Minuty mijały a ja wciąż uważnie obserwowałam drzwi czy przypadkiem nikt nie wejdzie tuż za chwilę. Po tym niedługim czasie znudziło mi się to. Odwróciłam w drugą stronę. Podciągnęłam nogi na fotel a ręce oparłam o kolana. Teraz mogłam uważnie przyglądać się przez okno co było na zewnątrz. Słońce trwało wysoko na horyzoncie, Drzewa lekko uginały się pod wpływem wiatru. Pomiędzy obłokami latały stada jak i pojedynce ptaki.
Cichy dźwięk otwieranych drzwi. Momentalnie odwróciłam fotel, po czym o blat biurka oparłam łokcie. Tuż po chwili w drzwiach ujrzałam Jacka. On nawet jeszcze mnie nie zauważył. Spokojnie wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi. Ja z niemałym rozbawieniem spoglądałam na niego. Wciąż myślałam ile zajmie mu zauważenie mojej obecności. Z każdą sekundą w to wątpiłam, pierw skierował się w stronę książek. Następnie przeszukiwał ich zbiór szukając czegoś. A gdy już znalazł ruszył w kierunku fotela. Po chwili już na nim siedział studiując kartki.
- Czy ja jestem niewidzialna?
Momentalnie jego wzrok uniósł się i utkwił na mnie. Jego twarz oznajmiała, że w ogóle mnie wcześniej nie widział. Nawet nie wiedział kiedy tu weszłam i ile czekałam, aż się zorientuje. Szeroko się uśmiechnęłam przy tym odkrywając wargami białe zęby. Ta cała sytuacja naprawdę bardzo mnie bawiła. Chyba nigdy przedtem czegoś takiego nie doświadczyłam.
- Skąd ty tu?
- Jakbyś nie zauważył jestem tu już od dłuższego czasu. A dokładniej już od początku kiedy wszedłeś. Czekałam na Ciebie. Stwierdziłam, że trzeba by zapełniać puste kartki rysunkami. No a nawiązując do tego, że już tu jestem możesz się domyślić co ma się znaleźć jako pierwszy w nim.
- Dobra rozumiem. Raczej jednak tego nie zrobisz, jestem zajęty...
- Nie będę przeszkadzać. - Widziałam, że chce coś jeszcze dodać, więc musiałam coś szybko dodać. - Siądę sobie z boku a ty nawet zapomnisz o mojej obecności tak jak kilka minut temu. Stanę się w pewnym stopniu niewidzialna a ty zajmiesz się swoją pracą. I każdy z nas będzie zadowolony.
- Niech będzie. A co ja z tego będę miał?
- Szczerze to nic. - Skrzywiłam delikatnie głowę w lewo. - No dobra będziesz miał święty spokój, a ja nie będę ci się narzucać. Zadowolony?
- Niech będzie. Tylko mi w czymś przerwij a wywalę cię za drzwi i nigdy później nie pozwolę ci tu wejść. Rozumiesz? - Pokiwałam głową na to, że całkowicie akceptuje to co powiedział. - No to dobrze, a teraz złaś z mojego fotela.
- Już, już.
Powoli wstałam z fotela zabierając ze sobą potrzebne przyboru. Zmieniliśmy się z Jackiem miejscami.Teraz to ja siedziałam w kącie a on za masywnym biurkiem. Znów zajął się swoimi zajęciami a ja mogłam w spokoju zająć się tym co miałam. Nie musiałam się śpieszyć.
Otworzyłam szkicownik na drugiej stronie, a pierwszą kartkę zostawiłam w spokoju - jak na razie. Mam na nią inne zapotrzebowanie. Chwyciłam ołówek. Przyłożyłam rysik do lekko żółtawej kartki. Przyjrzałam się owalowi twarzy mężczyzny, a po chwili przeniosłam do na papier. Starannie, nie omijając niczego ważnego. Delikatna ciągła linia. W niektórych momentach była łączona ale to mało istotne. Przecież nie da się stworzyć całej pracy nie odrywając ręki od wykonywanej pracy. Sama nie wiem ile mi to zajęło z dwadzieścia minut a może więcej.. Po skończeniu pierwszej części, zajęłam się szczegółami. Najpierw delikatnie zaznaczyłam gdzie co ma się znajdować, czyli obserwowałam zależności pomiędzy poszczególnymi częściami twarzy. Chwilę później poprawiłam je. Można już zaobserwować zarys. Zostało już tylko pocieniowanie, poprawienie bardziej widocznych fragmentów ukazując je w trakcie cieniowania. Przyjrzałam się przy przymrużeniu oczy gdzie są jaśniejsze miejsca a gdzie ciemniejsze. Gdy wiedziałam przelewałam to na papier, i tak ciągle aż skończyłam pracę.
Patrzyłam na efekt, mogłam być z niego zadowolona i taka byłam. Spojrzałam ponownie na Jacka, wciąż był zajęty. Nie chcąc mu przeszkadzać po cichu wyszłam zostawiając go samego. Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam w stronę zajmowanego przez siebie pokoju. Przechodziłam przez korytarze wciąż obserwując prace artystów na ścianach. Nie wiem nawet kiedy byłam już pod wejściem do pokoju. Uchyliłam drzwi i sprawdziłam czy nie ma nikogo w środku. Sama nie wiem czemu to zrobiłam, tak po prostu wyszło. Z delikatnym uśmiechem na twarzy wkroczyłam do pomieszczenia, zamykając się w nim. Tak aby był teraz jedynie dla mnie, choć to naprawdę złudne poczucie. Jedno dobre zaklęcie i można być już w środku, ale mi to nie przeszkadzało. Położyłam delikatnie otworzony szkicownik na drewnianym blacie a zabrałam z niego książkę. Z lekturą w ręku usadowiłam się wygonie na kanapie i zanurzyłam się w czytaniu.
Pewnie dalej bym się zajmowała studiowaniem tych wszystkich słów gdyby nie to, że tuż przed chwilą wypadła za kartki czarna koperta, która siłą grawitacji spadła na podłogę. Odłożyłam trzymany przedmiot w rękach na bok, po czym schyliłam się aby podnieść to co wypadło. Na pierwszy rzut oka przypominała zwykłą kopertę choć sam kolor był dziwny, kto wkłada listy do czarnych kopert? No niestety nie wiem, ale może się okaże. Tak wiem, nie wolno czytać cudzej korespondencji jednak raz się żyje. A po drugie ciekawość zżerała mnie od środka, gdybym tego nie zrobiłabym, cały czas by zawracało mi to myśli.
Delikatnie rozerwałam u góry tak aby nie uszkodzić zawartości. Rozwarłam ją a oczom ukazał mi się złożony piękny niebieski papier. Wyjęłam go a kopertę położyłam na książce. Rozłożyłam list. Pierwsze co pomyślałam widząc to, to że osoba która to napisała miała bardzo staranny charakter pisma. Kolejna rzecz na którą zwróciłam był podpis. I tym razem były tylko inicjały S.B. Chyba nie dowiem się kto jest ich właścicielem. Na myśl przechodziły mi różne osoby, ale żadna nie pasowała. Z tą myślą zabrałam się za czytanie.
Witaj.
Cieszę się, że ktoś wreszcie to znalazł tą książkę. A ja nawet wiem kto. Czas jednak ci to pokaże. Nie mogę Ci tego zdradzić. Sama musisz to odszyfrować. Teraz wiem, że wtedy popełniłam błąd. Ty go nie popełniaj. Wróć wtedy kiedy zrozumiesz, wszystko poukładasz. Jeśli tego nie zrobisz będziesz żałować. Skąd to wiem? Nie pytaj mnie o to, po prostu wiem. Nie będziesz już po tym wszystkim móc normalnie funkcjonować. W twoim sercu będzie pustka. I to nie byle jaka. Każdy by miał po czymś takim. Nawet osoba, która nigdy nie poznała dokładnie swoich rodziców. Jeszcze raz proszę wróć do nich. Niech przyszłość się zmieni. Jednak nie czekaj z tym długo, bo wtedy będzie za późno. Szybko myśl, wiem że jesteś do tego zdolna. Nie tylko dzięki umiejętnością. Powinnam już kończyć, teraz i ja zniknę. Nie umiem już żyć tak jak wcześniej. Każde spotkanie z innymi osobami sprawia mi ból. Ciągłe wyrazy współczucia których nie rozumiem. Ja znikam już ze świata nie przez siebie... Gdyby nie to coś sama bym posunęła się do odebrania sobie życia. Na koniec po raz kolejny proszę abyś nie robiła tego samego błędu co ja.
W ostatnich chwilach cieszę się, że w końcu to znajdziesz. Zmień przeznaczenie - jesteś w stanie Sy...
Już się rozpędziłam nie powinnam tego pisać. Nie mów o tym liście nikomu.
S.B.
Wciąż wpatrywałam się litery, które po chwili zaczęły znikać. Nie tak, że blakły... Znikały wraz z papierem na którym były. Rozpadał się na kawałki, które wbijały się w powietrze aż wreszcie nie było po nich śladu. Nie umiałam na to zareagować. Nie znałam zaklęcia które umożliwiło mi to aby wróciły. Nie znałam... Po chwili nie miałam już niczego w palcach, cały rękopis zniknął. Tego już całkowicie nie rozumiałam, chciałam sprawdzić czy znajdę odpowiedź w książce. Lecz i ta znikała, sama zobaczyłam jak rozpływa się jej ostatni kawałek. Gdybym tego nie zobaczyła, nie uwierzyłabym, że coś takiego może się stać. Tamta osoba miała racje nie mogę nikomu o tym mówić, powinnam zostawić to dla siebie. A czy reszta była tak samo wiarygodna? Tego też nie wiem. Nie znam przyszłości, co będzie w dniu następnym. Dla mnie to niewiadoma jak i dla każdego człowieka. Po policzku spłynęła mi samotna łza. Nie była tam długo, rozmazałam ją ręką zostawiając błyszczący się w świetle ślad po nim. Pewnie dalej bym siedziała nie rozumiejąc co się stało gdyby nie ktoś otworzył drzwi. Momentalnie spojrzałam w tamtą stronę.
- Syntry, kolacja jest na stole. Chodź zjedz.
- Dziękuje, już schodzę Gray. Możesz już iść zaraz zejdę.
- Poczekam na ciebie.
- Nie trzeba, znam drogę.
Zawiedziony wyszedł a ja znów zostałam sama. Od ostatnich kilku tak właśnie wygląda nasza rozmowa. Tylko do przekazania informacji, no może tak jest z mojej strony. On przynajmniej próbuje zacząć jakąś rozmowę lecz bezsensownie. Szybko go zbywam lub zmieniam temat a jeszcze niekiedy nie zwracam uwagi na to co mówi.
Wstałam z fotela i spojrzałam w miejsce gdzie jeszcze niedawno leżała "Verum oculus". Westchnęłam po czym wyszłam z pokoju. Skierowałam się w stronę pokoju, w którym zazwyczaj jadłam kolacje w towarzystwie Jacka i Gray'a. Gdy dotarłam do pomieszczenia przy stole już siedziała dwójka mężczyzn. Usiadłam na jednym z krzeseł i zabrałam się za jedzenie. Dzisiaj jako kolacje miałam kanapki z dżemem porzeczkowym. Moim ulubionym. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Tylko te skrzaty wiedzą co najlepiej mi podać. Za każdym razem po kolacji udaję się do kuchni gdzie są i osobiście im dziękuje. Już weszło mi to w nawyk, a ich uśmiechnięte twarze z tego powodu samoistnie mnie cieszą. Dzisiaj też zamierzam je odwiedzić. Pośpiesznie zjadłam i popiłam sokiem pomarańczowym.
- I co skończyłaś swoją pracę?
- Tak jest już skończone. Jeśli będziesz chciał to mogę ci później go pokazać. Oczywiście jeśli chcesz, Jack.
- Oczywiście, że chcę. Nie mógłbym przecież opuścić takiej okazji. - I tu delikatnie się zaśmiał. - Nie sądzisz chyba, że nie zobaczyłbym swojej podobizny,
- Wiesz niestety ale tego to ja nie wiem.
- To teraz już wiesz.
- Też prawda. Będę już iść, dziękuje za posiłek. Jeszcze muszę podziękować za posiłek im stworzycielom.
- Po co? Od tego są. - Spojrzałam morderczym wzrokiem na Gray'a. On czegoś nie rozumie.
- Gray to też żywe istoty... - Przynajmniej Jack się ze mną zgadza w niektórych sprawach. - Powinieneś być im wdzięczny.
- A po za tym ciekawe kto ci przyrządził Twoje jedzenie? No pomyśl kto! Czy nie uważasz, że przydałoby powiedzieć im za to przynajmniej raz "dziękuje". Nie ty tego nie wiesz. I nie waż się zaprzeczać, że tak nie jest. Czy przynajmniej raz to zrobiłeś? Nie, więc nie masz prawa tak mówić. To, że to robią to ich praca a z drugiej strony robią to bo chcę. A czy ty potrafiłbyś zrobić w domu coś bez nich? Zapewnię nie! A teraz żegnam, już powinnam iść.
Zdenerwowana szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia zamykając za sobą masywne drzwi, które się zatrzasnęły. Nie przeszkadzało mi to. Już większość się do tego przyzwyczaiła tak samo i ja. Usiadłam na chodach, które były całkiem niedaleko. Po policzku znów spłynęła samotna łza. Za bardzo daje ponieść się emocjom. Jednak w tamtym momencie było to uzasadnione. One też powinny być z szacunkiem traktowane. Powinnam do nich pójść ale przed tym muszę się uspokoić, Nie powinnam pokazywać im mojego zdenerwowania. Mogłyby to zinterpretować niewłaściwie a ja tego bym nie chciała.
Siedziałam wciąż w tym samym miejscu, z każdą sekundą stawałam się coraz bardziej spokojna. Aż wreszcie cała złość wyparowała. Mogłam odwiedzić miejsce gdzie planowałam iść. Z zamierzonym planem udałam się w drogę. Poznałam dom całkiem dobrze - tak aby się w nim nie zgubić - i znalazłam też całkiem ciekawe miejsca. Aby dotrzeć do kuchni musiałam przejść kilka korytarzy, zejść po schodach skręcić w lewo po czym powinny ukazać mi się białe drzwi. Chyba kuchnia to było jedyne pomieszczenie w którym panowały jasne kolory. Uchyliłam drzwi delikatnie przez nie zerkając. Pracowały w dalszym ciągu, więc mnie nie zauważyły. Spokojnie weszłam do środka a momentalnie wszystkie pary oczy zwróciły się na mnie a na twarzach skrzatów pojawiły się wesołe uśmiechy. Momentalnie i ja sama podniosłam kąciki swoich ust.
- Przyszłam podziękować za posiłek. Był naprawdę pyszny.
- Oj tam nie trzeba panienko Syntry. A może chcesz jeszcze coś do zjedzenie? O wiem upiekliśmy dziś ciasteczka i tort wiśniowy z czekoladowym biszkoptem. Może masz ochotę?
- Nie, nie będę wam przeszkadzać.
- Ty nigdy nie przeszkadzasz. Zaraz Ci przyniosę kawałek naszych wypieków. A teraz siadaj, siadaj i niczym się nie przejmuj.
Posłuchałam skrzata i usiadłam w kącie. Większość wróciła do swoich wcześniejszych czynności a uśmiech nie schodził im z twarzyczek. W tym pomieszczeniu panowała miła atmosfera, aż chciało się tu przebywać. Nawet najbardziej przygnębiona osoba znajdzie w środku szczęście z samego patrzenia na ich pracę w którą wkładają całe serce. Nie przejmowały się niczym dookoła, zajmowały się tym co najbardziej kochały. Aż chciało się im pomagać. Za każdym razem jednak gdy oferowałam pomoc grzecznie mi za nią dziękowali, lecz nie pozwalały nic robić.
Po kilku minutach dostałam obiecany kawałek. Wyglądał wspaniale, aż chciało się jeść. Mimo że był to całkiem spory kawałek nawet nie wiem kiedy mi się skończył. Uprzejmie podziękowałam im za gościnę, po czym wyszłam. Nie chciałam im więcej dzisiaj przeszkadzać. Jutro znowu je odwiedzę jak to mam zwykle w planach.
- Syntry, kolacja jest na stole. Chodź zjedz.
- Dziękuje, już schodzę Gray. Możesz już iść zaraz zejdę.
- Poczekam na ciebie.
- Nie trzeba, znam drogę.
Zawiedziony wyszedł a ja znów zostałam sama. Od ostatnich kilku tak właśnie wygląda nasza rozmowa. Tylko do przekazania informacji, no może tak jest z mojej strony. On przynajmniej próbuje zacząć jakąś rozmowę lecz bezsensownie. Szybko go zbywam lub zmieniam temat a jeszcze niekiedy nie zwracam uwagi na to co mówi.
Wstałam z fotela i spojrzałam w miejsce gdzie jeszcze niedawno leżała "Verum oculus". Westchnęłam po czym wyszłam z pokoju. Skierowałam się w stronę pokoju, w którym zazwyczaj jadłam kolacje w towarzystwie Jacka i Gray'a. Gdy dotarłam do pomieszczenia przy stole już siedziała dwójka mężczyzn. Usiadłam na jednym z krzeseł i zabrałam się za jedzenie. Dzisiaj jako kolacje miałam kanapki z dżemem porzeczkowym. Moim ulubionym. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Tylko te skrzaty wiedzą co najlepiej mi podać. Za każdym razem po kolacji udaję się do kuchni gdzie są i osobiście im dziękuje. Już weszło mi to w nawyk, a ich uśmiechnięte twarze z tego powodu samoistnie mnie cieszą. Dzisiaj też zamierzam je odwiedzić. Pośpiesznie zjadłam i popiłam sokiem pomarańczowym.
- I co skończyłaś swoją pracę?
- Tak jest już skończone. Jeśli będziesz chciał to mogę ci później go pokazać. Oczywiście jeśli chcesz, Jack.
- Oczywiście, że chcę. Nie mógłbym przecież opuścić takiej okazji. - I tu delikatnie się zaśmiał. - Nie sądzisz chyba, że nie zobaczyłbym swojej podobizny,
- Wiesz niestety ale tego to ja nie wiem.
- To teraz już wiesz.
- Też prawda. Będę już iść, dziękuje za posiłek. Jeszcze muszę podziękować za posiłek im stworzycielom.
- Po co? Od tego są. - Spojrzałam morderczym wzrokiem na Gray'a. On czegoś nie rozumie.
- Gray to też żywe istoty... - Przynajmniej Jack się ze mną zgadza w niektórych sprawach. - Powinieneś być im wdzięczny.
- A po za tym ciekawe kto ci przyrządził Twoje jedzenie? No pomyśl kto! Czy nie uważasz, że przydałoby powiedzieć im za to przynajmniej raz "dziękuje". Nie ty tego nie wiesz. I nie waż się zaprzeczać, że tak nie jest. Czy przynajmniej raz to zrobiłeś? Nie, więc nie masz prawa tak mówić. To, że to robią to ich praca a z drugiej strony robią to bo chcę. A czy ty potrafiłbyś zrobić w domu coś bez nich? Zapewnię nie! A teraz żegnam, już powinnam iść.
Zdenerwowana szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia zamykając za sobą masywne drzwi, które się zatrzasnęły. Nie przeszkadzało mi to. Już większość się do tego przyzwyczaiła tak samo i ja. Usiadłam na chodach, które były całkiem niedaleko. Po policzku znów spłynęła samotna łza. Za bardzo daje ponieść się emocjom. Jednak w tamtym momencie było to uzasadnione. One też powinny być z szacunkiem traktowane. Powinnam do nich pójść ale przed tym muszę się uspokoić, Nie powinnam pokazywać im mojego zdenerwowania. Mogłyby to zinterpretować niewłaściwie a ja tego bym nie chciała.
Siedziałam wciąż w tym samym miejscu, z każdą sekundą stawałam się coraz bardziej spokojna. Aż wreszcie cała złość wyparowała. Mogłam odwiedzić miejsce gdzie planowałam iść. Z zamierzonym planem udałam się w drogę. Poznałam dom całkiem dobrze - tak aby się w nim nie zgubić - i znalazłam też całkiem ciekawe miejsca. Aby dotrzeć do kuchni musiałam przejść kilka korytarzy, zejść po schodach skręcić w lewo po czym powinny ukazać mi się białe drzwi. Chyba kuchnia to było jedyne pomieszczenie w którym panowały jasne kolory. Uchyliłam drzwi delikatnie przez nie zerkając. Pracowały w dalszym ciągu, więc mnie nie zauważyły. Spokojnie weszłam do środka a momentalnie wszystkie pary oczy zwróciły się na mnie a na twarzach skrzatów pojawiły się wesołe uśmiechy. Momentalnie i ja sama podniosłam kąciki swoich ust.
- Przyszłam podziękować za posiłek. Był naprawdę pyszny.
- Oj tam nie trzeba panienko Syntry. A może chcesz jeszcze coś do zjedzenie? O wiem upiekliśmy dziś ciasteczka i tort wiśniowy z czekoladowym biszkoptem. Może masz ochotę?
- Nie, nie będę wam przeszkadzać.
- Ty nigdy nie przeszkadzasz. Zaraz Ci przyniosę kawałek naszych wypieków. A teraz siadaj, siadaj i niczym się nie przejmuj.
Posłuchałam skrzata i usiadłam w kącie. Większość wróciła do swoich wcześniejszych czynności a uśmiech nie schodził im z twarzyczek. W tym pomieszczeniu panowała miła atmosfera, aż chciało się tu przebywać. Nawet najbardziej przygnębiona osoba znajdzie w środku szczęście z samego patrzenia na ich pracę w którą wkładają całe serce. Nie przejmowały się niczym dookoła, zajmowały się tym co najbardziej kochały. Aż chciało się im pomagać. Za każdym razem jednak gdy oferowałam pomoc grzecznie mi za nią dziękowali, lecz nie pozwalały nic robić.
Po kilku minutach dostałam obiecany kawałek. Wyglądał wspaniale, aż chciało się jeść. Mimo że był to całkiem spory kawałek nawet nie wiem kiedy mi się skończył. Uprzejmie podziękowałam im za gościnę, po czym wyszłam. Nie chciałam im więcej dzisiaj przeszkadzać. Jutro znowu je odwiedzę jak to mam zwykle w planach.
Witam!
Jak już pewnie tu jesteście to widzicie, że jest nowy rozdział. Ale to już jest raczej pewne. No musi - skoro jest. Ale nie o tym chciałam tu napisać. Wpadłam na pewien głupi pomysł, choć niektórzy tak nie uważają. Wiem, że jest dużo takich osób, które to robią. Jednak ja wciąż jestem sobą i szczerze mogę przyznać, że nie jestem normalną osobą. Jestem niezwykle zwariowana - jak to niektórzy mi mówią, a ja się z nimi zgadza. A wracając to pewnie nie wiecie o co chodzi. A może to nawet lepiej, niech na razie tak zostanie. Może się nad tym trochę pogłówkujecie. A może nawet spełnię ten wymysł za jakiś czas. Wszystko jednak czas pokaże, choć ja za dużo tego wolnego nie mam. Ale nie... nie po to tu jesteśmy. Prawda? Więc... nie zaczyna się od więc! Hahaha... sama siebie łapię na błędach. Wracając do rozdziału, jak się czytało, podobał się? Jeśli jest waszym zdaniem za krótki to przepraszam. Coś dzisiaj się rozpiłam.
Pozdrawiam Syntry
Dobra, jesteś chyba chora psychicznie, ale to tylko takie podejrzenia... XD
OdpowiedzUsuńW ogóle nie zrozumiałam co chciałaś nam przekazać :D
Co do rozdziału, to tak jest zauważyłam!
Było kilka błędów, głównie literówki, ale też takie rażące w oczy :p np. Otworzone xD
Dobra ale nie o tym teraz! Rozdział świetny, bardzo mi się podoba jak piszesz, kurde nie wiem co napisać. Jest już chyba za późno na mój mózg... Chyba będę musiała jeszcze raz wszystkie rozdziały przeczytać bo powoli zapominam :p
Dobra! Czekam na następny rozdział i życzę duuuuużo weny! :*
Pozdrawiam
Nadzieja ;-)
Za błędy przepraszam, jeszcze dziś postaram się je poprawić.
UsuńCieszę się, że rozdział się podobał.
Pozdrawiam Syntry
O nie, jednak zwracam honor *kłaniam się* Otworzone to też poprawna forma. Tylko żadziej się ją używa. Wybacz. A teraz pójdę płakać nad swoją głupotą.
UsuńHahahha... nic się nie stało. Po twoim wcześniejszym komentarzu poszłam sprawdzić czy dobrze użyłam wyrazu. Wiesz, takie komentarze czasem dają dużo do myślenia
UsuńHej jestem tu nowa , przeczytałam wszystkie rozdziały i naprawdę bardzo mi się spodobały .Juz się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału ;* naprawdę bardzo dobrze piszesz ;) pozdrawiam ola
OdpowiedzUsuń