wtorek, 29 września 2015

27. Czas rozmyślań

                 Siedzę na łóżku choć jeszcze niedawno na nim spalam. Muszę przyznać ze jest wygodne ale i tak nie wiem gdzie jestem. Opieram się plecami o zagłowię łóżka patrząc w jeden punkt na drzwiach. Czekam, nie wiem na co. Po prostu siedzę i mam nadzieje ze ktoś wreszcie tu przyjdzie i powie mi jak się tu znalazłam. Nie pamiętam za bardzo ostatniego dnia. Jedynie po nim zostały mi delikatnie prawie niezauważalne blizny od ran. Pewnie i te za jakiś czas znikną. Z chęcią wstałabym i się gdzieś przeszła, ale czuje że to nie jest na razie w moich silach. Pieczęć wciąż zbyt dużo energii ze mnie wysysa.
                 Za szybko się pojawiła. Za szybko się rozprzestrzeniła. Za szybko zabrała mi siły. Za szybko dała się we znać. Tak dużo jest rzeczy które za szybko się wydarzają a ja nawet nie mam na to wpływu. Po prostu to się dzieje. Niekiedy są przydatne, ale w tym przypadku są dla mnie kompletną porażką. Za szybko to się dzieje. Za szybko mogę stracić życie.
                 Jestem dziwna. Nie boje się że umrę, bo to i tak się musi zdarzyć. Boję się tego że nic z tym nie zrobiłam. Mimo że miałam do tego tyle okazji. A ja przez ten cały czas uciekałam jak zwierzą z podwiniętym ogonem. Czasem zastanawiam się, czym ludzie różnią się od zwierząt. Może co prawda z wyglądu tak, ale z zachowania nie zawsze.
                 Nie żeby coś ale czas przed śmiercią jest chyba jednym z najlepszych czasów do rozmyślań. Możesz wtedy wszystko z siebie wyrzucić. Możesz przypomnieć sobie to wszystko co chcesz a niekiedy nawet tego czego nie chcesz. W końcu życie ma tyle pięknych chwil a zarazem tyle trudnych i brutalnych. Jednak bez nich życie nie byłoby takie piękne.
                 Każde zdarzenie, chwila miało jakieś znaczenie. Nie zawsze jakieś wielkie ale zawsze pouczające. To na własnych przeszkodach najwięcej się uczymy. To one dają nam nauki do końca życie.
Jednak ja wciąż mam niedosyt. Wciąż chcę coś zrobić. Zmienić. Co prawda świata nie zmienię. Nie da się go zmienić i tak już zostanie, ale można próbować zmieniać ludzi, otaczające nas życie. Jednak nie na takie sztuczne, lecz takie które jest prawdziwe.
                 Wiecie czemu ludzie są sztuczni. Nieważne jakie są to lata zawsze tacy się znajdą i zawsze będą. Ludzie którzy nie są sobą boją się pokazać siebie, swoich osobowości. Jednak tak nie znajdzie się swoich przyjaciół. Warto być sobą. Bo tylko jak jest się sobą ludzie mogą cię poznać naprawdę.
                 W tym momencie uświadamiam sobie że wszystko co myślę dotyczy mnie. Ja naprawdę bałam się, nie boję się sama siebie. Nie umiałam wcześniej zrozumieć mojego toku myślenia. Dopiero śmierć pokazuje mi na oczy, że wydarzenia z przeszłości strasznie się na mnie odbiły. To one spowodowały że teraz boje się swojej osobowości, choć ta przez całe kilkanaście lat się dobija na swoje miejsce. Aż trudno uwierzyć w to, że tyle czasu spędziłam ukrywając siebie. To straszne.
                 Wiem że to wszystko sprzed lat jest moją winą, i to ja jestem winna.... Nie! Mimo że teraz to czas przemyśleń nie chcę tego wspominać. Najlepiej jakby w ogóle ono zniknęło z mojej pamięci. Wtedy może tak bardzo się bym nie bała. Jednak czasu się nie zmieni. Niestety. Dalej będę żyć z tą myślą. Nic tego nie zmieni. A ja muszę o zaakceptować.
                 Moje rozmyślenia przerywa to, że słyszę delikatny szum wody. Instynktownie rozglądam się po pokoju. Jak zwykle niczego nie widzę, wróć jej. Pewnie zaraz się pojawi a ja dopiera zauważę to wtedy kiedy się odezwie. Tak jak to było ostatnim razem.
- Wreszcie wróciłaś, choć w jeszcze gorszym stanie niż byłaś.
                 Od razu odwracam głowę w stronę słyszanego głosu. Nie dziwi mnie to co zobaczyłam. Na rogu łóżka siedzi malutka wróżka. Dla innych niezwykła istota, tak to prawda. Jest nią. Jednak ja do nadzwyczajnych rzeczy już dawno się przyzwyczaiłam. Miałam w końcu z nimi wiele styczności w dzieciństwie. Jednak kiedy pierwszy raz jakieś nowe poznaje wciąż zostaje ciekawość. Ta co zawsze.
- Nie moja wina.
- Tak oczywiście. A powiedz mi czy ja wyglądam na taką, która jest głupia?
- Nie potrafię tego określić.
- Niech będzie, że uznam tą odpowiedź. Co Cię sprowadziło żebyś wreszcie wróciła?
- Na pewno nie ja Ari.
- Ahh... Czyli to Call.
- Skąd?
- A myślisz, że co ja przez ten cały czas robiłam. Stałam w miejscu czekając aż wrócisz? Przykro mi, ale to nieprawda. Cały czas się obserwowałam.
- Mogłam się spodziewać.
- Oczywiście, że mogłaś. Jednak ty o tym nawet nie pomyślałaś. - Zatrzymała się na chwile, po czym, spojrzała za siebie. - Ktoś do Ciebie idzie. Zobaczymy się za niedługo.
- Zaczekaj.
                 Nawet nie zwróciła na moje słowo uwagi. Po prostu zniknęła tak szybko jak się pokazała. Westchnęłam i znów zostałam sama. Ponownie spojrzałam i utkwiłam wzrok w drzwiach. I te za jakiś czas się otworzyły. 
                 W progu drzwi stała Call w długiej szarawej sukni, która odkrywała jej ramiona. Na jej twarzy widniał delikatny uśmiech.
- Już wstałaś? Cieszę się. - Dalej milczałam, nie miałam co jej odpowiedzieć. W końcu sama sobie odpowiedziała. - Jak się czujesz?
                 Spytała idąc w stronę fotela który stał niedaleko łoża a koło stolika. Po chwili usiadła na nim. Wzrok utkwiła w moich oczach. Wydawało mi się że czegoś tam szuka. Jednak niczego tam nie znajdzie. Nic już w nich nie ma od długiego czasu.
- Głupie pytanie. - Oparłam, ale widząc jej wciąż dopytujący wzrok dodałam. - Bywało lepiej. Zawsze było lepiej niż teraz pomijając niektóre dni. Jednak teraz to już kompletny bezsens. Mogę powiedzieć, że jestem żywym trupem. Choć nie nie mogę. Moje serce wciąż bije, do jakiegoś czasu. Za niedługo przestanie a wtedy umrę.
- Mimo że jesteś mądra to i tak głupia. Nie mogliśmy zdjąć pieczęci gdy byłaś nieprzytomna.
- My?
- Tak my. Dobrze usłyszałaś. A wracając do tego co mówiłam wcześniej. Nie mogliśmy. Musieliśmy czekać aż się obudzisz. Niestety do zdjęcia tak uporczywej i groźnej pieczęci potrzebna jesteś Ty z podświadomością a nie w trakcie snu. 
- A jeśli ja nie chce jej zdejmować? Jeśli chcę umrzeć.
- Nie rozśmieszaj mnie. 
- Mogę przecież decydować o sobie.
- W praktyce niby tak, ale w prawie jeszcze nie. Musisz skończyć odpowiedni rok życia. A ta decyzja o Twoim życiu została podjęta już za Ciebie. Nie masz nic do powiedzenia.
- Gdyby nie to że nie mam siły byłabym tym niezwykle wkurzona. I pewnie kłóciłabym się o to.
- Jednak jest inaczej. Zostałaś już postawiona przez decyzją podjętą. Teraz potrzebna jest nam twoja chęć pozbycia się jej.
- Widzę że chyba nie mam wyboru co do tego.
- Tak prawda. Zdecyduj się kiedy chcesz. Jak coś daj znać. - Wstała i znów udała się w stronę drzwi. Po chwili je otworzyła i wyszła. Na chwilę jeszcze się wróciła by powiedzieć. - A ktoś chce się z Tobą zobaczyć. Pewnie przyjdzie jak się dowie, że się obudziłaś.
                 Po tych słowach już na prawdę zniknęła za drzwiami i się nie wróciła. Westchnęłam po raz kolejny w tym dniu. Chyba nie mam już prawa decydować o swoim życiu. Po pierwsze kiedy mogłam? Co prawda robiłam to co chcę, podejmowałam sama decyzje ale nigdy nie miałam prawa decydować o swoim życiu. Zawsze to ktoś ingerował w moje życie. Tak samo jak teraz.
                 Zastanawiam czy nie łatwiej poczekać do dnia mojej śmierci. Jednak jest to tylko ucieczka od moich problemów. Nikt tego za mnie nie rozwiąże. Sama to muszę zrobić. Nawet jeśli to znaczy, że muszę dalej egzystować na tym świecie.


Witam.
Przepraszam że tak późno wstawione. Mimo to mam nadzieję że się podobało. A i jeszcze jak są błędy to tez przepraszam. Ehh... Masakra. Szkoła już trwa prawie cztery tygodnie. A ja głupia chcę jeszcze dołożyć sobie kurs rysunku architektonicznego w piątki, który trwa cztery godziny. Wciąż się zastanawiam i nie wiem co zrobić. Ale mniejsza z tym, sama muszę podjąć tę decyzje.
Pozdrawiam Syntry

1 komentarz:

  1. Jeśli uważasz , że dasz sobie z tym radę , to czemu nie ? :D a co do rozdziału to bardzo ciekawy . Jestem ciekawa kto odwiedzi Syn i czy zdecyduje się na zdjęcie pieczęci ;) -ola

    OdpowiedzUsuń