wtorek, 23 czerwca 2015

16. Czuję, że tutaj jest moje miejsce...

                 Pomiędzy nami panowała niezręczna cisza. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Już dawno zniknął mi uśmiech z twarzy, a zastąpiła go obojętność.
                 Nie wiedziałam co robić. Chciałam mówić jednak nie wiedziałam co. Pewnie nie tylko ja mam taki problem. Znalazłam się w środku nieznanej mi sytuacji. W pewnym sensie przerażało mnie to.
- Cieszę się, że już wstałaś. - Ktoś odważył się w końcu zrobić pierwszy krok i się odezwać. Spojrzałam na kobietę, po czym delikatnie przytaknęłam ruchem głowy. - Pewnie jesteś głodna.
                 Tym razem zaprzeczyłam. Akurat niedawno miałam okazję wziąć coś do ust.
- Octavio idź coś zjedz a ja tu zostanę.
                 Widziałam w jej oczach zawahanie i niepewność.
- Proszę iść w dwójkę. Mną nie trzeba się przejmować a zapewne pan też jest głodny.
                 Pierwsze słowa, które dzisiaj do nich powiedziałam. Dziwnie się czułam. Bałam się tutaj zostać i przekonać jak to jest mieć rodzinę. Z drugiej strony w głębi serca wiedziałam, że tutaj jest moje miejsce.
- Już mówiłem, że nie musisz się do mnie oficjalnie zwracać.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. My Cię na chwilę zostawimy teraz. Nie masz nic przeciwko?
- Ależ skądże. Proszę iść chyba nie chcemy aby nikt z głody umarł.
                 Po chwili małżeństwo zniknęło za drzwiami. Nie wiem co mnie pokusiło. Ciekawość? Chęć przekonania się o czym będą rozmawiać? Jak jest? Nie wiem. Po prostu kilka minut później poszłam w ich ślady i opuściłam pokój. Szłam za nimi, ale tak aby mnie nie zauważyli. W końcu znowu zniknęli za drzwiami. Podeszłam do nich. 
                 Dla mojego szczęścia jedno ze skrzydeł było lekko uchylone. Dzięki temu będę mogła dobrze i wyraźnie słyszeć co mówią. Usiadłam opierając się o ścianę. Teraz nasłuchiwałam odgłosów koło mnie.
                 Podniesienie krzesła. Przysuniecie do stołu i znowu szurnięcie. Odgłos sztućców, po czym odłożenie ich.
- Nie wiem jak mam się przy niej zachowywać. Nie chcę jej straszyć.
                 Kobiecy głos należący do Octavii, tym razem można było w nim usłyszeć smutek. Nie dziwię się. Sama nie wiem jak mam przy nich się zachowywać. Gdyby wiedzieli jaka jestem pewnie byliby nieźle zaskoczeni a także patrzyli na mnie z dystansem.
                 Całkowicie różnię się od innych dziewczyn zwłaszcza w moim wieku. Pewnie wszystkie znają najróżniejsze sposoby upiększenia się, marki na świecie. A mnie to nie interesuje. Sama wiem że jestem inna. Nie przeszkadza mi to. Po prostu jestem sobą, przynajmniej niekiedy. Nie umiem się zmienić. Wolę kierować się swoją intuicją niż słuchać innych.
- Normalnie, Nie chcemy niczego ukrywać, w końcu nie mamy czego.
- Chcę jej powiedzieć.
- Poczekajmy trochę. Dajmy jej trochę czasu, niech się z nami trochę oswoi, pozna nas a my ją. Nie chcemy jej przestraszyć.
- Nie musicie niczego ukrawać. Lepiej było powiedzieć od razu i tak wiedziałam wcześniej.
                 Szepnęłam cicho do siebie. Cała ochota na dowiedzenie się natychmiast wyparowała. Wstałam z miejsca i ruszyłam w stronę pokoju z którego wyszłam.
***
                 Kiedy znalazłam w pomieszczeniu wszystkie uczucia zastąpiło szczęście. Nie spodziewałam się, że dzisiaj przyjdzie. Racja kiedy spałam często tutaj bywał. Stałam jakbym była przybita do ziemi.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
- Prawda zobaczyłam go. Siedzi sobie na fotelu, Jack.
- Nie sądzę. Jestem jeszcze żywy i nie zamierzam umierać.
- Szkoda.
                 Uśmiechnęłam się łobuzersko. Ten uśmiech mówił mu wszystko. To co powiedziałam było zabawą. Tak naprawdę nie życzyłam mu tego. Teraz było to zwykłą zabawą w słowa, które po chwili znikną.
                 Usiadłam wygodnie po turecku na łóżku. W powietrzu wciąż było czuć napięcie i chęć ukrycia czegoś. Nie pasowała mi ta atmosfera. Lepiej powiedzieć i mieć problem z głowy.
- No niestety nici z Twoich planów. Jak się czujesz?
- Ile spałam?
                 Nie zwróciłam na jego pytania wielkiej wagi. Nie było dla mnie istotne. Dla mnie mogło w ogóle nie paść. Choć było powiedziane nie odpowiedziałam.
- Osiem dni.
- Aż tyle. Dużo czasu mi minęło.
- A w tym czasie dużo się wydarzyło.
- Co masz na myśli.
- Nic takiego.
- Wiesz Jack mam wrażenie, że wszyscy w tym domu próbują coś przede mną ukryć. - Zerknęłam na siedzącego mężczyznę. Na chwilę pojawił się u niego słabo zauważalny szok, który po chwili zniknął. - Wiesz o co mi chodzi prawda? A Ty zapewne wiesz co, choć ja sama się domyślam. 
- Nie wiem o czym mówisz.
                 W tym momencie podjęłam decyzję. Jednak nie wiem kiedy. Możliwe że w przyszłości będę tego żałować, ale nie teraz. Na pewno tu wrócę. Może za tydzień, dwa. A nawet możliwe, że za dwa dni albo za miesiąc. Teraz nie umiem tego określić.
- Ależ wiesz. Jednak nie chcesz mi powiedzieć. Niech na razie tak zostanie. Gdy spałam miałam dużo czasu do namysłu. Cieszę się, że Cię spotkałam.
- I kto to mówi. Wiesz mam tak samo.- Uśmiechnął się przyjaźnie a ja odpowiedziałam mu tym samym. Zbyt długo to nie trwało, nagle odwrócił wzrok w stronę drzwi. - Zaraz wrócę.
- Wtedy już mnie nie będzie.
- Mówiłaś coś?
- Nie skądże. Wydawało ci się.
                 Zaraz po tym zniknął za drzwiami a ja przez ułamek sekundy jeszcze w nie spoglądałam. Gdy wojna w mojej głowie dobiegła końca wstałam. Jak dobrze sobie przypominam Ari mówiła, że mogę się nie martwić używaniem magii. W tym momencie mi się to przyda.
                 Potrzebne są mi wygodne ubrania, te co mam na sobie będą mi jedynie zawadzać. Westchnęłam, po czym pstryknęłam palcami. Zamiast delikatnej kremowej sukienki miałam długie szare spodnie i luźną czarną bluzę z kapturem a do tego wygodne buty. 
                 Pośpieszne rozejrzałam się po pokoju szukając czegoś do pisania. Na biurku leżały różnokolorowe kartki, długopisy, czarne koperty a także inne przydatne przedmioty. Los mi sprzyja pomyślałam. Szybkim krokiem podeszłam tam i zabrałam długopis. Z kartek wyjęłam tą o niebieskiej barwie i pośpiesznie zaczęłam pisać.

Octavio, Crow.
A może powinnam inaczej napisać. Mamo, tato. Tak powinno to brzmieć, jednak sama nie wiem jak mam do was teraz mówić. Ale na razie na te sformułowania nie jestem gotowa. Pierw mówiłam Black, lecz  wy pozwoliliście i chcieliście abym zwracała się po imieniu. A teraz? Teraz już nie wiem. Nie dziwcie się, proszę. Wy ani ja nie musimy niczego ukrywać. Wiem wszystko, przynajmniej w tej sprawie - tak mi się wydaje. Nikt mi nie powiedział.  Sama to zobaczyłam. Szczerze to można było u nas znaleźć podobne cechy już na początku. Sama się dziwię, że otworzyłam oczy dopiero kiedy moje ciało spało. Wtedy jednak widziałam wszytko co się działo wokół mnie. Czasem dochodziło do sporów między wami, przepraszam. Nie chciałam a także nie chcę sprawiać problemów. Cieszę się, że was spotkałam. Znowu po raz kolejny przepraszam. Na jakiś czas znowu zniknę. Muszę wszystko przemyśleć i sądzę, że wy też.
Do zobaczenia
 Syntry
PS. Nie martwcie się o mnie. Nic mi się nie stanie. Wrócę do was. Obiecuję. Pozdrówcie ode mnie Jacka. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. 

                 Napisany list włożyłam do koperty. Muszę się pośpieszyć. Szybko rozejrzałam się po blacie czy nie mam na nim przypadkiem noża lub nożyczek. Jednak fart nie trwa wiecznie, nie było ich tam. Ponownie pstryknęłam w palce a przede mną zmaterializował się nóż. 
                 Zdecydowanie jedną ręką uchwyciłam go za rękojeść. Natomiast drugą moje włosy. W podróży będą mi przeszkadzać. Są za długie. Sięgają mi do pośladków, więc będą się łatwo plątać w krzaki. Jednym ruchem przecięłam je. Czy było mi ich szkoda? Nie było. Teraz były o wiele krótsze, jedynie do końca łopatek. Ucięte włosy opadły na podłogę tworząc coś na wzór kręgu który mnie otaczał. Nie zainteresowało mnie na tyle aby dłużej się temu przyglądać.
                 Zabrałam kopertę, którą zaraz położyłam na łóżku. Aby była całkiem widoczna leżałam na poduszce. Ostatni raz spoglądam na pomieszczenie. Czuję, że tutaj jest moje miejsce ale jeszcze nie teraz. Muszę wszystko poukładać przemyśleć.
                 Wymykam się z pokoju. Na szczęście nikogo nie ma na korytarzach. W oddali widzę drzwi na zewnątrz. Kieruję się w ich stronę. Dzięki szybkiemu kroku po chwili otwieram je.Gdy jestem na świeżym powietrzu uświadamiam sobie, że niczego przy sobie nie mam. Żadnego jedzenia, pieniędzy. Poradzę sobie. 
Muszę.



Witam.
Ostatnie dwa dni szkoły i 26 czerwca koniec roku szkolnego. Nie sądzę, aby udało mi się coś wtedy napisać. Dlatego już teraz życzę wszystkim czytelnikom i odwiedzającym. Szczęśliwych i ciepłych wakacji. Aby nie nie siedzieli przed komputerami tylko skorzystało z pogody i wyszło na dwór. Aby wszyscy mieli niezapomniane wspomnienia.
A jeśi są jakieś błędy przepraszam. Informuję, że wciąż poszukuję bety.
Pozdrawiam Syntry

1 komentarz:

  1. Dlaczego uciekła i z nimi nie porozmawiała?:o Rozdział jak zwykle ciekawy i bardzo mi się podobał, pozdrawiam ola :D

    OdpowiedzUsuń