wtorek, 1 września 2015

24. Do zobaczenia.

- Wypij to.
                 Poinstruowała mnie Call podając przy tym szklankę z zielono-szarą cieczą, która nie za miło wyglądała. Niechętnie wzięłam ją do ręki a później podniosłam do ust z zamiarem wypicia. Jednak zaraz ją wyprostowałam. Wygląd nie był apetyczny a zapach jeszcze bardziej. Było w nim coś za wzór kompostu, zgniłych jajek, duriana, ale jednostronnie nie można dopisać zapachu do żadnego z nich.
- Muszę to pić?
                 Zapytałam z nadzieją. Miałam małą prośbę, której nawet nie wymówiłam, że wcale ten napój nie jest potrzebny. Ale gdzieś w głębi wiedziałam, że i tak będę musiała to zrobić. Pewnie jest to nieuniknione, skoro cały ten zabieg potrzebował tyle czasu.
- Tak a później na dokładkę jeszcze to, to i to.
                 Wskazała na trzy szklanki, które stały na stoliku koło krzesła, na którym siedziałam. Żadna z cieczy w środku nich nie wyglądała apetycznie.
- Aż tak dużo? I pewnie wszystkie źle smakują.
- A czego się spodziewałaś?
- Sama nie wiem.
- Ehh... Dla Twojej wiadomości nie wszystkie eliksiry są smaczne i do tego ładnie wyglądają.
- Wiem - westchnęła. - Nie musisz mi o tym mówić. Ale zanim zaczniemy i tak muszę Ci podziękować teraz jak i później.
- Nie będziesz pamiętać.
                 Powiedziała i odwróciła się na pieńcie, by potem Wziąć do ręki jakieś notatki. Po chwili znowu wróciła do poprzedniego miejsca stania.
- Ciebie nie da się zapomnieć.
- Da się. Wszystko się da, a ty jesteś na to dowodem.
- Ja? Nie sądzę.
- Jak ty mało o sobie wiesz dziewczyno.
- No wiesz co. Ale możesz mi wszystko co... Będzie czy było?
- Pomyśl. Skoro się cofniesz to może być, ale nie musi. Ty zadecydujesz.
- Ale... Mniejsza z tym. Mam jeszcze jedną prośbę.
- Ostatnią mam nadzieję. Słucham Cię Syn.
- Jeśli wrócę tutaj i to w takich samych okolicznościach pokaż mi samej co może być. A znając siebie nawet jeśli tylko mi powiesz, to nie uwierzę. A wiem, że jesteś w stanie zrobić jeśli zechcesz. Proszę.
- To Twoja ostatnia prośba? - Na odpowiedź przytaknęłam głową. - Niech będzie. Ale skoro ty masz jedną to ja do Ciebie również. Następnym razem jak się spotkamy. I uprzedzam nie musi to być za pierwszym razem chcę widzieć ponownie Twój szczery uśmiech. Bez niego jesteś taka beznamiętna i bez życia.
- Postaram się.
- Wiem o tym, a teraz pij.
- A jeszcze jedno w jakim momencie swojego życia wrócę?
- Tego nie umiem określić. Twoja osoba to wyczuje. Pewnie tam gdzie wszystko się zaczęło. No pij już. Najlepiej na raz.
                 Tak jak powiedziała tak zrobiłam. Po kolei brałam szklanki, piłam z nich napój po czym odstawiałam na poprzednie miejsce. W tym samym momencie Call mówiła jakieś słowa w dziwnym języku. Nie umiem jednak go określić, choć czasem mogłam usłyszeć coś z łaciny, greki.
                 Kiedy skończyła mówić obraz przed oczami zaczynał mi się rozmazywać. Ostatnią rzeczą którą zobaczyłam to usta. Usta które mówiły niemo do zobaczenia. A po chwili była znowu pustka. Jednak tylko na chwilę. Zaraz ta pusta zaczynała się zmieniać. Dostały się tam barwy, a po chwili zarysowały się kontury, które też po czasie stały się wyraźne.
                 Teraz stałam na ścieżce usłanej kamieniami różnej wielkości. A ta ścieżka prowadziła do domu. Domu który jest tak mi bliski i znany. Na sam jego widok na twarz wpełznął mi uśmiech. 
                 Więc wszystko się udało. Całe szczęście.
                 Ruszyłam przed siebie. Chciałam zapukać i uścisnąć Jacka jak najmocniej się da. Z każdym krokiem jednak czułam jakby moje nogi były coraz cięższe a ciało stawało się coraz cięższe. Domagało się dużej ilości snu. 
                 Na całe szczęście udało mi się dojść do dużych wejściowych drzwi. Ostatkiem sił zapukałam do nich. A po chwili leżałam za zimnej ziemi. Oczy zamykały się same. Po chwili odpłynęłam.
***
- Obudź się już.
                 Pierwsze słowa, które do mnie dotarły to one.  Po chwili otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Czułam na policzkach coś mokrego. Były to łzy. 
- Co to było?
                 Nie dostałam odpowiedzi. Panowała cisza. Czułam, czułam ból w sercu. Życia które były koło mnie zniknęły. Przynajmniej tak to wyglądało. To była moja wina? Nie musiał mi nikt mówić. Wiedziałam że moja. To przeze mnie zginęli. Odebrałam im życie.
- Czemu?! Czemu to mnie spotyka?! Ja nie chwiałam aby oni zginęli! To prze zemnie oni... oni! Czy ja odbieram sobie sama wszystko co jest ważne dla mnie? Czemu tak jest? Ja nie chcę... Chcę być zwykła.
- Nie jesteś zwykła.
- Chcę być... nie chcę być taka jak jestem. Już wole zginąć...
                 Zamknęłam łzawiące oczy w dłoniach. Nawet kiedy poczułam, że ktoś mnie przytula nic nie zrobiłam. Moje serce wciąż boli. 
- Nie mów tak.
- Ale taka jest prawda.
- Pamiętasz co Ci powiedziałam?
- Kiedy?
- Wszystko co znaczyłaś może się stać ale nie musi. Ty decydujesz.
- Jak?
- Nie wiem. Ty sama musisz do tego dojść. Sama wszystko zmienić. Podobno jedna decyzja może dużo zmienić w życiu.
- Nie wiem jak to zrobić...
- Ja też nie. Przemyśl to na spokojnie. Zostawię Cię samą.
                 Po chwili uścisk zniknął. Zamiast niego usłyszałam kroki, a potem zamknięcie drzwi. Zostałam teraz już sama. Sama ze znienawidzoną sobą.




Witam wszystkich moich czytelników. Przepraszam za krótki rozdział. No niestety taki jest. Ale i tak mam nadzieję, że się wam spodoba. 
Pozdrawiam Syntry
Zapraszam również na ↓

1 komentarz:

  1. Tak masz rację , jest krótki :D ale mi się podoba ;)

    OdpowiedzUsuń