wtorek, 29 września 2015

27. Czas rozmyślań

                 Siedzę na łóżku choć jeszcze niedawno na nim spalam. Muszę przyznać ze jest wygodne ale i tak nie wiem gdzie jestem. Opieram się plecami o zagłowię łóżka patrząc w jeden punkt na drzwiach. Czekam, nie wiem na co. Po prostu siedzę i mam nadzieje ze ktoś wreszcie tu przyjdzie i powie mi jak się tu znalazłam. Nie pamiętam za bardzo ostatniego dnia. Jedynie po nim zostały mi delikatnie prawie niezauważalne blizny od ran. Pewnie i te za jakiś czas znikną. Z chęcią wstałabym i się gdzieś przeszła, ale czuje że to nie jest na razie w moich silach. Pieczęć wciąż zbyt dużo energii ze mnie wysysa.
                 Za szybko się pojawiła. Za szybko się rozprzestrzeniła. Za szybko zabrała mi siły. Za szybko dała się we znać. Tak dużo jest rzeczy które za szybko się wydarzają a ja nawet nie mam na to wpływu. Po prostu to się dzieje. Niekiedy są przydatne, ale w tym przypadku są dla mnie kompletną porażką. Za szybko to się dzieje. Za szybko mogę stracić życie.
                 Jestem dziwna. Nie boje się że umrę, bo to i tak się musi zdarzyć. Boję się tego że nic z tym nie zrobiłam. Mimo że miałam do tego tyle okazji. A ja przez ten cały czas uciekałam jak zwierzą z podwiniętym ogonem. Czasem zastanawiam się, czym ludzie różnią się od zwierząt. Może co prawda z wyglądu tak, ale z zachowania nie zawsze.
                 Nie żeby coś ale czas przed śmiercią jest chyba jednym z najlepszych czasów do rozmyślań. Możesz wtedy wszystko z siebie wyrzucić. Możesz przypomnieć sobie to wszystko co chcesz a niekiedy nawet tego czego nie chcesz. W końcu życie ma tyle pięknych chwil a zarazem tyle trudnych i brutalnych. Jednak bez nich życie nie byłoby takie piękne.
                 Każde zdarzenie, chwila miało jakieś znaczenie. Nie zawsze jakieś wielkie ale zawsze pouczające. To na własnych przeszkodach najwięcej się uczymy. To one dają nam nauki do końca życie.
Jednak ja wciąż mam niedosyt. Wciąż chcę coś zrobić. Zmienić. Co prawda świata nie zmienię. Nie da się go zmienić i tak już zostanie, ale można próbować zmieniać ludzi, otaczające nas życie. Jednak nie na takie sztuczne, lecz takie które jest prawdziwe.
                 Wiecie czemu ludzie są sztuczni. Nieważne jakie są to lata zawsze tacy się znajdą i zawsze będą. Ludzie którzy nie są sobą boją się pokazać siebie, swoich osobowości. Jednak tak nie znajdzie się swoich przyjaciół. Warto być sobą. Bo tylko jak jest się sobą ludzie mogą cię poznać naprawdę.
                 W tym momencie uświadamiam sobie że wszystko co myślę dotyczy mnie. Ja naprawdę bałam się, nie boję się sama siebie. Nie umiałam wcześniej zrozumieć mojego toku myślenia. Dopiero śmierć pokazuje mi na oczy, że wydarzenia z przeszłości strasznie się na mnie odbiły. To one spowodowały że teraz boje się swojej osobowości, choć ta przez całe kilkanaście lat się dobija na swoje miejsce. Aż trudno uwierzyć w to, że tyle czasu spędziłam ukrywając siebie. To straszne.
                 Wiem że to wszystko sprzed lat jest moją winą, i to ja jestem winna.... Nie! Mimo że teraz to czas przemyśleń nie chcę tego wspominać. Najlepiej jakby w ogóle ono zniknęło z mojej pamięci. Wtedy może tak bardzo się bym nie bała. Jednak czasu się nie zmieni. Niestety. Dalej będę żyć z tą myślą. Nic tego nie zmieni. A ja muszę o zaakceptować.
                 Moje rozmyślenia przerywa to, że słyszę delikatny szum wody. Instynktownie rozglądam się po pokoju. Jak zwykle niczego nie widzę, wróć jej. Pewnie zaraz się pojawi a ja dopiera zauważę to wtedy kiedy się odezwie. Tak jak to było ostatnim razem.
- Wreszcie wróciłaś, choć w jeszcze gorszym stanie niż byłaś.
                 Od razu odwracam głowę w stronę słyszanego głosu. Nie dziwi mnie to co zobaczyłam. Na rogu łóżka siedzi malutka wróżka. Dla innych niezwykła istota, tak to prawda. Jest nią. Jednak ja do nadzwyczajnych rzeczy już dawno się przyzwyczaiłam. Miałam w końcu z nimi wiele styczności w dzieciństwie. Jednak kiedy pierwszy raz jakieś nowe poznaje wciąż zostaje ciekawość. Ta co zawsze.
- Nie moja wina.
- Tak oczywiście. A powiedz mi czy ja wyglądam na taką, która jest głupia?
- Nie potrafię tego określić.
- Niech będzie, że uznam tą odpowiedź. Co Cię sprowadziło żebyś wreszcie wróciła?
- Na pewno nie ja Ari.
- Ahh... Czyli to Call.
- Skąd?
- A myślisz, że co ja przez ten cały czas robiłam. Stałam w miejscu czekając aż wrócisz? Przykro mi, ale to nieprawda. Cały czas się obserwowałam.
- Mogłam się spodziewać.
- Oczywiście, że mogłaś. Jednak ty o tym nawet nie pomyślałaś. - Zatrzymała się na chwile, po czym, spojrzała za siebie. - Ktoś do Ciebie idzie. Zobaczymy się za niedługo.
- Zaczekaj.
                 Nawet nie zwróciła na moje słowo uwagi. Po prostu zniknęła tak szybko jak się pokazała. Westchnęłam i znów zostałam sama. Ponownie spojrzałam i utkwiłam wzrok w drzwiach. I te za jakiś czas się otworzyły. 
                 W progu drzwi stała Call w długiej szarawej sukni, która odkrywała jej ramiona. Na jej twarzy widniał delikatny uśmiech.
- Już wstałaś? Cieszę się. - Dalej milczałam, nie miałam co jej odpowiedzieć. W końcu sama sobie odpowiedziała. - Jak się czujesz?
                 Spytała idąc w stronę fotela który stał niedaleko łoża a koło stolika. Po chwili usiadła na nim. Wzrok utkwiła w moich oczach. Wydawało mi się że czegoś tam szuka. Jednak niczego tam nie znajdzie. Nic już w nich nie ma od długiego czasu.
- Głupie pytanie. - Oparłam, ale widząc jej wciąż dopytujący wzrok dodałam. - Bywało lepiej. Zawsze było lepiej niż teraz pomijając niektóre dni. Jednak teraz to już kompletny bezsens. Mogę powiedzieć, że jestem żywym trupem. Choć nie nie mogę. Moje serce wciąż bije, do jakiegoś czasu. Za niedługo przestanie a wtedy umrę.
- Mimo że jesteś mądra to i tak głupia. Nie mogliśmy zdjąć pieczęci gdy byłaś nieprzytomna.
- My?
- Tak my. Dobrze usłyszałaś. A wracając do tego co mówiłam wcześniej. Nie mogliśmy. Musieliśmy czekać aż się obudzisz. Niestety do zdjęcia tak uporczywej i groźnej pieczęci potrzebna jesteś Ty z podświadomością a nie w trakcie snu. 
- A jeśli ja nie chce jej zdejmować? Jeśli chcę umrzeć.
- Nie rozśmieszaj mnie. 
- Mogę przecież decydować o sobie.
- W praktyce niby tak, ale w prawie jeszcze nie. Musisz skończyć odpowiedni rok życia. A ta decyzja o Twoim życiu została podjęta już za Ciebie. Nie masz nic do powiedzenia.
- Gdyby nie to że nie mam siły byłabym tym niezwykle wkurzona. I pewnie kłóciłabym się o to.
- Jednak jest inaczej. Zostałaś już postawiona przez decyzją podjętą. Teraz potrzebna jest nam twoja chęć pozbycia się jej.
- Widzę że chyba nie mam wyboru co do tego.
- Tak prawda. Zdecyduj się kiedy chcesz. Jak coś daj znać. - Wstała i znów udała się w stronę drzwi. Po chwili je otworzyła i wyszła. Na chwilę jeszcze się wróciła by powiedzieć. - A ktoś chce się z Tobą zobaczyć. Pewnie przyjdzie jak się dowie, że się obudziłaś.
                 Po tych słowach już na prawdę zniknęła za drzwiami i się nie wróciła. Westchnęłam po raz kolejny w tym dniu. Chyba nie mam już prawa decydować o swoim życiu. Po pierwsze kiedy mogłam? Co prawda robiłam to co chcę, podejmowałam sama decyzje ale nigdy nie miałam prawa decydować o swoim życiu. Zawsze to ktoś ingerował w moje życie. Tak samo jak teraz.
                 Zastanawiam czy nie łatwiej poczekać do dnia mojej śmierci. Jednak jest to tylko ucieczka od moich problemów. Nikt tego za mnie nie rozwiąże. Sama to muszę zrobić. Nawet jeśli to znaczy, że muszę dalej egzystować na tym świecie.


Witam.
Przepraszam że tak późno wstawione. Mimo to mam nadzieję że się podobało. A i jeszcze jak są błędy to tez przepraszam. Ehh... Masakra. Szkoła już trwa prawie cztery tygodnie. A ja głupia chcę jeszcze dołożyć sobie kurs rysunku architektonicznego w piątki, który trwa cztery godziny. Wciąż się zastanawiam i nie wiem co zrobić. Ale mniejsza z tym, sama muszę podjąć tę decyzje.
Pozdrawiam Syntry

wtorek, 15 września 2015

26. Zabierz mnie stąd.

                 Siedziałam na fotelu. Łokcie trzymałam na kolanach a dłońmi podtrzymywałam głowę.  Mimo że nie stałam ani chodziłam kręciło mi się w głowie a obraz lekko się rozmazywał. Nie wiem czemu ale wydaje mi się, że coś się zmieniło. Może nie na świecie, bo na nim nic się nie mogło zmienić - jak na razie. Bardziej czuje, że to coś we mnie albo na mnie. Jednak bardziej pochlam się nad tą drugą opcją.
                 Wiedziałam czego mogę się spodziewać, ale ciekawość mnie zżerała. Wstałam z fotele. Jednak zbyt gwałtownie. Zaczęło kręcić mi się jeszcze bardziej w głowie. Chciałam się lekko oprzeć o stojący tuż za mną fotel. Ale zamiast tego co chciałam zrobić przewróciłam go. Po pokoju rozniosło się echo przewróconego przedmiotu.
                 Zostawiłam leżący fotel na ziemi a ja sama oparłam się o ścianę. Po chwili kiedy trochę zmniejszyło mi się wirowanie w głowie zaczęłam iść wolnym krokiem w stronę łazienki. 
                 Kiedy byłam już w niej zatrzymałam się przed umywalką, nad którą wisiało lustro. Nie musiałam niczego szukać. Zmianę zauważyłam już na pierwszy rzut oka. Za kołnierzykiem na szyi znajdowały się czarne podłużne plamy pochodzące od pieczęci. 
                 Czemu teraz tak szybko to się rozrasta.To przyszło mi pierwsze do głowy kiedy to zobaczyłam. A zaraz potem pojawiła się ciekawość. Ciekawość zobaczenia ile zajęła już powierzchni mojego ciała. Bez namysły zaczęłam ściągać szaro-niebieską koszulę.
                 Nie patrzyłam się jak na razie w lustro. Odwróciłam od niego wzrok zaraz kiedy zaczęłam odpinać pierwszy guzik. Mój wzrok utkwił w podłodze. Spojrzałam dopiero wtedy kiedy górna część ubioru opadła na ziemię. A ja zostałam w staniku i czarnych rurkach.
                 Z gardła wyrwał mi się cichy piskliwy pisk przerażenia. Pieczęć znajdowała się już z przodu ciała. Obejmowała już ramiona, brzuch ale jak na razie omijała miejsce gdzie znajduje się serce. Na razie nie było tam żadnego czarnego śladu. 
                 Odwróciłam się plecami do lustra. Spojrzałam w nie przez ramię. Ten widok sama nie wiem ale już mnie nie zdziwił. Plecy zamiast blado-kremowego odcieniu skóry była czarna. Hmm... wręcz czarna jak smoła.
                 'Za niedługo umrzesz jeśli nic nie zrobisz.'
                 Podpowiedział mi cichy głos w głowie. Miał rację a ja wiedziałam to już dawno. Jednak nic z tym nie zrobiłam. W pewnym sensie czekałam aż ten czas przyjdzie, jednak ja wciąż nie chcę umierać. Nadal mam dla kogo istnieć.
                 'I dlatego ich zostawiłaś samych?'
                 'Nie chciałam...'
                 'Phi... Nie chciałaś się narzucać, tak? Przecież tak nie było. Sama widziałaś, że chcieli abyś z nimi została. Tak naprawdę ty się bałaś i nadal boisz, że zostaniesz pokochana.'
                 'To nie tak.'
                 'A jak jest? Przecież jest tak jak ci mówię, jednak ty nie chcesz przyjąć tego do podświadomości. Wiesz gdyby nie twoje durne obawy i strach z przeszłości nie byłabyś w takim stanie. Po prostu nie umiesz odciąć się od przeszłości, od tego co się kiedyś zdarzyło. Czyżbyś się bała że to wróci?'
                 'Tak to prawda. Jestem zwykłym tchórzem.'
                 Klęknęłam chowając głowę w dłonie. To wszystko jest prawdą. A ja i tak mimo tego chcę aby moja wkurzająca podświadomość skończyła to wszystko. Nie chcę, nie chcę po prostu wracać do przeszłości. A mimo tego i tak nie umiem się od tego odciąć. Ona ma racje... Boję się.
                 'No nie takim zwykłym. Po prostu powiedz mi gdzie zniknęła ta Syntry która była? Ta prawdziwa, kochająca swoje życie. Ta która wszystkie swoje ryzyka, kłopoty i zagadki tak bardzo ceniła oraz nie chciała z nich przestać. Ta która była wredna a zarazem miła dla innych.'
                 'Zastąpiła ją ta nieudolna część. Ta strachliwa i bojąca się samej siebie, która wcale nie jest prawdziwa.'
                 'Czemu więc jej nie wykopiesz skoro to nie jej miejsce?'
                 'Boje się.'
                 'Czego? Pomyśl nie masz nic już do stracenia. Wróć do prawdziwej Ciebie. Nie bądź kimś kim nie jesteś. Może i tamto zdarzenie odbiło się na Twojej osobowości, ale przecież...'
                 'Cicho bądź!'
                 'I tak ci to przypomnę skoro mnie nie chcesz.'
                 'Cicho bądź i się przymknij!'
                 'Nie.'
                 'Masz się mnie słuchać! Więc bądź cicho do cholery!'
                 'A jeśli nie chcę?'
                 'Po prostu coś sobie zrobię.'
                 'Nie odważysz się. Przecież jesteś tchórzem.'
                 'Czyżby a chcesz się przekonać?'
                 'Ach, ktoś nam tu wraca. Jednak pamiętasz ten dzień kiedy...'
                 'Zamknij się!'
                 Złapałam coś po omacku stojącego koło mnie, W dotyku przypominało szkło. Jednak nie zwróciłam nawet na to uwagi i rzuciłam to w ścianę. A pod wpływem natknięcia się ze ścianą rozpadło się wydając huk tłuczenia. 
                 Nie wiem czemu to zrobiła. Może na udowodnienie moich myśli? A może żeby po prostu przestała moja podświadomość o tym wszystkim przypominała?
                'Ochłoń.'
                'Cicho proszę...'
                 Z oczu powoli zaczęły wydobywać mi się łzy. Wstałam i podeszłam do stłuczonego naczynia po czym znowu przykucnęłam. Zaczęłam zbierać stłuczone kawałki. Na krawędziach były ostre, więc kiedy brałam je w ręce przecinały mi skórę. W miejscach, w których powstały rany zaczęła pojawiać się krew.
                 Spokojnie zbierałam następne nie zważając na ciepłą czerwoną ciecz, która spływała mi po wewnętrznej stronie dłoni. Nagle usłyszałam otwierające się drzwi, jednak nic z tym nie zrobiłam. Dalej zajmowałam się tym zajęciem.
- Coś Ty najlepszego zrobiła!
                 Krzyknęła Call, która zaczęłam mnie od razu odciągać od szkła. Po chwili i ona usiadła na podłodze, po czym przytuliła mnie do swojej klatki piersiowej. Nie wiem czemu ale to podziałało na mnie jak... nawet nie umiem powiedzieć jak. Po prostu zaczęłam płakać jeszcze bardziej. A słonych kropli nie było widzieć końca.
- Przepraszam, to wszystko moja wina... Gdybym tylko...
- Cii... spokojnie. Nic nie jest Twoją winą. Nic nie dzieję się przez Ciebie.
                 Wiem, że próbowała mnie uspokoić ale nie umiałam tego zrobić. Nie przyjmowałam do siebie tego, że to nie moja wina.  
- Zabierz mnie stąd. Proszę.
- A gdzie chcesz?
- Wybierz, po prostu mnie zabierz.
                 Powiedziałam cicho lekko skomlącym głosem.
- Niech będzie. Więc teraz śpij.
                 Po raz kolejny może nie w tym dniu, ale po raz kolejny przez magię Call poczułam się senna.  Po chwili odpłynęłam mimo że tego nie chciałam.


Witam.
Nie będę owijać w bawełnę. Myślę nad przełożeniem publikacji rozdziałów. Hmm... może raz na dwa tygodnie, miesiąc. Nie miesiąc tylko z jednym rozdziałam mi nie pasuje. Więc chyba raz na dwa, ale na razie wciąż zostaje raz na tydzień.  Co o tym myślicie? Piszcie i nie bójcie się :P. Moja decyzja zapadnie. Sama nie wiem kiedy. Jak coś to będę was o tym informować albo tu na blogu albo na facebook'u.
Pozdrawiam Syntry

wtorek, 8 września 2015

25. Przepraszam.

                 Stoję oparta dłońmi o brzeg umywalki, patrząc w lustro. Jest w nim odbicie, moje odbicie. Ale ono wcale dobrze nie wygląda. Podkrążone oczy, ślady po łzach, wysuszone usta oraz brak czegokolwiek w oczach.
                 Sama się dziwie, że umiałam doprowadzić się do takiego stanu przez zwykłe dwa dni. Nie spałam w dzień ani w nocy. Co prawda miałam taką chęć, ale za każdym razem kiedy zamykałam oczy widziałam śmierć ludzi. Zawsze tragiczną z rozlewem krwi, z dnia który kiedyś niby przeżyłam, a który ponownie może się stać.
                 Czuję się temu winna choć wiem że to się jeszcze nie stało. Jednak mimo tego nie umiem sobie z tym poradzić. Nawet krótki sen kończy się u mnie krzykiem, szybkim wstaniem i płaczem. Niekontrolowanym płaczem. Nie umiem już zapanować nad swoimi emocjami. Nad niczym już nie umiem. Nawet delikatne zaklęcie wywołuje u mnie zawroty głowy a niekiedy nawet utratę przytomności. A ja i tak dalej nic z tym nie robię.
                 Siedzę sama zamknięta w pokoju. Od czasu do czasu przyjdzie Call, ale nawet nie wchodzi do pokoju. Nie wpuszczam jej. Nawet gdyby chciała nie mogłaby. Na drzwi wypowiedziałam formułę aby nikt nie wszedł. Mimo wszystko nie chcę aby widziała mnie w tak beznadziejnym stanie.
- Syntry? Jesteś tam, prawda? Od dwóch dni nic nie jadłaś. - Znów to samo. Ponownie sprawiam problemy. Ale je po raz pierwszy całkowicie nie wiem co robić. - Proszę wyjdź. Przynajmniej porozmawiaj ze mną lub daj jakikolwiek znak życia.
                 Lekko chwiejnym krokiem wychodzę z łazienki i kieruję się do drzwi prowadzących na korytarz. Po chwili stoję już koło nich oparta o ścianę. Gdyby nie ona pewnie dawno już bym się przewróciła.
- Przepraszam.
- Nie masz o co. Choć wyjdź do mnie.
- Nie mogę.
- Ależ oczywiście że możesz. Nie daj się już więcej prosić. Nie musisz wychodzić, po prostu otwórz drzwi to ja przyjdę do Ciebie. Zobaczysz nic takiego się nie stanie.
- A jeśli nawet ty przeze mnie zginiesz?
- O czym ty mówisz? Tak łatwo nie da się tego zrobić, więc otwórz mi drzwi Syn. Daj sobie pomóc.
- Już i tak za dużo razy podawałaś mi pomocną dłoń.
- Więc i tym razem daj mi to zrobić. Tylko otwórz te drzwi.
- Nie mogę...
- Możesz, po prostu przekręć klucz.
- Ale to nie takie proste.
- Niby czemu? Wytłumacz mi.
- One nie są zamknięte na klucz tylko przez magię.
- Tak to je odwołaj. To tylko jedno słowo.
- Ale... Ja nie mam na...
- Syn nie daj się prosić. Od dwóch dni o to Cię wręcz błagam. Przynajmniej ten jeden raz zrób to co ja chcę.
                 Jeśli tak bardzo tego chce.. Nie poczekaj. Nie tylko ona tego chce. Ja też chcę je otworzyć, ale wcześniej nie miałam na to odwagi. To tak jakbym bała się nawet nie wiem czego. Chyba zaczyna mnie powoli coraz bardziej przerażać świat zewnętrzny. Jednak chyba czas to przerwać w tej chwili.
-Aperte*
                 Drzwi delikatnie się uchyliły i w tej samej chwili do pokoju wpadła kobieta. Dziś miała na sobie delikatnie szarą sukienkę do podłogi, rozpuszczone włosy.
- Jak ty wyglądasz. Pokaż mi się.
- N...
- Kochana nie ma sprzeciwu.
                 Podeszłą do mnie i zaczęła mi się uważnie przyglądać. Sama nie wiem czemu to zrobiłam, ale oparłam głowę o jej ciało.
- Tylko na chwilę.
                 Szepnęłam. Ona nic na to nie odpowiedziała. Zamknęłam oczy i w tym momencie poczułam, że nogi całkowicie przestały mnie słuchać. Chciałam więc otworzyć powieki, ale nawet to mi się nie udało. Powoli zaczęłam się zsuwać po kobiecie. Dalej już straciłam świadomość. Odpłynęłam.

*Aperte - łac. otwarcie


Witam!
Już na wstępie chcę przeprosić za tak bardzo, bardzo krótki rozdział. Tytuł chyba pierwszy raz tak bardzo pasuje jak i do rozdziału i notki pod nim. W końcu muszę przeprosić za to krótkie opowiadanie. Nie nawet chyba tego nie można go nazwać. Szczerze miałam już myśl żeby go nie wstawiać, bo w końcu mało jego jest. Ale stwierdziłam, że i tak coś muszę napisać, bo nie uprzedziłam o braku rozdziału wcześniej. Dlatego jest tak jakby jedna czwarta tego co miała być. Możliwe, że przez pierwsze kilka tygodni szkoły będą się dość chaotycznie pokazywać. Więc raczej sądzę, że warto aby czytelnicy czytali je jakoś na koniec tygodnia. Hmm... Dzisiejszy post chyba jest bardziej organizacyjny niż chciałam. No niestety nic z tym nie poradzę.
Pozdrawiam Syntry

wtorek, 1 września 2015

24. Do zobaczenia.

- Wypij to.
                 Poinstruowała mnie Call podając przy tym szklankę z zielono-szarą cieczą, która nie za miło wyglądała. Niechętnie wzięłam ją do ręki a później podniosłam do ust z zamiarem wypicia. Jednak zaraz ją wyprostowałam. Wygląd nie był apetyczny a zapach jeszcze bardziej. Było w nim coś za wzór kompostu, zgniłych jajek, duriana, ale jednostronnie nie można dopisać zapachu do żadnego z nich.
- Muszę to pić?
                 Zapytałam z nadzieją. Miałam małą prośbę, której nawet nie wymówiłam, że wcale ten napój nie jest potrzebny. Ale gdzieś w głębi wiedziałam, że i tak będę musiała to zrobić. Pewnie jest to nieuniknione, skoro cały ten zabieg potrzebował tyle czasu.
- Tak a później na dokładkę jeszcze to, to i to.
                 Wskazała na trzy szklanki, które stały na stoliku koło krzesła, na którym siedziałam. Żadna z cieczy w środku nich nie wyglądała apetycznie.
- Aż tak dużo? I pewnie wszystkie źle smakują.
- A czego się spodziewałaś?
- Sama nie wiem.
- Ehh... Dla Twojej wiadomości nie wszystkie eliksiry są smaczne i do tego ładnie wyglądają.
- Wiem - westchnęła. - Nie musisz mi o tym mówić. Ale zanim zaczniemy i tak muszę Ci podziękować teraz jak i później.
- Nie będziesz pamiętać.
                 Powiedziała i odwróciła się na pieńcie, by potem Wziąć do ręki jakieś notatki. Po chwili znowu wróciła do poprzedniego miejsca stania.
- Ciebie nie da się zapomnieć.
- Da się. Wszystko się da, a ty jesteś na to dowodem.
- Ja? Nie sądzę.
- Jak ty mało o sobie wiesz dziewczyno.
- No wiesz co. Ale możesz mi wszystko co... Będzie czy było?
- Pomyśl. Skoro się cofniesz to może być, ale nie musi. Ty zadecydujesz.
- Ale... Mniejsza z tym. Mam jeszcze jedną prośbę.
- Ostatnią mam nadzieję. Słucham Cię Syn.
- Jeśli wrócę tutaj i to w takich samych okolicznościach pokaż mi samej co może być. A znając siebie nawet jeśli tylko mi powiesz, to nie uwierzę. A wiem, że jesteś w stanie zrobić jeśli zechcesz. Proszę.
- To Twoja ostatnia prośba? - Na odpowiedź przytaknęłam głową. - Niech będzie. Ale skoro ty masz jedną to ja do Ciebie również. Następnym razem jak się spotkamy. I uprzedzam nie musi to być za pierwszym razem chcę widzieć ponownie Twój szczery uśmiech. Bez niego jesteś taka beznamiętna i bez życia.
- Postaram się.
- Wiem o tym, a teraz pij.
- A jeszcze jedno w jakim momencie swojego życia wrócę?
- Tego nie umiem określić. Twoja osoba to wyczuje. Pewnie tam gdzie wszystko się zaczęło. No pij już. Najlepiej na raz.
                 Tak jak powiedziała tak zrobiłam. Po kolei brałam szklanki, piłam z nich napój po czym odstawiałam na poprzednie miejsce. W tym samym momencie Call mówiła jakieś słowa w dziwnym języku. Nie umiem jednak go określić, choć czasem mogłam usłyszeć coś z łaciny, greki.
                 Kiedy skończyła mówić obraz przed oczami zaczynał mi się rozmazywać. Ostatnią rzeczą którą zobaczyłam to usta. Usta które mówiły niemo do zobaczenia. A po chwili była znowu pustka. Jednak tylko na chwilę. Zaraz ta pusta zaczynała się zmieniać. Dostały się tam barwy, a po chwili zarysowały się kontury, które też po czasie stały się wyraźne.
                 Teraz stałam na ścieżce usłanej kamieniami różnej wielkości. A ta ścieżka prowadziła do domu. Domu który jest tak mi bliski i znany. Na sam jego widok na twarz wpełznął mi uśmiech. 
                 Więc wszystko się udało. Całe szczęście.
                 Ruszyłam przed siebie. Chciałam zapukać i uścisnąć Jacka jak najmocniej się da. Z każdym krokiem jednak czułam jakby moje nogi były coraz cięższe a ciało stawało się coraz cięższe. Domagało się dużej ilości snu. 
                 Na całe szczęście udało mi się dojść do dużych wejściowych drzwi. Ostatkiem sił zapukałam do nich. A po chwili leżałam za zimnej ziemi. Oczy zamykały się same. Po chwili odpłynęłam.
***
- Obudź się już.
                 Pierwsze słowa, które do mnie dotarły to one.  Po chwili otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Czułam na policzkach coś mokrego. Były to łzy. 
- Co to było?
                 Nie dostałam odpowiedzi. Panowała cisza. Czułam, czułam ból w sercu. Życia które były koło mnie zniknęły. Przynajmniej tak to wyglądało. To była moja wina? Nie musiał mi nikt mówić. Wiedziałam że moja. To przeze mnie zginęli. Odebrałam im życie.
- Czemu?! Czemu to mnie spotyka?! Ja nie chwiałam aby oni zginęli! To prze zemnie oni... oni! Czy ja odbieram sobie sama wszystko co jest ważne dla mnie? Czemu tak jest? Ja nie chcę... Chcę być zwykła.
- Nie jesteś zwykła.
- Chcę być... nie chcę być taka jak jestem. Już wole zginąć...
                 Zamknęłam łzawiące oczy w dłoniach. Nawet kiedy poczułam, że ktoś mnie przytula nic nie zrobiłam. Moje serce wciąż boli. 
- Nie mów tak.
- Ale taka jest prawda.
- Pamiętasz co Ci powiedziałam?
- Kiedy?
- Wszystko co znaczyłaś może się stać ale nie musi. Ty decydujesz.
- Jak?
- Nie wiem. Ty sama musisz do tego dojść. Sama wszystko zmienić. Podobno jedna decyzja może dużo zmienić w życiu.
- Nie wiem jak to zrobić...
- Ja też nie. Przemyśl to na spokojnie. Zostawię Cię samą.
                 Po chwili uścisk zniknął. Zamiast niego usłyszałam kroki, a potem zamknięcie drzwi. Zostałam teraz już sama. Sama ze znienawidzoną sobą.




Witam wszystkich moich czytelników. Przepraszam za krótki rozdział. No niestety taki jest. Ale i tak mam nadzieję, że się wam spodoba. 
Pozdrawiam Syntry
Zapraszam również na ↓