- Za szybko...
Mruknęłam a on czując, że nie ma żadnego uścisku na ręce zatrzymał się. Spojrzał na mnie swoimi oczami. Spojrzałam w nie. Nie wiem czemu ale wydawał się zagubiony. Tak jakby chciał coś mi powiedzieć ale nie mógł. A może już wcześniej próbował, lecz wychodziło inaczej. Już raz mi wspominał coś, że mógł inaczej zaplanować to spotkanie. Mogłoby to wyjaśnić jego zachowanie i tamte głosy. Tak naprawdę nie boję się spotkania z ludźmi. Będą... Nic to nie zmieni. Bardziej obawiam się tego, że mnie zniszczą.
- Przepraszam, zwolnię. Chodźmy dalej.
Kiwnęłam głową na zrozumienie. Wyprostowałam się. Ponownie podałam prawą rękę na której znajdowała się moja cena pamiątka, po czym znów ruszyliśmy w drogę. Tym razem o wiele wolniejszym nie musiałam prawie biegać. Oglądałam korytarze którymi szliśmy. Nie różniły się prawie niczym od tych z domu Jacka.
Wreszcie dotarliśmy do sali. Spojrzałam na mężczyznę koło mnie. Bacznie czegoś szukał. Wreszcie utkwił wzrok na dwóch osobach. Zaczął znów iść a ja mimowolnie podążyłam w jego ślady. Osoby w sali ustępowali nam miejsca, choć bardziej mi się wydaje że robią to dla mojego towarzysza.
- Jack! Przyszedłeś!
Zawołała jakoś osoba. Po głosie stwierdziłam, że o kobieta. Po chwili szła w naszym kierunku szła uśmiechnięta kobieta o długich falowanych blond włosach w granatowej sukni a za nią wysoki czarnowłosy mężczyzna ubrany w elegancki garnitur. Zatrzymali się dopiero przed nami.
- Bracie, miło Cię widzieć.
- Mi ciebie również Crow. - Więc to jest pan Black a ta kobieta to pewnie jego żona. Na mnie nie zwrócili uwagi. Może i lepiej... - Chciałbym wam kogoś przedstawić. O to moja dzisiejsza towarzyszka.
- Miło mi państwa poznać. - Ich wzrok momentalnie zwrócił się na mnie -Jestem...
- Jak ty ślicznie wyglądasz Syntry!
- Dziękuje, ale...
- Przepraszam. - Z twarzy kobiety zniknął uśmiech. - Pewnie nie masz tak na imię. Nie mogłam się powstrzymać, aby tego nie powiedzieć. Mam nadzieje, że nie masz mi tego za złe.
- Nie skądże proszę pani. Nawet nie miałabym nawet o co.
- Przerwijmy tą niezręczną rozmowę. Jestem Crow a to moja żona Octavia. Nie musisz się do nas zwracać uroczyście. Po imieniu wystarczy.
- Dobrze.
- Kochanie, to wy sobie z Jackiem porozmawiajcie a ja kradnę Ci towarzyszkę szwagrze.
Nie miałam nic do powiedzenia. W tej samej chwili kiedy wypowiadała słowa złapała mnie za lewą rękę. Zerknęłam za Jacka pytająco czy mogę. Uśmiechnął się, więc to raczej oznacza że nie muszę się niczego obawiać. Poszłam za kobietą która mnie teraz prowadziła. Jeszcze na chwilę się odwróciłam i posłałam obydwóm mężczyznom delikatny uśmiech.
- Jak ma na imię?
- Tylko nie doznaj urazu.
- Chyba nie powinienem.
- I tu byś się zdziwił. Ma takie samo imię jak wasza córka.
- Że co? - Krzyknął mężczyzna. Każda para oczu osób zebranym w tym pomieszczeniu zwróciły się na tamtą dwójkę. - To jest..
Dalszej rozmowy już nie usłyszałam. Byłam za daleko. I wciąż podążałam za Octavią, która szła w nieznane miejsce aż wreszcie wyszłyśmy z zatłoczonej sali na długi korytarz wciąż się nie zatrzymując. Prowadziła mnie a ja co raz bardziej gubiłam się w swoich myślach. Nawet nie wiem co mam myśleć na tą całą sytuację. Po pierwsze przychodzę w jakieś nieznane mi miejsce i do tego z o wiele starszym ode mnie mężczyzną. Po drugie miałam tylko się spotkać z panem Blackiem a tu jest inaczej i jestem ciągnięta gdzieś gdzie nie wiem.
Kobieta nagle się zatrzymała a ja z impetem na nią wpadłam.
- Przepraszam....
Powiedziałam cicho na co ona się uśmiechnęła. Dopiero po tym małym incydencie zauważyłam, że stoimy przed mosiężnymi drzwiami, które powoli się otwierają ukazując pomieszczenie po ich drugiej stronie. Kiedy były już na wpół otwarte znowu zostałam pociągnięta do przodu. Tym sposobem znalazłam się w przytulnym pokoju. Miał on brązowo-białe ściany. A meble które tam stały to jedynie instrumenty muzyczne po prawej stronie a po lewej długa skórzana kanapa.
- Siadaj kochana. - Spełniłam jej prośbę. - Nie obrazisz się jeśli Cię trochę popytam. To już taki mój mały zwyczaj. Proszę powiedz mi ile masz lat młoda damo? Ahh... nie powinnam się pytać, przecież to pierwszy raz jak się spotykamy. Jednak wydajesz się być bardzo młoda.
- Nic się nie stało. W końcu to żadna tajemnica. Prawda jestem młoda, a aktualnie mam szesnaście lat.
- Młodziutka jesteś i do tego śliczna. - Policzki momentalnie mi się zaróżowiły. Nie musiałam tego widzieć, aby to stwierdzić. W końcu nie przywykłam do komplementów. - Nie krępuj się. Ja naprawdę tak myślę. A ja już tak mam, że mówię co myślę. Często w ogóle nie jest to zgodne z prawdą. Tak jak to miało miejsce kilka minut temu.
- Ależ nie...
- Nie powinnam mówić do kogoś obcym imieniem. To było nieuprzejme z mojej strony.
- Nie skądże przecież...
- Nie musisz mówić. - Po raz kolejny mi przerwała. Chciałam wyprostować całą tą sytuację. Jakby nie patrzeć nie pomyliła się. Jednak wciąż nie mogłam dojść do słowa. Więc przestałam chcieć i wciąż jej słuchałam. - Przecież wiem jak to jest. - Podniosła się z kanapy. A ja śledziłam każdy jej krok. Wolnym tempem szła na drugą stronę pokoju. Teraz mogłam dokładniej jej się przyjrzeć. Pani Octavia była niezwykle piękną, zgrabną kobietą. Jej włosy sięgały do końca pleców, które delikatnie się falowały. Poruszała się z gracją. Tego w końcu można było się spodziewać. Wywodziła się z arystokratycznego rodu, w których była ważna gracja i etykieta. - Umiesz grać na jakimś instrumencie?
- Potrafię na fortepianie.
- Musisz dla mnie zagrać w najbliższym czasie. Oczywiście jeśli będziesz chciała, Wiesz kiedyś nawet próbowałam nauczyć się na nim grać, aby później móc uczyć córkę. Ale niestety nie udało się, więc przystałam na śpiewaniu dla niej. Spodobała się mojej córce jedna pieśń, którą nauczyła mnie moja matka. Ten krótki czas kiedy była z nami, niezwykle szczęśliwy. - Z jej wyrazu twarzy zniknął uśmiech. Nie dziwię się. Ból, który doświadczyła mógł załamać każdego. A teraz jeszcze wszystko wspomina. -Przepraszam, nie powinnam mówić o dawnych czasach. W końcu to było kiedyś a czas leczy rany. Tak przynajmniej powiadają. Jednak wspomnienia coraz bardziej bolą. Jestem winna tego co się stało. Ale mniejsza z tym. - Chciałam ją przynajmniej trochę pocieszyć, ale kiedy otworzyłam usta, aby wydać dźwięk. Kobieta zaczęła mówić dalej swój dialekt, który tym razem nie był związany z wcześniejszymi tematami.- Kochaniutka a Twoi rodzice wiedzą, że zadajesz ze starszym od siebie mężczyzną i tutaj jesteś?
- Gdybym mogła powiedziałabym ich, więc prawda nie wiedzą. Nie mają nawet jak. Widzi pani ja nawet ich nie znam. A pana Jacka poznałam... Szczerze to sama nie pamiętam. Powiedział mi, że mnie znalazł nieprzytomną przed swoim domem.
- Rozumiem. Przykro mi z tego powodu.
- Nie ma czego. - Delikatnie się uśmiechnęłam. - Wydarzyło się, a czasu się nie cofnie. Kiedyś pewnie ich spotkam. Tam po drugiej stronie. W końcu nie mogę wiecznie się ukrywać przed śmiercią.
- Nawet o niej nie myśl. Jesteś jeszcze młoda oraz dużo przed Tobą. Poznasz ciekawe osoby. Może nawet się zakochasz.
- Nie jestem pewna. Nie mam zbyt dużo czasu jak na razie. Kiedyś może się to zmieni.
- Przesadzasz. - W tym samym momencie usłyszałam muzykę, która dochodziła z pomieszczenia gdzie byłyśmy wcześnie. - Powinnyśmy już wrócić. Za niedługa każda para, która przybyła zgodnie z tradycją musi zatańczyć. Pewnie Crow już za mną się rozgląda, nienawidzę tańczyć jako pierwsza para.
Wydawało mi się, że to ostatnie zdanie powiedziała już tak bardziej do siebie. Wstałam z wygodnego miejsca. Octavia delikatnie się do mnie uśmiechnęłam a ja odwzajemniłam ten gest. Skierowała się w stronę drzwi. Kiedy mnie minęła zaczęłam powoli za nią się kierować. Tym razem nie byłam ciągnięta. Po kilku minutach ciszy, która panowała między nami wróciłyśmy na sale bankietową. W oddali zauważyłam Jacka i od razu skierowałam się w jego stronę.
Wciąż idąc spojrzałam delikatnie w bok. Moją uwagę na chwilę przykuł mężczyzna średniego wzrostu w szarym garniturze i bez włosów. Na prawej części twarzy miał wytatuowany tatuaż, który można było rozpoznać wszędzie. Miał on wzór smoka który owinął się na mieczu. Broń była utkwiona w skale. Wydawał mi się dziwnie znajomy. Nie mogłam przypomnieć do kogo należy.
Po chwili stałam już koło Jacka, a moje myśli wciąż biegały koło osoby którą zauważyłam. Wokół mnie rozbrzmiewała powolna muzyka a na środku po chwili znalazła się para gospodarzy. Zgodnie z tradycją mają oni za obowiązek rozpocząć bal pierwszym tańcem. Pierwsze kroki stawiali powoli ale pewnie. Później było coraz szybciej. Nie mogłam od nich oderwać wzroku. Uśmiechnięci, patrzyli w sobie w oczy. Wydawało się, że dal nich oprócz nich nikogo nie było. W tych chwilach zostali zamknięci w swoim świecie. Gdzie była ich dwójka.
- Powinniśmy do nich dołączyć. - Spojrzałam na mężczyznę koło mnie nie kryjąc zaskoczenia. Nie przyszłam tu z zamiarem tańczenia. - Nie patrz tak na mnie.
- Nie tańczę.
Powiedziałam pewnie, choć w głębi duszy bałam się że i tak będę zmuszona to zrobić. To rozdarcie kiedy czegoś nie chcesz a pewnie będziesz musieć. Wiem, że powinnam zatańczyć przynajmniej jeden taniec jak to jest tradycji. Jednak nie chciałam. Nigdy nie miałam okazji do nauczenia się kroków.
- Oczywiste że tańczysz. Chodź już.
- Nie tańczę. Nie potrafię.
Te ostatnie dwa słowa powiedziałam cicho. On jedynie na to się uśmiechnął. Dla niego ta sytuacja mogłaby być zabawna ale nie dla mnie.
- W takim razie Cię teraz nauczę.
- N...
Chciałam już zaprzeczyć ale pociągnął nie w stronę tańczącej pary. Spojrzałam na niego wzrokiem godnym bazyliszka. Teraz najchętniej bym się na niego rzuciła i zabiła. Jak on śmie coś takiego robić.
- Uśmiechnij się. Podaj dłoń i bądź spokojna.
Niechętnie ale to zrobiłam. Początkowo nie nadążałam za ryty mem i krokami. Kiedy zaczęłam już rozumieć o co tu chodzić. Stało się to dla mnie przyjemne. Nie myślałam, że kiedyś to pomyślę ale jestem wdzięczna za to Jackowi. Muzyka na chwilę przestała grać. Pierwszy taniec za mną. Delikatnie ukłoniłam się w podziękowaniu. Po czym po chwili oddaliłam się z miejsca jak najszybciej. Skierowałam się w stronę stołu na którym znajdowały się różne napoje. Po chwili znalazłam się koło nich.
Delikatnie uchwyciłam kieliszek z czerwonym napojem. Przystawiłam do ust aby móc się napić. Kiedy ciecz się znalazła w moich ustach na twarzy pojawił mi się grymas. Czerwone wino. Mogłam się tego spodziewać, odstawiłam bezbarwne naczynie na wcześniejsze miejsce. Rozejrzałam się. Tuż koło mnie stał oddali ten sam mężczyzna. Tym razem mogłam zobaczyć jego twarz. Stanęłam jak wryta, nie mogłam się ruszyć. Nie spodziewałam się, że ktoś od nich może się tutaj znaleźć. Więc czemu on tu jest? Czemu? Muszę stąd wyjść. I to natychmiast. Kobieto rusz się! Krzyczała moja podświadomość.
- Cóż za zbieg okoliczności. A myślałem, że udało mi się Cię zabić.
- Muszę pana zmartwić, ale nie udało się. Będę już iść.
- Przykro mi ale nie możesz. Już raz popełniłem błąd.
- Nie moja wina.
- Ależ Twoja. Dzisiejszego wieczoru mam zamiar to naprawić.
Rozejrzałam się panicznie po pomieszczeniu szukając jednej osoby. Nie mogłam go znaleźć. Czemu w takim momencie go nie ma? Potrzebuję pomocy.
- Nie sądzę. Już pójdę.
Odwróciłam się i zaczęłam iść. Daleko nie zaszłam, jeden krok a już wokół mojego lewego nadgarstka zacisnął mocno rękę. Z bólu w oczach pojawiły mi się łzy. Jack proszę pomóż mi ! Proszę! Albo ktokolwiek! Chciałam to wykrzyczeć ale przez gardło nie chciało mi nic przejść. Panicznie się bałam. Nie chcę jeszcze zginąć.
- Nie tak prędko.
- Juliuszu nie widzisz, że ta młoda dama chcę już iść.
Momentalnie uścisk z ręki zniknął. A ja jak oparzona schowałam rękę i się odwróciłam. Moim oczom ukazał się Crow. Chciałam się na niego rzucić i uścisnąć, po czym podziękować. Ale powstrzymałam się. Tak nie wypada.
- Panie Black, miło mi Cię widzieć.
Ukłonił się przed mężczyzną. Ta sytuacja była dla mnie zaskoczeniem. Nie sądziłam, że coś takiego może mieć miejsce. Są dwie możliwości musi być po stronie ciemności - w co szczerze wątpię po jego słowach. A drugim aspektem że po prostu był szpiegiem, któremu udało się tutaj dostać. Więc jego pojawienie się tutaj to nie przypadek, że tu jest.
- Mnie Ciebie również. Cieszę się, że udało ci się do nas dotrzeć.
- Twoje zaproszenie było dla mnie zaszczytem. Nie mógłbym odmówić.
- Miło mi z tego powodu. Jednak teraz Cię przeproszę, ale chciałbym porozmawiać z tą młodą damą.
- Oczywiście.
Całej tej sytuacji uważnie się przyglądam. Mężczyzna który chciał mnie zabić odszedł z miejsca. Wciąż nie umiałam zrozumieć czemu tak dobrze gra. Przecież Juliusz z chęcią zabiłby dzisiejszego gospodarza. Więc czemu się tak zachowywał? Dla zachowania pozorów, idiotko! Zakpiła ze mnie moja podświadomość. Ale zgadzam się z nią.
- Mogę poprosić do tańca?
- Oczywiście.
Uśmiechnęłam się sztucznie. Podałam dłoń panu Blacku, który ją uchwycił. Przeszliśmy kawałek aby znaleźć się na parkiecie. Tuż po chwili tańczyliśmy w rytm muzyki granej przez orkiestrę.
- Wciąż mnie zastanawia jedno.
- Proszę śmiało pytać.
- Niby jesteś tutaj, więc powinno być to całkiem jasne. Ale dla pewności. Po której stronie jesteś?
- Nie musisz się przejmować nie jestem po stronie Twoich wrogów. Jednak jest jeszcze jedna rzecz.
- Jaka?
- Nie jestem też i po wasze stronie. Nie jestem po niczyjej. Nie rozumiem was. Niby wiem co się stało przynajmniej mam trochę informacji. Ale na wasze działania jestem obojętna. To nie zmienia faktu, że wciąż muszę się ukrywać przed nimi. Jednak uważam że ten fakt nie wyklucza tego, że zawsze mogę wam pomóc.
- Cieszy mnie to.
- Nie ma pan z czego.
- Już mówiłem. Możesz po imieniu. - Chyba nie jest zadowolony z tego, że zwracam się do niego pan. - Nie lubię jak do mnie się zwracają ludzie jako per. Zwłaszcza Ci, którzy są przyjaciółmi mojego brata.
- Postaram się zapamiętać. Sądzę, jednak że powinien pan dobierać lepszych ludzi. '
- Co masz na myśli?
Nie odpowiedziałam. W tym samym momencie kolejna melodia się skończyła. Powinnam wykorzystać sytuację. Tak masz rację. Więc nie myśl, tylko działaj. Przybliżyłam się szybko do mężczyzny.
- Powinieneś sprawdzić swoich ludzi, a zwłaszcza Juliusza. Niezwykle dobrze gra. A tak do konkretów masz tutaj szpiega a co za tym idzie wroga.
Odsunęłam się. Stał nie rozumiejąc sytuacji. Ruszyłam w stronę wyjścia, czułam na sobie piekący wzrok tamtej osoby. Pewnie już się domyślił, że powiedziałam Crow'owi o tym co ukrywa. Teraz jak najszybciej muszę się wydostać z tego domu.
- Syntry! - Po sali przeszedł szept. Nie zwracaj na to uwagi i się nie zatrzymuj. Idź dalej. - Przecież do Ciebie mówię, zatrzymaj się.
Nie zwracałam na osobę wołającą mnie uwagi. Chwilę później zniknęłam za drzwiami. Rozejrzałam się. W oddali zauważyłam światło. Zaczęłam biec w tamta stronę. Długa suknia nie pomagała mi w tej czynności za bardzo. Jednak w końcu udało mi się dotrzeć w tamto miejsce. Przekręciłam klamkę aby otworzyć szklane drzwi. Jeszcze tylko odwróciłam się do tyłu . Musiałam się upewnić, że nie ma nikogo tuż za mną. Odetchnęłam z ulgą i wyszłam na zewnątrz.
Przywitał mnie tam delikatny wiaterek a chwilę później usłyszałam szum wody. W zasięgu wzroku nie widziałam żadnego stawu ani jeziora. Więc co to było? Szczerze nie mam pojęcia. Zaczęłam stawiać kroki naprzód a dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy.
Witam!
Od razu zacznę od tej smutniejszej części. Muszę niestety was powiadomić, że najprawdopodobniej w następnym tygodniu nie będzie rozdziału. Dlaczego? Otóż jadę na wycieczkę i nie jestem pewna czy będę miała dostęp do internetu.
Po drugie dziękuje za te komentarze. A pro po ich dziękuje (jeszcze raz) za rady, poprawki. Wiem, że wciąż robię dużo błędów.
Po drugie dziękuje za te komentarze. A pro po ich dziękuje (jeszcze raz) za rady, poprawki. Wiem, że wciąż robię dużo błędów.
Pozdrawiam Syntry