzrok utkwił w podłodze. Spojrzałam dopiero wtedy kiedy górna część ubioru opadła na ziemię. A ja zostałam w staniku i czarnych rurkach.
                 Z gardła wyrwał mi się cichy piskliwy pisk przerażenia. Pieczęć znajdowała się już z przodu ciała. Obejmowała już ramiona, brzuch ale jak na razie omijała miejsce gdzie znajduje się serce. Na razie nie było tam żadnego czarnego śladu. 
                 Odwróciłam się plecami do lustra. Spojrzałam w nie przez ramię. Ten widok sama nie wiem ale już mnie nie zdziwił. Plecy zamiast blado-kremowego odcieniu skóry była czarna. Hmm... wręcz czarna jak smoła.
                 'Za niedługo umrzesz jeśli nic nie zrobisz.'
                 Podpowiedział mi cichy głos w głowie. Miał rację a ja wiedziałam to już dawno. Jednak nic z tym nie zrobiłam. W pewnym sensie czekałam aż ten czas przyjdzie, jednak ja wciąż nie chcę umierać. Nadal mam dla kogo istnieć.
                 'I dlatego ich zostawiłaś samych?'
                 'Nie chciałam...'
                 'Phi... Nie chciałaś się narzucać, tak? Przecież tak nie było. Sama widziałaś, że chcieli abyś z nimi została. Tak naprawdę ty się bałaś i nadal boisz, że zostaniesz pokochana.'
                 'To nie tak.'
                 'A jak jest? Przecież jest tak jak ci mówię, jednak ty nie chcesz przyjąć tego do podświadomości. Wiesz gdyby nie twoje durne obawy i strach z przeszłości nie byłabyś w takim stanie. Po prostu nie umiesz odciąć się od przeszłości, od tego co się kiedyś zdarzyło. Czyżbyś się bała że to wróci?'
                 'Tak to prawda. Jestem zwykłym tchórzem.'
                 Klęknęłam chowając głowę w dłonie. To wszystko jest prawdą. A ja i tak mimo tego chcę aby moja wkurzająca podświadomość skończyła to wszystko. Nie chcę, nie chcę po prostu wracać do przeszłości. A mimo tego i tak nie umiem się od tego odciąć. Ona ma racje... Boję się.
                 'No nie takim zwykłym. Po prostu powiedz mi gdzie zniknęła ta Syntry która była? Ta prawdziwa, kochająca swoje życie. Ta która wszystkie swoje ryzyka, kłopoty i zagadki tak bardzo ceniła oraz nie chciała z nich przestać. Ta która była wredna a zarazem miła dla innych.'
                 'Zastąpiła ją ta nieudolna część. Ta strachliwa i bojąca się samej siebie, która wcale nie jest prawdziwa.'
                 'Czemu więc jej nie wykopiesz skoro to nie jej miejsce?'
                 'Boje się.'
                 'Czego? Pomyśl nie masz nic już do stracenia. Wróć do prawdziwej Ciebie. Nie bądź kimś kim nie jesteś. Może i tamto zdarzenie odbiło się na Twojej osobowości, ale przecież...'
                 'Cicho bądź!'
                 'I tak ci to przypomnę skoro mnie nie chcesz.'
                 'Cicho bądź i się przymknij!'
                 'Nie.'
                 'Masz się mnie słuchać! Więc bądź cicho do cholery!'
                 'A jeśli nie chcę?'
                 'Po prostu coś sobie zrobię.'
                 'Nie odważysz się. Przecież jesteś tchórzem.'
                 'Czyżby a chcesz się przekonać?'
                 'Ach, ktoś nam tu wraca. Jednak pamiętasz ten dzień kiedy...'
                 'Zamknij się!'
                 Złapałam coś po omacku stojącego koło mnie, W dotyku przypominało szkło. Jednak nie zwróciłam nawet na to uwagi i rzuciłam to w ścianę. A pod wpływem natknięcia się ze ścianą rozpadło się wydając huk tłuczenia. 
                 Nie wiem czemu to zrobiła. Może na udowodnienie moich myśli? A może żeby po prostu przestała moja podświadomość o tym wszystkim przypominała?
                'Ochłoń.'
                'Cicho proszę...'
                 Z oczu powoli zaczęły wydobywać mi się łzy. Wstałam i podeszłam do stłuczonego naczynia po czym znowu przykucnęłam. Zaczęłam zbierać stłuczone kawałki. Na krawędziach były ostre, więc kiedy brałam je w ręce przecinały mi skórę. W miejscach, w których powstały rany zaczęła pojawiać się krew.
                 Spokojnie zbierałam następne nie zważając na ciepłą czerwoną ciecz, która spływała mi po wewnętrznej stronie dłoni. Nagle usłyszałam otwierające się drzwi, jednak nic z tym nie zrobiłam. Dalej zajmowałam się tym zajęciem.
- Coś Ty najlepszego zrobiła!
                 Krzyknęła Call, która zaczęłam mnie od razu odciągać od szkła. Po chwili i ona usiadła na podłodze, po czym przytuliła mnie do swojej klatki piersiowej. Nie wiem czemu ale to podziałało na mnie jak... nawet nie umiem powiedzieć jak. Po prostu zaczęłam płakać jeszcze bardziej. A słonych kropli nie było widzieć końca.
- Przepraszam, to wszystko moja wina... Gdybym tylko...
- Cii... spokojnie. Nic nie jest Twoją winą. Nic nie dzieję się przez Ciebie.
                 Wiem, że próbowała mnie uspokoić ale nie umiałam tego zrobić. Nie przyjmowałam do siebie tego, że to nie moja wina.  
- Zabierz mnie stąd. Proszę.
- A gdzie chcesz?
- Wybierz, po prostu mnie zabierz.
                 Powiedziałam cicho lekko skomlącym głosem.
- Niech będzie. Więc teraz śpij.
                 Po raz kolejny może nie w tym dniu, ale po raz kolejny przez magię Call poczułam się senna.  Po chwili odpłynęłam mimo że tego nie chciałam.


Witam.
Nie będę owijać w bawełnę. Myślę nad przełożeniem publikacji rozdziałów. Hmm... może raz na dwa tygodnie, miesiąc. Nie miesiąc tylko z jednym rozdziałam mi nie pasuje. Więc chyba raz na dwa, ale na razie wciąż zostaje raz na tydzień.  Co o tym myślicie? Piszcie i nie bójcie się :P. Moja decyzja zapadnie. Sama nie wiem kiedy. Jak coś to będę was o tym informować albo tu na blogu albo na facebook'u.
Pozdrawiam Syntry

wtorek, 8 września 2015

25. Przepraszam.

                 Stoję oparta dłońmi o brzeg umywalki, patrząc w lustro. Jest w nim odbicie, moje odbicie. Ale ono wcale dobrze nie wygląda. Podkrążone oczy, ślady po łzach, wysuszone usta oraz brak czegokolwiek w oczach.
                 Sama się dziwie, że umiałam doprowadzić się do takiego stanu przez zwykłe dwa dni. Nie spałam w dzień ani w nocy. Co prawda miałam taką chęć, ale za każdym razem kiedy zamykałam oczy widziałam śmierć ludzi. Zawsze tragiczną z rozlewem krwi, z dnia który kiedyś niby przeżyłam, a który ponownie może się stać.
                 Czuję się temu winna choć wiem że to się jeszcze nie stało. Jednak mimo tego nie umiem sobie z tym poradzić. Nawet krótki sen kończy się u mnie krzykiem, szybkim wstaniem i płaczem. Niekontrolowanym płaczem. Nie umiem już zapanować nad swoimi emocjami. Nad niczym już nie umiem. Nawet delikatne zaklęcie wywołuje u mnie zawroty głowy a niekiedy nawet utratę przytomności. A ja i tak dalej nic z tym nie robię.
                 Siedzę sama zamknięta w pokoju. Od czasu do czasu przyjdzie Call, ale nawet nie wchodzi do pokoju. Nie wpuszczam jej. Nawet gdyby chciała nie mogłaby. Na drzwi wypowiedziałam formułę aby nikt nie wszedł. Mimo wszystko nie chcę aby widziała mnie w tak beznadziejnym stanie.
- Syntry? Jesteś tam, prawda? Od dwóch dni nic nie jadłaś. - Znów to samo. Ponownie sprawiam problemy. Ale je po raz pierwszy całkowicie nie wiem co robić. - Proszę wyjdź. Przynajmniej porozmawiaj ze mną lub daj jakikolwiek znak życia.
                 Lekko chwiejnym krokiem wychodzę z łazienki i kieruję się do drzwi prowadzących na korytarz. Po chwili stoję już koło nich oparta o ścianę. Gdyby nie ona pewnie dawno już bym się przewróciła.
- Przepraszam.
- Nie masz o co. Choć wyjdź do mnie.
- Nie mogę.
- Ależ oczywiście że możesz. Nie daj się już więcej prosić. Nie musisz wychodzić, po prostu otwórz drzwi to ja przyjdę do Ciebie. Zobaczysz nic takiego się nie stanie.
- A jeśli nawet ty przeze mnie zginiesz?
- O czym ty mówisz? Tak łatwo nie da się tego zrobić, więc otwórz mi drzwi Syn. Daj sobie pomóc.
- Już i tak za dużo razy podawałaś mi pomocną dłoń.
- Więc i tym razem daj mi to zrobić. Tylko otwórz te drzwi.
- Nie mogę...
- Możesz, po prostu przekręć klucz.
- Ale to nie takie proste.
- Niby czemu? Wytłumacz mi.
- One nie są zamknięte na klucz tylko przez magię.
- Tak to je odwołaj. To tylko jedno słowo.
- Ale... Ja nie mam na...
- Syn nie daj się prosić. Od dwóch dni o to Cię wręcz błagam. Przynajmniej ten jeden raz zrób to co ja chcę.
                 Jeśli tak bardzo tego chce.. Nie poczekaj. Nie tylko ona tego chce. Ja też chcę je otworzyć, ale wcześniej nie miałam na to odwagi. To tak jakbym bała się nawet nie wiem czego. Chyba zaczyna mnie powoli coraz bardziej przerażać świat zewnętrzny. Jednak chyba czas to przerwać w tej chwili.
-Aperte*
                 Drzwi delikatnie się uchyliły i w tej samej chwili do pokoju wpadła kobieta. Dziś miała na sobie delikatnie szarą sukienkę do podłogi, rozpuszczone włosy.
- Jak ty wyglądasz. Pokaż mi się.
- N...
- Kochana nie ma sprzeciwu.
                 Podeszłą do mnie i zaczęła mi się uważnie przyglądać. Sama nie wiem czemu to zrobiłam, ale oparłam głowę o jej ciało.
- Tylko na chwilę.
                 Szepnęłam. Ona nic na to nie odpowiedziała. Zamknęłam oczy i w tym momencie poczułam, że nogi całkowicie przestały mnie słuchać. Chciałam więc otworzyć powieki, ale nawet to mi się nie udało. Powoli zaczęłam się zsuwać po kobiecie. Dalej już straciłam świadomość. Odpłynęłam.

*Aperte - łac. otwarcie


Witam!
Już na wstępie chcę przeprosić za tak bardzo, bardzo krótki rozdział. Tytuł chyba pierwszy raz tak bardzo pasuje jak i do rozdziału i notki pod nim. W końcu muszę przeprosić za to krótkie opowiadanie. Nie nawet chyba tego nie można go nazwać. Szczerze miałam już myśl żeby go nie wstawiać, bo w końcu mało jego jest. Ale stwierdziłam, że i tak coś muszę napisać, bo nie uprzedziłam o braku rozdziału wcześniej. Dlatego jest tak jakby jedna czwarta tego co miała być. Możliwe, że przez pierwsze kilka tygodni szkoły będą się dość chaotycznie pokazywać. Więc raczej sądzę, że warto aby czytelnicy czytali je jakoś na koniec tygodnia. Hmm... Dzisiejszy post chyba jest bardziej organizacyjny niż chciałam. No niestety nic z tym nie poradzę.
Pozdrawiam Syntry

wtorek, 1 września 2015

24. Do zobaczenia.

- Wypij to.
                 Poinstruowała mnie Call podając przy tym szklankę z zielono-szarą cieczą, która nie za miło wyglądała. Niechętnie wzięłam ją do ręki a później podniosłam do ust z zamiarem wypicia. Jednak zaraz ją wyprostowałam. Wygląd nie był apetyczny a zapach jeszcze bardziej. Było w nim coś za wzór kompostu, zgniłych jajek, duriana, ale jednostronnie nie można dopisać zapachu do żadnego z nich.
- Muszę to pić?
                 Zapytałam z nadzieją. Miałam małą prośbę, której nawet nie wymówiłam, że wcale ten napój nie jest potrzebny. Ale gdzieś w głębi wiedziałam, że i tak będę musiała to zrobić. Pewnie jest to nieuniknione, skoro cały ten zabieg potrzebował tyle czasu.
- Tak a później na dokładkę jeszcze to, to i to.
                 Wskazała na trzy szklanki, które stały na stoliku koło krzesła, na którym siedziałam. Żadna z cieczy w środku nich nie wyglądała apetycznie.
- Aż tak dużo? I pewnie wszystkie źle smakują.
- A czego się spodziewałaś?
- Sama nie wiem.
- Ehh... Dla Twojej wiadomości nie wszystkie eliksiry są smaczne i do tego ładnie wyglądają.
- Wiem - westchnęła. - Nie musisz mi o tym mówić. Ale zanim zaczniemy i tak muszę Ci podziękować teraz jak i później.
- Nie będziesz pamiętać.
                 Powiedziała i odwróciła się na pieńcie, by potem Wziąć do ręki jakieś notatki. Po chwili znowu wróciła do poprzedniego miejsca stania.
- Ciebie nie da się zapomnieć.
- Da się. Wszystko się da, a ty jesteś na to dowodem.
- Ja? Nie sądzę.
- Jak ty mało o sobie wiesz dziewczyno.
- No wiesz co. Ale możesz mi wszystko co... Będzie czy było?
- Pomyśl. Skoro się cofniesz to może być, ale nie musi. Ty zadecydujesz.
- Ale... Mniejsza z tym. Mam jeszcze jedną prośbę.
- Ostatnią mam nadzieję. Słucham Cię Syn.
- Jeśli wrócę tutaj i to w takich samych okolicznościach pokaż mi samej co może być. A znając siebie nawet jeśli tylko mi powiesz, to nie uwierzę. A wiem, że jesteś w stanie zrobić jeśli zechcesz. Proszę.
- To Twoja ostatnia prośba? - Na odpowiedź przytaknęłam głową. - Niech będzie. Ale skoro ty masz jedną to ja do Ciebie również. Następnym razem jak się spotkamy. I uprzedzam nie musi to być za pierwszym razem chcę widzieć ponownie Twój szczery uśmiech. Bez niego jesteś taka beznamiętna i bez życia.
- Postaram się.
- Wiem o tym, a teraz pij.
- A jeszcze jedno w jakim momencie swojego życia wrócę?
- Tego nie umiem określić. Twoja osoba to wyczuje. Pewnie tam gdzie wszystko się zaczęło. No pij już. Najlepiej na raz.
                 Tak jak powiedziała tak zrobiłam. Po kolei brałam szklanki, piłam z nich napój po czym odstawiałam na poprzednie miejsce. W tym samym momencie Call mówiła jakieś słowa w dziwnym języku. Nie umiem jednak go określić, choć czasem mogłam usłyszeć coś z łaciny, greki.
                 Kiedy skończyła mówić obraz przed oczami zaczynał mi się rozmazywać. Ostatnią rzeczą którą zobaczyłam to usta. Usta które mówiły niemo do zobaczenia. A po chwili była znowu pustka. Jednak tylko na chwilę. Zaraz ta pusta zaczynała się zmieniać. Dostały się tam barwy, a po chwili zarysowały się kontury, które też po czasie stały się wyraźne.
                 Teraz stałam na ścieżce usłanej kamieniami różnej wielkości. A ta ścieżka prowadziła do domu. Domu który jest tak mi bliski i znany. Na sam jego widok na twarz wpełznął mi uśmiech. 
                 Więc wszystko się udało. Całe szczęście.
                 Ruszyłam przed siebie. Chciałam zapukać i uścisnąć Jacka jak najmocniej się da. Z każdym krokiem jednak czułam jakby moje nogi były coraz cięższe a ciało stawało się coraz cięższe. Domagało się dużej ilości snu. 
                 Na całe szczęście udało mi się dojść do dużych wejściowych drzwi. Ostatkiem sił zapukałam do nich. A po chwili leżałam za zimnej ziemi. Oczy zamykały się same. Po chwili odpłynęłam.
***
- Obudź się już.
                 Pierwsze słowa, które do mnie dotarły to one.  Po chwili otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Czułam na policzkach coś mokrego. Były to łzy. 
- Co to było?
                 Nie dostałam odpowiedzi. Panowała cisza. Czułam, czułam ból w sercu. Życia które były koło mnie zniknęły. Przynajmniej tak to wyglądało. To była moja wina? Nie musiał mi nikt mówić. Wiedziałam że moja. To przeze mnie zginęli. Odebrałam im życie.
- Czemu?! Czemu to mnie spotyka?! Ja nie chwiałam aby oni zginęli! To prze zemnie oni... oni! Czy ja odbieram sobie sama wszystko co jest ważne dla mnie? Czemu tak jest? Ja nie chcę... Chcę być zwykła.
- Nie jesteś zwykła.
- Chcę być... nie chcę być taka jak jestem. Już wole zginąć...
                 Zamknęłam łzawiące oczy w dłoniach. Nawet kiedy poczułam, że ktoś mnie przytula nic nie zrobiłam. Moje serce wciąż boli. 
- Nie mów tak.
- Ale taka jest prawda.
- Pamiętasz co Ci powiedziałam?
- Kiedy?
- Wszystko co znaczyłaś może się stać ale nie musi. Ty decydujesz.
- Jak?
- Nie wiem. Ty sama musisz do tego dojść. Sama wszystko zmienić. Podobno jedna decyzja może dużo zmienić w życiu.
- Nie wiem jak to zrobić...
- Ja też nie. Przemyśl to na spokojnie. Zostawię Cię samą.
                 Po chwili uścisk zniknął. Zamiast niego usłyszałam kroki, a potem zamknięcie drzwi. Zostałam teraz już sama. Sama ze znienawidzoną sobą.




Witam wszystkich moich czytelników. Przepraszam za krótki rozdział. No niestety taki jest. Ale i tak mam nadzieję, że się wam spodoba. 
Pozdrawiam Syntry
Zapraszam również na ↓

wtorek, 25 sierpnia 2015

23. Dzieli mnie już tylko jedna noc.

                 Leżę z zamkniętymi oczami na zielonej trawie, opierając głowę na srebrnym futrze Naomi. Muszę przyznać, że byłaby bardzo wygodną poduszką. Jej sierść była puszysta i delikatna. Wręcz idealna poduszka - choć na moment, jednak nie na zawsze. Mimo tego nie chciałabym aby nią była. Wtedy byłaby taka nieżywa, cicha i spokojna. Nie to by nie pasowało do niej. Przyzwyczaiłam się do tego charakteru jaki ma. Dynamiczny, pełen energii wilk. Tak to bardziej do niej pasowała. Jednak czasem nawet ona jest w bezruchu zwłaszcza kiedy śpi. 
                 Powoli zrywał się delikatny wiatr, który tym samym wprawia drzewa w ruch a ich liście szumią w rytm melodii jedynie im znanym. Nie przeszkadza mi to. Przynajmniej nie ma pustej ciszy. Szczerze  w takim otoczeniu mogłabym leżeć godzinami. Mogłabym to powiedzieć ale teraz powoli zaczyna mi to przeszkadzać. Od tygodnia nie mam co robić. Spędzam czas przeważnie nie robiąc nic godnego uwagi. Jedynie zaszywam się w pokoju czytając obszerne tomy ksiąg, które przysłałam. Drugim wyjściem jest spędzanie czasu na świeżym powietrzu wraz z wilczycą. No zdarzy się też czasem, że teleportuje się na cmentarz i tam po przebywam.
                 Ostatnio uprzątnęłam niepotrzebne kwiaty, które zdążyły już wyschnąć. Zapaliłam ponownie świeczki, które już zgasły. Jednak mimo tego, że będę miała możliwość spotkania ponownie z nimi czuję się samotna. Bardzo samotna. Wiem też, że zawsze mogę wygadać się Call ale to nie to samo. To coś innego. Nie umiem określić dokładnie co to jest.
                 Z drugiej strony już nie chcę tak bardzo się narzucać Call. Robi dla mnie bardzo dużo, wręcz za dużo. Mimo niechęci na początku zgodziła się mi się pomóc dla świętego spokoju jak stwierdziła. Wiedziała jakie mogą być konsekwencje, ale zgodziła się. A tym samym jej osobisty wolny czas całkowicie zmalał, nie on zniknął. Teraz całymi dniami siedzi w jednym pokoju robiąc jakieś eliksiry, spisując notatki. Nawet proponowałam jej pomóc, ale stwierdziła, że zrobi to sama a ja nie mogę się wtrącać. Nic jej wtedy nie odpowiedział, zwyczajnie wyszłam bez słowa zostawiając ją samą w pokoju.
                 Wtedy kiedy to powiedziała poczułam złość a także bezsilność, że nic nie mogę zrobić. Jednak przełknęłam to. W końcu ona tak chciała, a ja jako gość powinnam się podporządkować. Tak zrobiłam, choć całkowicie nie było to w moim stylu, więc zaczęłam szukać zajęcia. Sama nie wiedziałam co nim może być. Szukałam dniami. Jednak nic nie znalazłam i wreszcie zrezygnowałam. Zaczęłam ograniczać godziny na czytaniu książek, aby te mnie pochłonęły. Niestety nawet to w końcu mi się znudziło. 
                 Później zaczęłam spędzać czas na dworze przeważnie z Nao. Ta pokazała mi niektóre rzeczy które można tu znaleźć. Od rzadkich leczniczych ziół, po takie jak staw z delikatnym wodospadem nad którym teraz leżymy. Miejsca były przyjemne do przebywania ale brakowało tutaj czegoś. Zawsze cicho i spokojnie, nikt nie przeszkadzał. Na początku było to miłe, ale z czasem stawało się coraz bardziej upierdliwe. Nic się nie działo, nikogo nie było ani nic nie przeszkadzało. Dla niektórych byłby to raj jednak nie dla mnie. Wolałam miejsca gdzie dzieje się dużo różności.
                 Przez te dni chyba najbardziej odczułam samotność i tęsknotę za fortepianem. Wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak mi tego brakuje. Ostatni raz grałam u Jack'a. Wtedy napełniło mnie szczęście. Nawet nie wiedziałam, że wszedł do pokoju. 
                 Uśmiechnęłam się pod nosem i podniosłam się do pozycji siedzącej. Nigdy bym nie sądziła, że wspomnienia mogą być takie kojące. Nie, choć i tak też można je nazwać. Bardziej sądzę, że miłe. Tak to odpowiednie stwierdzenie.
                 Spojrzałam w niebo, które powoli zaczynało ciemnieć. Westchnęłam. Powinnam już wracać, przynajmniej zajrzeć do jadalni. Mimo tego, że wiem, że kolacja już dawno się skończyła. Nawet nie miałabym ochoty jej jeść. Powoli się podniosłam, po czym spojrzałam na wciąż śpiącą Naomi. Była taka słodka, nie mogłam się oprzeć jej pogłaskać, więc uklęknęłam i to zrobiłam.
- Nao będę już się zbierać. Późno się robi.
                 Wilk jak na zawołanie otworzył oczy i podniósł się na czterech łapach. Ja zrobiłam to samo. Po chwili szłam wolnym krokiem a wilczyca odprowadzała mnie. Znów panowała cisza, przez to że wiatr zniknął.
***
                 Wychyliłam głowę aby spojrzeć czy ktoś jest w środku pokoju. Tak jak sądziłam był, dlatego weszłam cała. Od razu czując na sobie wzrok.
- Późno wróciłaś a ja czekałam od dobrych kilku minut.
- Nie musiałaś Call.
- Musiałam.
- Czyli coś się stało? Coś złego?
- Nie skądże, czemu od razu takie myśli? Nawet nie odpowiadaj. 
- Więc co się stało?
                 Dopytywałam się. Ta niewiedza coraz bardziej zżerała mnie od środka a ja chciałam wiedzieć.Tak bardzo nie lubię gdy czegoś nie wiem. Wtedy za wszelką ceną muszę się tego dowiedzieć.
- Wciąż jesteś pewna, że chcesz wrócić wstecz?
- Tak, oczywiście. W związku z tym nie zmienię zdania.
- Na sto procent?
- Nawet na tysiąc.
- No niestety. - Westchnęła. - Skoro tak bardzo chcesz, chciałam powiedzieć że skończyłam wszystko co było potrzebne do tego.
- Naprawdę?
- Tak.
- Więc kiedy mogę się cofnąć?
- Mogłabyś nawet dzisiaj.
- Mogę?
- Nie, nie dzisiaj. Jutro z rana będę mogła to zrobić. - Wstała i zaczęła iść w stronę drzwi. - Pierw muszę odpocząć i tobie też radzę to zrobić.
                 Szybkim krokiem do niej podeszłam i przytuliłam. Jestem jej tak bardzo wdzięczna. Nie umiem nawet jak bardzo. To... To jakby moje spełnienie marzeń.
- Dziękuje.
- Nie masz za co. Teraz idź, chcę iść już spać.
- Na pewno?
- Tak. Dobranoc.
- Dobranoc.
                 Chwilę później zniknęła za ścianą. Sama też udałam się do pokoju ze szczerym uśmiechem na twarzy. Tak bardzo się ciesze z tego co będzie. Wreszcie może wszystko mi się uda ułożyć. Może wreszcie wrócę i będę na właściwym miejscu. Do tego dzieli mnie już tylko jedna noc.
                 Gdy znalazłam się w pomieszczeniu od razu rzuciłam simę na łóżko. Miałam ochotę krzyczeć na całe gardło ze szczęścia. Nigdy przenigdy nie odwdzięczę się Call za to co robi. Będę jej dłużna całe życie.
***
                 Gdy wstała na dworze świeciło już słońce. Szybko wstałam nie chciałam się wylegiwać. To wreszcie dzisiaj. Szybko zabrałam pierwszą lepszą sukienkę i prawie biegiem wpadłam do łazienki na szybki prysznic. Po którym zeszłam do jadalni aby coś zjeść. Tam tak samo jak wczoraj siedziała Call.
- Wyspałaś się?
- Jak nigdy. - Powiedziałam szczęśliwa. - A ty?
- Całkiem dobrze. Wciąż jesteś pewna tego co chcesz zrobić?
- Tak i to bardzo.
- Niech będzie. Jedz szybko i choć.
                 Zabrałam się za jedzenie a gdy skończyłam kobieta wstała. Ruchem ręki wskazała abym poszła za nią. 


Witam. 
Tak wiem rozdział strasznie, krótki. Przepraszam. Wybaczycie mi? Mam nadzieje, że tak. Ostatnio zauważyłam, że coraz więcej osób mnie opuszcza na tym blogu. Chyba przestane go pisać - przynajmniej takie miałam myśli ostatnimi dniami, Ale. Właśnie ale tek nie zrobię. Ze względu na jedną osobę i ta osoba powinna być z siebie dumna.  Chodzi mi tu o Panią Anonimową. Jak dobrze pamiętam Panią Ole. Jeśli źle zapamiętałam upomnij mnie, bo nie jestem pewna. Chyba jako jedyna wchodzi tutaj i komentuje pod rozdziałami jako jedyna osoba. Dzięki, przynajmniej ktoś został. 
Pozdrawiam Syntry

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

22. Dla świętego spokoju.

Słońce. Pukanie do drzwi. A zaraz po tym ból.
                 To chyba trzy pierwsze rzeczy, które poczułam i usłyszałam zaraz po obudzeniu się. Plecy mnie strasznie bolały. Nie ma co się dziwić zasnęłam wczoraj na podłodze. I teraz mam konsekwencje swojego czynu. Ale nie wiedziałam przecież, że tak szybko zasnę po pogrzebach. Myślałam, że będę miała problemy z zaśnięciem albo po prostu nie będę spała całą noc. A tu jest inaczej. Trochę wyładowałam emocje dzięki łzą a później nadzwyczaj na świecie zasnęłam jak małe dziecko.
- Hej Syn wstawaj. Śniadanie na Ciebie czekać.
                 Westchnęłam. Nic się nie zmieniło od mojego ostatniego dnia tutaj. Jak zwykle wesoła atmosfera. Call zachowuje się normalnie jakby nic się nie stało. Hmm... a może ona o niczym nie wie. No bo skąd skoro nie wychodzi poza obrzeża lasu. Jednak nawet jeśli tak jest nie przeszkadza mi to. Przynajmniej tutaj będę mogła w spokoju poszukać informacji.
- Już zaraz schodzę.
                 Muszę wziąć szybki prysznic na orzeźwienie. Z tą myślą biorę z komody pierwszą lepszą bluzkę i jakieś spodenki a do tego czarną bieliznę, po czym otwieram drzwi, które znajdują się koło komody. Zapewne gdyby nie to, że już wcześniej tu byłam nie wiedziałabym że znajduje się tu łazienka. Drzwi zostały starannie zatuszowane. Nie różnią się w ogóle od ścian. Zdradza jej jednak mała pustka między poszczególnymi elementami.
                 Gdy jestem w łazience od razu zrzucam z siebie ubrania. Natomiast nowe kładę na półce zaraz koło prysznica, do którego wchodzę. Odkręcam wodę. Zimne krople wody od razu spływają po moim ciele. Nie przeszkadza mi taka temperatura wody, Dzięki temu, że jest taka a nie inna jest taka odprężająca i dająca wrażenie, że niepotrzebne myśli spływają po mnie razem z przezroczystą cieczą.
                 Wychodzę spod prysznica od razu otulając się czarnym ręcznikiem, który wisiał na ścianie. Zatrzymuję się w miejscu, jakbym nie wiedziała co zrobić. Dopiero po chwili zaczynam wycierać skórę z pozostałych kropli. Gdy kończę wyciągam rękę po ubrania, które zaraz nakładam.
                 Od razu po wyjściu z pokoju skierowałam się do jadalni gdzie już siedziała Call. Jakby nie zważając na to usiadłam na wolnym miejscu i zabrałam się za jedzenie. Czułam, że chce się czegoś dowiedzieć, ale chyba najwidoczniej nie wie jak o to zapytać. Dla mnie nawet lepiej nie będę musiała odpowiadać. Szybo kończę zaczętą kromkę chleba, po czym po prostu wstaję.
- Poczekaj. Chcę coś wiedzieć.
                 A już myślałam, że uda mi się uciec. Niestety wszystko nie idzie po mojej myśli. Wzdycham lekko i znów siadam na krześle.
- Co chcesz wiedzieć?
- Czemu wróciłaś dopiero teraz?
- Po prostu potrzebowałam teraz cichego miejsca po tych wszystkich wydarzeniach.
- Jakich?
- Tak jak sadziłam o niczym nie wiesz. Wróciłam po pogrzebie rodziców. Zginęli. Gdy byłam już przed domem wszystko się kończył. Wokół były jedynie trupy zmarłych ludzi. Co najgorsze w tym wszystkim Octavia zginęła na moich rękach. Nie mogłam nic zrobić.
- To nie...
- Nie mów tak. Przecież wiem, że moja. Wtedy na pogrzebie wpadłam na pomysł wskrzeszenia ich...
- Nawet najwyższa bogini tego by nie potrafiła.
- Albo zmienić czas. Powrócić do przeszłości i postąpić inaczej. Tak aby wszystko potoczyło się inaczej.
                 Call wstała z miejsca i zaczęła powoli chodzić wciąż wpatrując się we mnie. Myślała, ale nie wiem nad czym.
- Wiesz pomogłabym Ci, ale nie mogę tak roztropnie używać magi, która... - Zatrzymała się. Na jej twarzy pojawił się prawie niewidoczny grymas, jakby ugryzła się w język, żeby nie powiedzieć za dużo. - I znowu zamiast Ciebie mówię ja. Ta twoja osobowość.
- Ale ja nic nie robię.
- Robisz. Może o tym nie wiesz, ale nawet nieświadomie kierujesz ludźmi. Gdybyś tylko umiała z tego korzystać.
- Może. A to co mówiłaś...
- Za dużo powiedziałam. Najlepiej jakbyś o tym zapomniała. Nie powinnam tego mówić, nawet jeśli byłoby to ważne.
- Moim zdaniem było to bardzo ważne.
- Koniec. Po prostu koniec. Idź tam gdzie miałaś iść.
- Ale...
- Koniec dyskusji. Idź już.
- Niech będzie.
                 Niechętnie wstałam i wyszłam z pomieszczenia. Podążyłam do pokoju, aby wszystko przemyśleć całą tą rozmowę. Dzięki niej dowiedziałam się trochę. Wiem że mogę wrócić do przeszłości. Teraz tylko muszę jakoś podpuścić Call, aby mi w tym pomogła. Tylko pytanie jak to zrobić. Nie sądzę, że jak gdyby nigdy nic mi to zaproponowała. To nie leży w jej naturze. Zwłaszcza gdy chodzi o coś takiego. Muszę wymyślić genialny plan, który pomoże mi dojść do celu. A może wybrać drugie wyjście działać spontanicznie. Tak to chyba lepiej mi wychodzi. Najlepiej wszystko postawić na jedną niewiadomą kartę.
                 Miałam już otwierać drzwi kiedy się rozmyśliłam. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam iść do pomieszczenia gdzie Opiekunka lasu przebywała najczęściej. Z każdym krokiem byłam mniej pewna czy ta nieprzemyślana decyzja jest odpowiednia. Jednak ona mogła też być tą właściwą. Przecież nic nie tracę.
                 Gdy dotarłam na miejsce, zapukałam raz - tak dla pewności i otworzyłam drzwi. Call siedziała w starym fotelu niedaleko kominka a w ręku trzymała książkę. Na stoliku obok niej stał kieliszek z napełnionym do połowy czerwonym winem. Zapewne jej ulubiony. Była tak pochłonięta lekturą, że nawet nie zwróciła uwagi na to, że weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
                 Przelotnie rozejrzałam się przestrzeni. Nic się nie zmieniła. Ściany zdobiły obrazy. Przeważnie krajobrazów ale zalazły się też portrety. Jak już kiedyś się dowiedziałam to była bliska rodzina Call. Została zabita dlatego, że się przeciwstawiła Eliroth'owi. Nie chciała uczestniczyć w jego ambicjach nad sprawowaniem władzy. Ten słysząc sprzeciw zabił ich, jedynie Call zostawił w spokoju. Miał nadzieje, że ta będzie taka sama jak ona i dlatego zabrał ją ze sobą. Przynajmniej wtedy mu się wydawało. Ona jednak przy pierwszym wolniejszym miejscu uciekła. Co prawda kiedyś podobno myślała o zemście, ale znalazła coś co ją potrzebowało i dlatego odstawiła ją na ostatni plan.
                 Westchnęłam i podeszłam do kobiety. Gdy byłam już za nią spojrzałam przez ramię co czyta. Przeczytałam kilka linijek tekstu, ale nie kojarzyłam jego z jakimś dokładnym tytułem. 
- Co czytasz?
- Książkę o dawnym stosowaniu magi. - Uśmiechnęłam się. Mówi do mnie a nawet nie skapnęła się, że tu jesteś. - Poczekaj, skąd ty tutaj?
- Weszłam przez drzwi już jakiś dobre kilka minut temu.
- Nawet Cię nie usłyszałam.
- Byłaś za bardzo pochłonięta książką. Jednak ciągle mnie dziwi, że nie przyzwyczaiłaś się do czyjeś obecności tutaj.
- Ostatnia osoba, która tu była to jesteś Ty. Nikogo innego przeważnie tu nie ma. A tak właściwie po co przyszłaś?
- Tak sobie myślałam o naszej niedawnej rozmowie i doszłam do wniosku. 
- Już się można bać. Na co wpadłaś?
- Skoro umiesz i wiesz dużo, to mam jedno pytanie. Jak można zmienić czas?
- Kochana gdyby tak łatwo było każdy by chciał.  Ale musisz wiedzieć, że czasu nie można zmienić bez kompilacji.
- Mogą one być, nie przeszkadza mi to. Tylko trzeba znaleźć kogoś kto potrafi to robić.
                 Hmm... Ciekawe czy się da na to złapie. Oby. Inaczej będę musiała znaleźć inny sposób, aby to zrobiła. Wnioskując z tego co wcześniej powiedziała jest w stanie to zrobić. Jednak pierw muszę ją przekonać, no albo podpuścić.
- Daleko nie trzeba szukać.
                 Mruknęła jakby do siebie a jakby do mnie. Dla mnie był już to znak, że może to dla mnie zrobić.
- Ohh.. naprawdę a kto to?
- Idiotka.
- Nie jestem nią.
- Jesteś przynajmniej w małym stopniu.
- Czemu?
- A musi być powód? Nie - Odpowiedziała zamiast mnie, jednak wolałam to przemilczeć. - I czemu zawsze musisz mi przeszkadzać?
- Ja? Przeszkadzać? Nic takiego nie robię.
- Dobra czego chcesz?
- A muszę przyjść z jakiegoś powodu?
- Znając Ciebie to tak.
- To zabolało. - Powiedziałam, po czym teatralnie złapałam się dłońmi w okolicach sercach. - A wracając do wcześniejszej rozmowy w jadalni...
- Wiedziałam, że coś chciałaś. Słucham?
- No skoro nie chcesz mi pomóc muszę zrobić to sama. Jednak nie mam odpowiednich ksiąg, żeby czegokolwiek się dowiedziała o przeszłości.
- I zapewne chcesz żebym jakieś ci dała.
- Otóż to.
- Mimo że się dowiesz i tak nie będziesz potrafiła tego wykorzystać.
- Czemu?
- Czy ty musisz tak dużo zadawać pytań? Oczywiście, w końcu to Ty Syntry. A wracając to nie jest jakaś tam zwykła magia, którą na co dzień się wykorzystuje. Nie da się tak łatwo jej nauczyć.
- Ale Ty ją umiesz.
- Możliwe.
- Więc możesz mi pokazać jak to się robi.
- Oj kochaniutka ja się chyba źle wyraziłam. Jej się nie da nauczyć. Ona musi być.
- Oj tam. Zawsze warto spróbować. Nauczysz mnie?
- Nie.
- No proszę.
- Nie, nie, nie.
- Oj no wiesz co.
- Tak wiem.
- Naucz mnie jej.
- Nie muszę.
- Ale ja tak ślicznie proszę.
- Odmawiam.
- Bardzo ślicznie, prześlicznie proszę Cię Call.
- Nie nauczę Ci jej i nie przerywaj. Dla świętego spokoju i uśmiechu, po prostu to zrobię. A gdy spotkamy się ponownie i tak nie będziesz mnie pamiętać.
- Ciebie zawsze będę...
- Nie będziesz. Ty panno Black nie rozumiesz.
- Czego?
                 Zapytałam zdziwiona. Naprawdę jej nie rozumiem. Jak mogłabym zapomnieć o kimś takim jak Call. Przecież to w ogóle nie możliwe. Nie mogłabym tego zrobić z wielu powodów. Po pierwsze stała się całkiem ważną osobą w moim życiu. Zyskała sobie moje zaufanie, które jest mi ciężko komuś podarować. A jej się udało. Po drugie jak można zapomnieć o kimś kto ma ważną funkcję na tym świecie. A do tego jest niezwykle inteligentna i zdolna. Choć to nie zmienia faktu, że lubię się z nią drażnić lub przekomarzać. Nawet jeśli jest o wiele starsza ode mnie.
- Mówiłam, że ta magia ma skutki uboczne. 
- No tak wspominałaś coś o tym.
- To jeden z nich. Jako osoba na którą będzie miał wpływ działania zwyczajnie zapomnisz o tym co się stało od chwili, w której się znajdziesz po cofnięciu. Za to ja jako osoba, która z niej korzysta nic się dla mnie nie zmieni. Po prostu trochę się odmłodzę mnie, Ciebie jak i innym ludziom. A Ci co zginęli, jak w Twoim wypadku rodzice będą wciąż żywi. Dlaczego? W końcu nie w tamtym czasie umarli. Ale przyszłość zawsze może się powtórzyć albo zmienić. To już będzie zależeć od Ciebie.
- A co ze zwierzętami? Co się stanie z Naomi?
- Spokojnie nic się takiego nie stanie. Tak jak ludzie odmłodnieje o ten czas w tył. Można by powiedzieć, że zapomni o Tobie. Ale zapachy, doznania które przeżyła teraz w razie cofnięcia się zostaną. Czyli jeśli się spotkacie za pewnie na początku będzie nie ufna jak to zwierzę. A później gdy przypomni Twój zapach jej wspomnienia wrócą. 
- A moje?
- Twoje niestety nie. Chyba że ktoś Ci pokaże. Rozumiesz?
- Tak.
- Wciąż chcesz to zrobić?
- Z całą pewnością.
- Później nie będzie odwrotu.
- Wiem. - Uśmiechnęłam się. - Nie zmienię zdania. Chcę postarać się zmienić to co się stało.
- To Twoje ostatnie słowo jak mam rozumieć. Nie musisz odpowiadać. Wiem, powiedziałam zrobi to dla świętego spokoju.- Dziękuje.
- Za wcześnie na te słowa.
- Nic nie szkodzi.
- Idź już. Zajmę się wszystkim tylko mi nie przeszkadzaj przez jakiś czas. A teraz idź gdzieś.
                 Bez słowa sprzeciwu wyszłam z pomieszczenia aby dać jej spokój.


Witam!
Oto i 22 rozdział. Jednak nie skończyłam przeszłości w tym rozdziale. Wciąż zobaczę ile będzie z nią rozdziałów. No to na tyle. Kończę tak szybko, bo trochę się spieszę.
Pozdrawiam Syntry